ROZDZIAŁ 23

2K 101 18
                                    

Nie wierzę w sekrety między najlepszymi przyjaciółkami. Ale istnieją sekrety... I istnieje trudna prawda... Przerażająca prawda. Niewyobrażalna prawda.
~ Becca Fitzpatrick

BLAKE

Do moich uszu, jak przez mgłę, dociera pukanie do drzwi. Jest niedziela, nie muszę wstawać, dziś nie pracujemy. Planowałam się wyspać, ale ktoś bardzo chce mi te plany pokrzyżować, bo puka raz jeszcze, tym razem głośniej.

— Zaraz — mówię, mając nadzieję, że będzie mnie słychać za drzwiami. Z na wpół otwartymi oczyma wychodzę z łóżka i podchodzę do drzwi, żeby je otworzyć. Przede mną stoi nie kto inny jak Greyland i uśmiecha się szeroko.

— Dzień dobry, słonko, mamy piękny dzień. Panowie korzystają dziś z kolejnej atrakcji hotelu, jadą do wytwórni Universal pozwiedzać.

— I obudziłeś mnie tylko po to, żeby mi to powiedzieć? — pytam niezadowolona. Naprawdę wolałabym być w łóżku.

— No coś ty, ubieraj się, my też wychodzimy. — Nie czekając na odpowiedź, wchodzi do pokoju i rozsiada się na łóżku.

— Dokąd? — Zamykam drzwi i zbieram włosy w wysokiego koka, żeby nie leciały mi na twarz podczas mycia.

— Zobaczysz, ubieraj się, za piętnaście minut ma po nas przyjechać taksówka.

— Piętnaście minut? A śniadanie?

— Blake, po prostu zrób to, o co cię proszę. Śniadanie będzie. Załóż coś wygodnego.

— Dobra. — Zdążyłam ulokować swoje ubrania w szafie, więc otwieram ją i szukam czegoś, co spełni wymóg Alexa. Wyciągam jeansy, szarą bluzę i z ubraniami idę do łazienki.

— Spotkamy się na dole, muszę coś jeszcze zabrać od siebie. — Słyszę, kiedy zamykam za sobą drzwi.

— Zaraz zejdę. — Stojąc przy kranie, myję twarz, zęby i maluję rzęsy, nic więcej nie zdążę zrobić. Piżamę zmieniam na przygotowane ubrania. Włosy rozczesuję i zostawiam rozpuszczone, ale na wszelki wypadek chowam gumkę do kieszeni jeansów.

Zakładam buty, dziwnie czuję się bez obcasów, ale ma być wygodnie, więc zapomniane trampki to najlepsza opcja.

Moja torebka nie jest wymarzonym zwieńczeniem tej stylizacji, ale nie zabrałam ze sobą innej, w której zmieściłabym coś więcej niż telefon i kartę. Przez chwilę zastanawiam się, czy nie wyciągnąć z torebki kalendarza, ale ostatecznie postanawiam zabrać go ze sobą. Nigdy nie wiem, kiedy będzie mi potrzebny. Dorzucam do środka telefon i kartę od pokoju, i wychodzę na korytarz.

Kiedy wysiadam z windy na parterze, Alex już na mnie czeka. Siedzi na kanapie przy recepcji, a obok jego nóg stoi duży, wiklinowy kosz. Jedną rękę opiera na złożonym w kostkę materiale.

— Co jest w środku?

— Nasze śniadanie. Chodź, samochód już czeka. — Materiał bierze pod pachę, podnosi kosz i kieruje się do wyjścia. Bez słowa idę za nim. — Siadaj z przodu, ja wpakuję się z tym na tył. — Wsiadamy do taksówki i kierowca rusza.

— Dokąd?

— Na plażę Santa Monica — odpowiada Alex. Zaraz, czy on zabiera mnie na plażę, żebyśmy zjedli tam śniadanie? Nie wiem, co ma w koszyku, ale już mi się podoba. Poza tym jestem pod wrażeniem, że zadał sobie tyle trudu z myślą o mnie. Dzień zapowiada się naprawdę dobrze.

Droga biegnie przez dzielnicę Beverly Hills, więc znów siedzę przyklejona do szyby i obserwuję okolicę.

— Skurczyłaś się, słonko — mówi Alex, kiedy wysiadamy z samochodu i patrzy na mnie z góry.

Wszystko będzie dobrze [BYŁO WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz