ROZDZIAŁ 34

1.7K 99 19
                                    

Odwaga może się przejawiać na wiele różnych sposobów. Czasem oznacza poświęcenie własnego życia dla czegoś ważniejszego, dla drugiego człowieka. Czasem to rezygnacja ze wszystkiego, co znałeś, ze wszystkich, których kochałeś, w imię czegoś większego. Ale czasem coś zupełnie innego. Czasem oznacza, że mimo bólu zaciskasz zęby i każdego dnia na nowo podejmujesz wysiłek, mozolną pracę na rzecz lepszego jutra.
~ Veronica Roth

BLAKE

Docieram do pokoju i natychmiast sięgam po telefon. Wybieram numer jedynej osoby, która może mi w tej chwili pomóc.

— Cześć, promyczku — słyszę wesoły głos Nate'a i z niewyjaśnionych powodów zaczynam płakać. Chyba nazbierało się we mnie zbyt dużo emocji i szukają drogi ujścia z organizmu.

— Możesz po mnie przyjechać? — proszę łamiącym się głosem.

— Blake, co się stało? — pyta troskliwie, a ja szlocham głośno. Niech to szlag!

— Wszystko ci opowiem, tylko przyjedź po mnie, proszę.

— Gdzie jesteś?

— W hotelu Sheraton Gateway przy lotnisku.

— Będę najdalej za piętnaście minut! — obiecuje i do moich uszu dociera dźwięk informujący o zakończeniu połączenia.

Wrzucam do torebki bieliznę na zmianę, kilka kosmetyków i szczoteczkę do zębów. Zamierzam dotrzymać słowa danego Emmie i poprosić Nate'a, żeby zawiózł mnie na policję. Im szybciej to załatwię, tym lepiej. William Wood będzie skończony.

Przez chwilę zastanawiam się, czy powinnam zejść na dół i poczekać na przyjaciela na zewnątrz. Skończyłam z Willem, Alexa poprosiłam o czas, co jeszcze może się wydarzyć? Poza tym zgodnie z zapowiedziami Harrisson powinien być tutaj w ciągu kilku minut. Wychodzę z pokoju, mając nadzieję, że los nie zadrwi ze mnie po raz kolejny i nie postawi na mojej drodze żadnego ze źródeł moich problemów.

Udaje mi się powstrzymać płacz, ale mój spokój jest jedynie powierzchowny, w środku cała się trzęsę. Mijam próg hotelu i korzystając z tego, że Nate'a jeszcze nie ma, wygrzebuję z torebki papierosy. Okazuje się, że nie tylko w środku się trzęsę, drżące dłonie znacznie utrudniają mi odpalenie fajki. Kiedy wreszcie mi się udaje, zaciągam się tak mocno, jak tylko mogę. Czuję, jakby za sprawą nikotyny w moje gardło wbijało się mnóstwo szpilek. Dziś nie ma wiatru, więc wypuszczam dym powoli, obserwując, jak rozchodzi się w powietrzu. Wolny, nic nie zakłóca jego drogi. Wreszcie mogę powiedzieć, że jestem jak ten obłok – wolna i nikt nie stoi mi na przeszkodzie w drodze do szczęścia. Nikt poza mną.

Postawiłam się Willowi, dałam mu do zrozumienia, że między nami wszystko jest skończone, ale podskakuję przestraszona, kiedy pojawia się w zasięgu mojego wzroku i w pierwszej chwili chcę schować papierosa za plecami, żeby go nie zauważył. Jak to możliwe, że tak bardzo się go boję, chociaż jego zdanie nie powinno mnie już obchodzić? Obecność Wooda wzbudza we mnie jeszcze jedno uczucie – wściekłość i to ona pozwala mi na przyjęcie bojowej postawy, i zaciągnięcie się kolejny raz przy jednoczesnym obrzuceniu mężczyzny chłodnym spojrzeniem. Instynktownie robię krok w tył, kiedy się do mnie zbliża, ale unosi ręce, jakby chciał mi pokazać, że się poddaje. Nie ufam mu, ani trochę. Z drugiej strony, chyba nie byłby na tyle głupi, żeby próbować mi coś zrobić w miejscu, gdzie ktoś mógłby nas zobaczyć.

— Ani kroku dalej — ostrzegam go, bo stoi zdecydowanie zbyt blisko mnie. Zatrzymuje się i wzdycha. Podnosi na mnie wzrok i przez bardzo krótką chwilę robi mi się go szkoda, kiedy patrzę w jego przygaszone oczy. Przeklinam się w myślach za to, że przejmuję się uczuciami Wooda, nie jest tego wart.

Wszystko będzie dobrze [BYŁO WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz