"Mój szef. Mój AS". Rozdział 9

13.2K 603 112
                                    

Budzi mnie sygnał nadchodzącego SMS-a. Uchylam powieki. Słońce razi mnie w oczy. Nos mam zapchany. Zawalone zatoki. Ciało obolałe jak po maratonie. Sięgam po omacku po telefon. Na ekranie wiadomość od Olgi:

Wszystko u ciebie okej? Dlaczego nie przyszłaś dzisiaj do pracy? W biurze święto – Engler nieobecny. Dostałam cynk z kadr, że wziął urlop na żądanie. Wszyscy są w szoku. Musiało wydarzyć się coś poważnego, to jego pierwszy raz od kiedy tu pracuje!

Wpatruję się w komórkę i powoli docierają do mnie zamglone wspomnienia: wycofanie Jana w biurze, moja zakupowa akcja, seks w gabinecie, rozmowa o ojcu, nasza kłótnia, koszmary senne, chłodząca kąpiel... Sporo wrażeń jak na jedną dobę.

Bywają takie dni, że nic się nie dzieje, snujesz się bez celu po mieszkaniu, zajadając kolejną paczkę ciastek i umierasz z nudów przed telewizorem. Ale zdarzają się też takie dni jak wczoraj, że wszystko rozgrywa się tak szybko, że nie masz nawet chwili na zastanowienie, co też u diabła dzieje się z twoim życiem.

Staram się uporządkować myśli, bo mam istny chaos w głowie. Przy czym ból zatok wcale mi w tym nie pomaga. Analizuję egoistyczną postawę Jana, kiedy to w biurze oświadczył mi, że rozwiązuje ze mną umowę o pracę, bo nie może się skupić kiedy jestem w firmie. Po czym przypominam sobie jak czule się mną zaopiekował dzisiejszej nocy. W głowie rozbrzmiewa mi echo naszych słów:

– Nie musisz zostawać...

– Nie muszę. Ale chcę.

Robi mi się ciepło na sercu, w gardle klucha. Boże, tak bardzo chciałabym go lepiej rozumieć, potrafić wyczuwać jego nastrój i odpowiednio zinterpretować jego zachowanie. Ale nie potrafię. Jan jest jak pogoda na Islandii – zmienny, kapryśny i nieprzewidywalny. Albo wyruszasz w podróż życia i tym samym akceptujesz fakt, że jednego dnia doświadczysz zimnego wiatru, gradu, deszczu ze śniegiem, gorącego słońca na bezchmurnym niebie i mgły. Albo zostajesz w domu, pod kocykiem i przeglądasz sobie zdjęcia Islandii w Internecie – dziewicze krajobrazy, lodowce, góry, fiordy, wodospady, gejzery i ciepłe źródła.

Zdecydowanie wolę pierwszą opcję. Oczywiście wpierw trzeba się przygotować do takiej wyprawy. Przydałaby się jakaś nieprzemakalna kurtka, wygodne buty, duży zapas batonów energetycznych. I najważniejsze – mapa – trzeba obrać taką drogę, by nawet podczas chujowej pogody odwiedzić miejsca, które zapierają dech w piersiach.

Pytanie tylko czy jestem gotowa na taką podróż? Czy nie lepiej byłoby pojechać do Hiszpanii, gdzie pogoda jest przewidywalna, a przez ponad osiemdziesiąt procent dni w roku świeci słońce? Pobyczyć się na plaży, popluskać w ciepłym morzu, powygrzewać w słońcu i, jak to śpiewał Rysiek: „Nic nie robić, nie mieć zmartwień, chłodne piwko w cieniu pić..."?

Z przemyśleń wyrwa mnie metaliczny dźwięk. Nasłuchuję. Słyszę skrzypnięcie drzwiczek od szafki kuchennej. Po chwili wodę lecąca z kranu do zlewu. Serce zaczyna mi szybciej bić. Czyżby Jan zrezygnował z dnia w pracy, żeby ze mną zostać? Przecież nie umieram. To znaczy umierałam, ale to było wczoraj i w gorączce. Po kąpieli spałam już jak dziecko. Swoją drogą, ciekawe co za cymbał wymyślił ten związek frazeologiczny? Tośka w nocy wstaje do pierworodnego pięć razy! Wpierw cycek, po cycku kolka, po kolce siuśki, po siuśkach drugi cyc, a po cycu stolec. I gotowy pierdolec. Należy niezwłocznie złożyć petycję do rady języka polskiego o zmianę znaczenia wyrażenia „spać jak dziecko" rozumiane jako „spać bardzo cicho, spokojnie i mocno" na „spać jak dziecko" czyli „nie spać, drzeć japę i doprowadzać rodzoną matkę do nerwicy".

Słyszę brzdękniecie talerzy. Podnoszę się na posłaniu. Ból zatok jest tak nieprzyjemny, jakby ktoś wsadził mi w nozdrza pałeczki do sushi.

MÓJ SZEF   [ WYDANA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz