"Mój szef. Mój AS 2 i pół". Rozdział 10

6.2K 350 42
                                    

Jestem królową! A to dzięki Jagnie – przyjaciółce Julki. Mam nową, piękną koronę, tyle że nie na głowie, a w miejscu jedynki. Posiadam również ukrytą moc – jestem emocjonalną terrorystką. Nieświadomie, z pomocą sprzyjających okoliczności, zmanipulowałam Jana. Wstrząsnęłam nim, doprowadziłam go do trzydniowego załamania nerwowego i napędziłam mu takiego stracha, że od mojego pobytu w szpitalu słowo „kompromis" stało się nieodzownym towarzyszem naszego życia. I muszę przyznać, że jest dobrze. Ba, nawet bardzo dobrze. I żeby nie było, że tylko Jan idzie na ustępstwa. Każde z nas skomponowało własną listę życzeń. Jan spełnia moje prośby, a ja jego. Stosujemy odwróconą, współczesną i – rzecz jasna – pokojową wersję kodeksu Hammurabiego: „oko za oko, ząb za ząb." Ty robisz coś dla mnie, ja robię coś dla ciebie. Tu nie ma przegranych, każdy jest zwycięzcą.

W rezultacie Jan, na moją prośbę, zgodził się na udział w terapii dla par, ja natomiast stosuję się do jego zaleceń dla ciężarnych. Wilk syty i owca cała. Oboje jesteśmy na prostej drodze do osiągnięcia stabilności emocjonalnej.

Podobno drugi trymestr uchodzi za najprzyjemniejszy okres ciąży. I chyba coś w tym jest, bo nasze życie powoli się normalizuje. Może to efekt terapii, długich rozmów, słuchania, próby akceptacji własnych potrzeb, chodzenia na kompromisy? Albo oboje zrozumieliśmy, że mogliśmy utracić coś cennego – siebie razem, nas dwoje i pół. Tak czy siak, mieliśmy kryzys, lecz wszystko wskazuje na to, że stopniowo z niego wychodzimy.

Niezaprzeczalnie zbliżająca się wiosna również wnosi więcej słońca i optymizmu do naszego związku. Czuję się już znacznie lepiej, roznosi mnie energia, zwłaszcza w sferze kulinarnej – gotuję, piekę i żrę jak najęta (pomimo tego, że mam ciągłą zgagę, która podobno jest normą u ciężarnych). I, uwaga, wraca mi libido! Podczas wczorajszej wizyty u fryzjera był moment, gdy zrobiło mi się naprawdę przyjemnie, błogo, relaksująco. I chyba odrobinę odpłynęłam, bo kiedy fryzjer pociągnął mnie niechcący mocniej za włosy, jęknęłam: „Tak, Janie. Bierz mnie". Śmiechu było co niemiara. Szkoda tylko, że była to wyłącznie fantazja erotyczna, ponieważ Jan nadal nie wykazuje zainteresowania seksem. Mogę się wypinać przy schylaniu, jeść sugestywnie banana, nawet na niego napluć przed włożeniem go do ust, a mój narzeczony jest niewzruszony niczym eunuch w haremie.

Jestem wyposzczona. Ratunku, potrzebuję stosunku!

To, co bezsprzecznie ekscytuje Jana, to wizja ojcostwa. Nasza ciąża jest wciąż na pierwszym miejscu. Na szczęście znacznie przystopował, stał się mniej obsesyjny i zaniechał wicia gniazda do odwołania. Powraca stopniowo do dawnych nawyków i na więcej mi pozwala – za jego zgodą wróciłam do pracy, pod warunkiem aktualizacji i uzupełnienia dotychczasowych reguł Bezpieczeństwa i Higieny Współżycia. Teraz to zasady Bezpieczeństwa i Higieny Współżycia oraz Pracy.

Wraz z unormowaniem rytmu dnia Janowi znacznie poprawia się samopoczucie. Podobnie jak mnie dopisuje mu apetyt, przez co zwiększyła się jego motywacja do porannych ćwiczeń i nie wierci już dziur w ścianie o szóstej rano! Czas, który wcześniej poświęcał na pracę zawodową w korporacji, spędza teraz na zegarmistrzostwie. Kupuje więcej zegarków, odnawia je całymi dniami i sprzedaje z zyskiem klientom, których grono znacznie się powiększyło, bo Jan jest naprawdę dobry w tym, co robi. Myślę, że to zajęcie mu służy, więc powinien się go trzymać na stałe. Nie ma częstego kontaktu z ludźmi, dużo zarabia, tego typu praca daje mu satysfakcję. Bez dwóch zdań stał się spokojniejszy i bardziej zrównoważony. Znowu jest moim Janem: schludnym, zadbanym, i chodzi w garniturze!

– Mario, nie zamierzam jeździć do pracy w swetrze. To nieprofesjonalne.

Żeby była jasność: Jan pracuje w moim warsztacie. Wygospodarowałam dla niego gabinet, który pełnił dotychczas funkcję mojego biura, gdzie trzymałam komputer i dokumenty. Przearanżowaliśmy wnętrze, wymieniliśmy drzwi na dźwiękoszczelne i wstawiliśmy duże okno balkonowe, które wychodzi na podwórze. Ja siedzę w pracowni w najgorszych szmatach i szlifuję meble, a Jan w pomieszczeniu obok, w garniturze, naprawia zegarki i kontaktuje się zdalnie z klientami. Pedantyzm i czystość na powrót grają pierwsze skrzypce. Zarówno w biurze, jak i w domu. Dzień bez sprzątania mieszkania jest dniem straconym.

MÓJ SZEF   [ WYDANA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz