-Peter! - krzyknął pan Stark biegnąc w moją stronę.
Stephen pędził tuż za nim.
Mężczyźni stanęli przedemną tworząc ludzką tarczę.
-Jesteś cały Pete? - zapytał Strange
-T-tak... A wy? - zapytałem
-O nas się nie martw - powiedział Tony
-Petey! - krzyknęła Cindy - Zdradziłeś mnie! Jak możesz!? Co ja ci zrobiłam! Chciałam cię chronić! Ja i Wade chcieliśmy żebyś był bezpieczny!
-Właśnie. Siostrzyczki chciały dla ciebie dobrze, a ty je zdradziłeś. Niestety nie ujdzie ci to na sucho... - powiedziała Catlin z udawanym żalem w głosie
Cindy od ciągnęła ode mnie ojców.
Nagle za mną Scott zrobił się olbrzymi i zaczął uwalniać wszystkich spod gruzów.
Ludzie którzy nie mają żadnych mocy czy zdolności, zostali ewakuowani. Razem z nimi poszli ci co zostali najbardziej ranni.
Ewakuowano Petera Quilla, Sama, Bruce'a, Marię Hill i... Nie... Nie! Shuri! Matko. Ona... Wszędzie krew! Pręt w jej brzuchu... Matko!
-Peter! Wrócisz do nas? - krzyknął Fisk
-Uciekaj! - krzyknęła Nat.
Od wróciłem się. Avengersi stali za mną w pełnym uzbrojeniu.
Większość z nich była ranna. Jedni mniej lub bardziej, jednak stali ty, gotowi do walki.
-Jak uroczo. - powiedział Pool
Catlin wsadziła palce do ust i głośno w nie gwizdnęła. Po chwili za nimi pojawiła się olbrzymia armia.
Armia Chitauri w zbrojach na wzór Ultrona.
-Cholera - powiedział Cap
- No to co, bawimy się! - krzyknęła Catlin.
Cindy przyciągnęła mnie siecią. Wilson Fisk mnie podniósł a Cindy chwyciła go i swoją siecią wrzucila nas na dach.
*Stark pov*
-Peter! - krzyknąłem
Oni zabrali moje dziecko.
Wszyscy się na siebie rzucili. Zaczęła się prawdziwa bitwa.
Ja i Stephen zaczęliśmy biec w stronę okna przez które wyszedł Fisk z naszym dzieckiem.
-Dokąd to? - Deadpool wskoczył przed nas - Dopiero zaczynamy zabawę!
Zaczęliśmy walczyć.
Ja z Deadpoolem.
Stephen z Silk.
Natasha z Catlin.
Reszta z olbrzymią armią Chitauri.
Wanda walczyła z conajmniej 20 na raz.
Obejrzałem się na Stephena. Zobaczyłem że Cindy nad nim stoi i przykłada mu nóż do krtani.
-Skarbie! - wykrzyczałem
Natasha przejęła Poola a ja popędziłem żeby pomóc mężowi.
Wystrzeliłem wiązkę laserową i zepchnąłem z niego Moon.
-Misiu! Nic ci nie jest!? Cały jesteś!? - podałem mężowi rękę i go pocałowałem
-Nie.- rzucił szybko- Musimy znaleść Petera!
-Wando! - krzyknął Stephen tworząc portal do niej
-Odwrócę ich uwagę, szukajcie go! - powiedziała
-Właśnie miałem to powiedzieć! - krzyknął
-Wiem - rzuciła - Trzy, dwa, jeden! - krzyknęła, po czym zaczęła robić zamieszanie.
Iluzję optyczne, dym, zatrzymywanie wszystkiego mocami.
Innymi słowy, rozpierdówa.
Stephen stworzył portal i oboje do niego weszliśmy.
*Peter pov*
*od razu jak Fisk go zabrał*
Jesteśmy na dachu. Sami. Ja i chłopak mojej siostry.
-Co chcesz zrobić!? - zapytałem. Mężczyzna rzucił mnie na ziemię.
-Będziesz ginąć w męczarniach!
Kopnął mnie.
-Straciłeś jedną nogę. Masz jeszcze drugą. I ręce. Też cię ich pozbawię! Będziesz jeszcze błagał o śmierć. Jak będziesz zbyt głośno, stracisz i język. - groził
-Co ja ci takiego zrobiłem!? - wykrzyczałem
-Przez ciebie mój brat Sam zginął. - wytrzeszczyłem oczy - Tak, Peter. Dokładnie o tego Sama mk chodzi. To prawda, braciszek zawsze był brutalny. Mamy to po mamusi.
Mężczyzna z całej siły kopnął mnie w głowę. Przed moimi oczami zatańczymy czarne plamki.
Wilson chwycił mnie za włosy i podniósł mnie za nie. Zabolało.
-Potem przez ciebie "zginęła" moja narzeczona. - uderzył mnie z pięści w twarz. Z mojego nosa ciurkiem zaczęła lać się krew - Gdyby mnie moi ludzie, byłaby martwa. To, że Avengersi powiedzieli że nie żyje, wcale nie znaczy że była to prawda. Gdy odjechali, ja cały czas tam byłem, zabrałem ją i uratowałem. A to wszystko twoja wina. To, że wszyscy twoi przyjaciele umrą, również będzie z twojej winy.
Fisk wyciągnął z kabury pistolet i postrzelił mnie w udo. Krzyknąłem głośno z bólu.
-Cicho mówiłem! Widzę że chcesz pozbyć się języka! - krzyknął po czym wyciągnął z kieszeni marynarki nóż - Jeszcze raz krzykniesz, to już nigdy nie pocałujesz żadnej kobiety z języczkiem. A nie, zapomniałem! Nie przeżyjesz!
-Zostaw go! - krzyknął Pan Statk
Ja i Wilson odwróciliśmy na nich spojrzenia. Podczas nieuwagi Fiska szybko kopnąłem go w jaja i zacząłem czołgać się w stronę ojców.
Kingpin podniósł pistolet który upuścił i wycelował nim w Stephena.
-Zostaw Parkera, albo pożegnasz się z mężulkiem! - powiedział machając klamką w stronę Stephena.
Tony i Stephen spojrzeli na siebie.
Przestałem czołgać się w stronę taty.
-Uciekajcie. - powiedział Stephen
-Nie! - krzyknął Pan Statk - Żadnemu z was nie pozwolę tu zginąć!
Podniosłem się i stanąłem na nodze która mi została.
Do Pana Starka, Fiska i Stephena miałem taką samą odległość. Mniej więcej trzy dalekie skoki i będę przy jednym z tej trójki.
Muszę wybrać.
Zaryzykuję życie taty, czy wrócę to Wilsona.
Tony podbiegł do mnie.
-Czyli wybraliście. - stwierdził Fisk po czym pociągnął za spust.
★★★
O chuj, jeszcze nigdy takiego Polsatu nie jebłam.
Tak btw, jeden rozdział do końca książki.

CZYTASZ
Dear diary - IronDad
Fiksi PenggemarOpowieść o nastolatku który stracił wszystko. Czy uda mu się wrócić do normalnego życia? Opowieść IronDad and SpiderSon