"Mój szef. Mój AS 2 i pół". Rozdział 2

9.3K 481 84
                                    

  Posypał mi się chłop totalnie. Nie dosyć, że w ciąży, to do tego jeszcze ślepy.

– Trzeba było ustawić nawigację – tłumaczę spokojnie, kiedy Jan zaczyna pomału wpadać w panikę. Jest święcie przekonany, że to początek jaskry, bo nie widzi ostro na odległość pięćdziesięciu metrów, przez co przegapiliśmy wjazd do szkoły rodzenia.

– Znam tę część miasta. Nawigacja nie była konieczna. – Parkuje przy chodniku.

– Powinieneś się zbadać. W takim wieku wzrok ma prawo się nieco pogorszyć.

Zerka na mnie z ukosa z wyraźnym oburzeniem.

– W takim wieku?

– Nie jesteś młodzieniaszkiem, Janie. Pracujesz dużo przed monitorem, wytężasz wzrok, majstrując przy zegarkach. Patrzałki ci się odrobinę zużyły.

– Patrzałki?

– Oczy. Sprawisz sobie okulary i po sprawie. – Poklepuję go entuzjastycznie po udzie, zabieram torbę i wysiadam z auta.

Jan mamrocze coś pod nosem, zamyka drzwi i podąża do przeszklonego budynku, w którym mieści się szkoła rodzenia. A ja za nim. To nasze pierwsze zajęcia i osobiście nie czuję, że są nam szczególnie potrzebne, ale mój narzeczony się uparł. Mało, że wstawił do salonu regał wypełniony od góry do dołu poradnikami ciążowymi, katuje mnie, co drugi wieczór, filmami edukacyjnymi, to jeszcze wynalazł nam jakiś kurs dokształcający. Wolę nie pytać ile to będzie kosztować. To miejsce nie wygląda na finansowane z NFZ. Wysoki standard, nowiusieńkie wyposażenie, klientela szykowna, pachnąca, zadbana, uśmiechnięta. Już złapali ze sobą kontakt: „Który to tydzień? Tak, och, to wspaniale! Kiedy baby shower? Ja będę rodzić w wodzie. Mnie czeka cesarskie cięcie. Wynajęłam doulę. Mam świetną położną, najlepsza w mieście!"

A ja mam mdłości, wzdęcia i przed chwilą niechcący puściłam bąka, co najwyraźniej umknęło mojemu nadwrażliwemu Janowi, który właśnie doznaje szoku od wszechobecnych dźwięków niezestrojonych, bo wkłada sobie zatyczki do uszu. Mizofonia versus smrodofobia – 1:0.

Rozglądam się po zgormadzonych i zachodzę w głowę: co ja tu właściwie robię? Szkoda pieniędzy i czasu. Pierwsze szkoły rodzenia powstały po drugiej wojnie światowej. Czy to oznacza, że wcześniej kobiety rodziły dzieci w niewłaściwy sposób skoro teraz potrzebują dokształcenia w wydawaniu potomka na świat? Nie potrzebuję żadnych cholernych zajęć. Ale Jan przecież musi posiąść wiedzę absolutną, mieć wszystko pod kontrolą, zaplanowane od początku do końca i dopięte na ostatni guzik. Zero tolerancji dla jakichkolwiek niespodzianek czy błędów.

To nasze pierwsze zajęcia, a ja wymiękam – znów jestem studentką i umieram z nudów na wykładzie z rewizji finansowej i kontroli skarbowej.

Prowadząca przedstawia szczegółowy program, który będziemy omawiać przez kolejne miesiące. Ziewam. Obejmuję się ramionami. Zniżam na krześle. Nastawiam się na bierny odbiór. Zdrowy styl życia w czasie ciąży, bla, bla, bla, dieta, dolegliwości, badania diagnostyczne, bla, bla, bla, konsultacje medyczne, ćwiczenia relaksacyjne, plan porodu, oznaki porodu, bla, bla, bla, wyprawka dla noworodka, zasady obowiązujące na porodówce, techniki radzenia sobie z bólem, bla, bla, bla, pomoc partnera podczas porodu, powikłania i niespodziewane sytuacje, karmienie piersią, opieka nad noworodkiem, bla, bla, bla, bla, bla, bla...

– Mario, czy ty śpisz? – Jan szturcha mnie łokciem.

Otwieram szeroko oczy. Przede mną ekran, na nim prezentacja multimedialna, slajd, tekst, zdjęcie jakiejś ślicznej ciężarnej.

MÓJ SZEF   [ WYDANA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz