Rozdział 15 - powieść NEW

19.6K 754 214
                                    

Jest piętnaście po szóstej i oprócz mnie w budynku są tylko ochroniarze i sprzątaczki. Cisza jak przed burzą. Ale burzy nie będzie, bo zamierzam się stąd ulotnić, zanim pojawi się mój szef. Przez ostatnie dwanaście godzin głowiłam się, jak uniknąć kompromitującego spotkania z Englerem, jednocześnie nie porzucając pracy, za co mogłabym dostać dyscyplinarkę. Postanowiłam, że po prostu spakuję się, zostawię na biurku Jana wypowiedzenie z laptopem i czmychnę cichaczem do domu. I tyle będą mnie widzieć.

Wyczyściłam skoro świt komputer służbowy, przerzucając wszystkie prywatne pliki na swój stary notebook, i ruszyłam do pracy.

Kaktus, kalendarz, bidon, kubek, dezodorant i jestem spakowana. Omiatam wzrokiem biurko. Hm, a może zabiorę coś na pamiątkę? Nikt nawet nie zauważy braku materiałów biurowych, przyda mi się parę gadżetów. Firma nie zbiednieje.

Wkładam do pudełka zszywacz, karteczki samoprzylepne, kilka długopisów, zakreślacze, taśmę klejącą... Kusi mnie myszka bezprzewodowa, ale to by już chyba było przegięcie.

Dobra, idę do jaskini lwa. Ruszam w stronę biura szefa, a tam zamknięte. No oczywiście, dlaczego o tym nie pomyślałam? Wzdycham ciężko i przykładam kartę do czytnika na drzwiach, jednak nic się nie dzieje. Żadnego bip, żadnej zielonej diodki.

Dobiega mnie odgłos krzątającej się w łazience sprzątaczki. O tak, ona na pewno ma zapasowe karty do wszystkich pomieszczeń.

Ruszam z pudłem w stronę kibli i zerkam na zegar ścienny. Za dwadzieścia siódma. Szybciej.

– Dzień dobry! – wołam od progu, dostrzegając kobietę w średnim wieku, która pucuje lustro na błysk.

– Jezu! – Babeczka podskakuje na dźwięk mojego głosu.

– Nie on, ale była pani blisko. Jestem Maria.

Kobieta się krzywi. Chyba żart mi się nie udał.

– Przestraszyła mnie pani. – Wraca do mycia lustra.

– Przepraszam. Chcę zostawić rzeczy w biurze mojego szefa, ale jest zamknięte. Może mi pani otworzyć?

Kobieta kręci głową.

– Jestem już spóźniona. Muszę jeszcze odkurzyć korytarz.

– Hm. A nie może mi pani pożyczyć karty? Zaraz oddam, tylko odłożę na biurko komputer i dokumenty.

– Nie mogę udostępniać nikomu kart. Takie przepisy.

Kuźwa.

– Rozumiem. Ale to wyjątkowa sytuacja. Szef się wścieknie, jeśli nie będzie miał tego przed siódmą. Bardzo panią proszę. To zajmie chwilkę. Miał zostawić otwarte drzwi, ale zapomniał. – Podła ze mnie kłamczucha, ale to ze stresu. Po prostu na myśl o tym, że miałabym zobaczyć się z Janem twarzą w twarz, mam nogi miękkie w kolanach. – Proszę... Bardzo panią proszę...

Kobieta wzdycha, przesuwając papierowym ręcznikiem po lustrze.

– Jak się pani nazywa? – pyta.

– Maria Gabara. Pracuję tu na stanowisku starszego specjalisty. – Jeszcze. – To dla mnie szalenie ważne.

– No nie wiem. – Kobieta zerka na mnie z ukosa. Wyczuwam w jej głosie, że chyba potrzebuje dodatkowej zachęty.

Odstawiam pudło i sięgam do torby po portfel. A tam hula wiatr. Mam czterdzieści złotych, kartę bankomatową, dowód osobisty, kilka łusek od karpia (które, jak widać, gówno dają) i talon ze świąt od Tośki na masaż relaksacyjny, który traci ważność za dwa tygodnie. Bingo!

MÓJ SZEF   [ WYDANA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz