Rozdział 27 - powieść NEW

31.2K 1K 261
                                    

Nie mija kilka sekund, jak na panelu zapala się awaryjna diodka. W słabym świetle dostrzegam, że Jan wciska dzwonek alarmowy.

Czekamy oboje, wpatrując się ciemny panel, a tam głucho.

Jego kciuk ponownie ląduje na guziku. Nic.

– Tu jest numer telefonu do obsługi dźwigu. – Macam się po kieszeniach w poszukiwaniu komórki. Nie ma. Są tylko fajki, zapalniczka i gumy do żucia. Wszystkie moje rzeczy zostały na górze w torebce. – Zadzwoń do nich – nakazuję Janowi i biorę jedną pastylkę gumy do ust.

– Od kiedy to podwładna wydaje polecenia szefowi? – odpowiada ostro i ponownie wciska przycisk.

No proszę, a jednak potrafi mówić.

– Od wtedy, gdy szef zaczął myśleć fiutem zamiast mózgiem.

– Słucham? – Odwraca się do mnie.

– Gdybyś zachowywał się dzisiaj jak przystało na normalnego szefa, to do niczego by między nami nie doszło, skończyłabym wcześniej raport i siedziałabym właśnie przy wigilijnym stole z rodzicami, zamiast utknąć z tobą w pieprzonej windzie.

– Z tymi samymi rodzicami, którzy uważają cię za totalne zero? – Unosi brew.

Zaciskam szczęki. To sobie zacytował.

– Nie łap mnie za słowa. Wolę ich towarzystwo od twojego. Chyba powiedziałam jasno, co o tobie myślę.

– I to nawet bardzo. Nie zgodziłbym się jednak z kilkoma stwierdzeniami.

– Naprawdę? Wprost umieram z ciekawości z którymi.

– Może zacznę od tego, że wcale nie potraktowałem cię jak... – Zawiesza głos. Odchrząkuje, jakby słowa stanęły mu w gardle.

– Jak kogo? Kurwę?

Krzywi się.

– Nigdy bym tak o tobie nie pomyślał, Mario. Nigdy. – Brzmi tak przekonująco, że prawie mu wierzę.

– Ale tak mnie potraktowałeś. Poczułam się jak dziwka, którą się wykorzystuje, żeby zaspokoić seksualne potrzeby, po czym odstawia się ją na boczny tor. Czy naprawdę ten cholerny raport jest aż tak ważny? Czy jakiś pieprzony ciąg cyfr, analiz i statystyk znaczy dla ciebie więcej niż ja?

– Nie.

– To dlaczego kazałeś mi go dokończyć, skoro doskonale widziałeś, że się spieszę?

Jan nie odpowiada, tylko wciska ponownie guzik tak mocno, aż bieleje mu palec.

– Jesteś beznadziejny. – Kręcę głową. – Czy możesz już zadzwonić po pomoc, zamiast molestować ten Bogu ducha winny przycisk?

– Nie mogę.

– Dlaczego?!

– Bo zostawiłem telefon na biurku.

No to wybornie. Będziemy tu siedzieć, aż ktoś się zorientuje, że winda nie działa. Oby to było tylko chwilowe wyłączenie prądu, a ochroniarz miał na tyle tęgą głowę, by skojarzyć, że niedawno wchodziliśmy do windy. Tak, na pewno skojarzy, na pewno wezwie pomoc i niebawem ktoś nas stąd wyciągnie.

A jeśli nie? Jeśli w całym budynku jest prąd, a tylko zasilanie windy się popsuło? Zerkam na kamerę w górnym rogu. Zawsze paliła się na niej zielona dioda. Teraz diody brak. Świetnie, jesteśmy odcięci od świata.

Robi mi się duszno. Nie słyszę dźwięku chodzącej klimatyzacji.

A co, jeśli zabraknie nam powietrza? Co, jeśli się tu podusimy, zanim w ogóle ktoś się zorientuje, że tu jesteśmy?

MÓJ SZEF   [ WYDANA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz