Rozdział 4 - powieść NEW

20.2K 672 249
                                    

– Czy znalazła już pani dokumenty, o które prosiłem? – Stanowczy głos niesie się po łazience.

A jednak mnie widział. Kurna, co za pojebany dzień. Przymykam powieki, biorę głęboki wdech, po nim kolejny.

Dobra, idę.

Podchodzę do umywalki pewnym krokiem i naciskam na dozownik z mydłem.

– Proszę się nie obrazić, ale korzystanie z toalety przeznaczonej dla przeciwnej płci jest co najmniej niestosowne. Nie uważa pan? – Obrzucam go w lustrze karcącym spojrzeniem.

– Jestem podobnego zdania. – Jan sięga po papierowy ręcznik i wyciera starannie dłonie. Są silne, męskie, z wyraźnie zaznaczonymi liniami żył i czarnymi włoskami wystającymi spod białego mankietu koszuli.

Niby banalna czynność – wycieranie rąk. Tymczasem, nie wiedzieć czemu, przyglądam jej się z wyraźnym zainteresowaniem. Drań ma cholernie zgrabne palce. Takie, których dotyk może przyprawić o dreszcz. Zwłaszcza kiedy suną po nagiej skórze ud, odchylają bieliznę, zanurzają się pomiędzy gorącymi fałdami, pocierają o wilgotne miejsce...

Tętno mi przyspiesza, czuję mrowienie w dole brzucha.

Jezu, co ja wyrabiam?! Roztaczam jakieś popieprzone wizje. Przecież to Jan sztywniak! Mój gburowaty szef!

– Co pan tu właściwie robi?

– Powinienem zadać pani to samo pytanie. – Wyrzuca ręcznik do kosza i wskazuje głową na ścianę po prawej stronie.

Podążam wzrokiem w tamtym kierunku i zamieram. Na wielkich, brązowych, lśniących kaflach dostrzegam trzy wiszące pisuary.

W ułamku sekundy zapala mi się czerwona lampka. Niech to szlag! Pomyliłam kible!

Odwracam się zażenowana, miga mi moje odbicie w lustrze – oczy mam wielkie niczym odpływy we wspomnianych pisuarach, usta rozdziawione, a poliki różowe jak Marysieńka ze wsi. Brawo, Mario, ty debilko!

No nie, to się nie dzieje naprawdę. Zaraz spalę się żywcem ze wstydu.

– Za pięćdziesiąt minut jest spotkanie ze Spendimexem. – Jan poprawia krawat przed lustrem. – Proszę się zabrać do pracy i naszykować dokumenty, o które prosiłem. Ma pani pół godziny. – Przenosi na mnie wzrok i mierzy mnie nim od stóp do głów. Jego twarz nieco łagodnieje, w oczach pojawia się dziwny błysk, lecz tylko na chwilę. Zanim zdążę zamrugać, jej rysy znów stają się ostre i niedostępne. – Powinna się pani poprawić.

– Słucham?

– Podwinęła się pani spódnica. – Odwraca się i wychodzi z łazienki.

Co?! Zerkam w dół, ale wszystko jest z nią w porządku. Spoglądam na swoje odbicie w lustrze od tyłu i... Jasna cholera, mam odsłonięte pół dupy!

Naciągam szybko materiał, palą mnie policzki. Nie no, ze wstydu zaraz utopię się w kiblu, z którego wyszłam z podwiniętą kiecką.

Boże... Czy ten dzień może być jeszcze gorszy?

Ano może.

Zaraz po wyjściu z toalety dzwonię do kobiety z ogłoszenia. I co? Dowiaduję się, że dosłownie przed chwilą oddała mój ukochany uszak jakiemuś fagasowi. Na nic się zdają moje tłumaczenia, że miałyśmy umowę, że miała na mnie czekać. Babsko oświadcza, że była przekonana, iż wysłałam kogoś po fotel, a poza tym nie chce już sobie zaprzątać tym głowy, bo ma ważniejsze sprawy, po czym chamsko się rozłącza.

MÓJ SZEF   [ WYDANA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz