Poczułam rączkę na mojej ręce, więc spojrzałam na Stella'ę i się lekko uśmiechnęłam, biorąc ją sobie na kolana.
- Oby nie było żadnych dramatów jak dorośniesz, wiesz? Na pewno jesteś córeczką Jake'a i nie mam żadnych wątpliwości...
- Tata...
- Taak, jesteś córeczką tatusia.
Jake usiadł obok moich nóg i na mnie spojrzał, unosząc brwi.
- Wszystko w porządku?
- Tak... Spojrzała na wynik?
Pokręcił głową i zaczął się bawić swoimi palcami, przez co mocno się zaciągnęłam jak spłynęły mi łzy. Doskonale wiem co to oznacza.
- Jest moją córką... Powiedziała że nie chce znać wyniku i żebym ja spojrzał.
- Kurwa...
- Szczerze? Ja się cholernie cieszę. Nie wyobrażasz sobie jak w tym momencie jestem szczęśliwy, ale wiem że to jest dla ciebie trudne...
- Nie powiem Luisowi. Przykro mi Jake, ale... Nie mogę mu tego zrobić. Po prostu nie potrafię.
- Jasne, rozumiem. Też mu nie powiem, obiecuję. Ale szczerze? Nie pamiętam tego. Nie mam pojęcia kiedy to się stało.
- Ja też. Nie przypominam sobie żebym zdradziła Luisa. Ty chyba byłeś wtedy w Anglii.
- Byłem, ale wróciłem na jeden weekend. Poszedłem na imprezę i dosłownie nic z niej nie pamiętam, więc może wtedy.
Kiwnęłam głową i westchnęłam, dopalając skręta. Po chwili podeszła do nas Hope i pokręciła głową, patrząc to na mnie, to na Jake'a.
- Muszę wiedzieć... Nie powiem tacie, albo nie tacie. Po prostu chcę wiedzieć.
Jake uniósł brwi, patrząc na nią, a ona się zaśmiała i zaczęła płakać, od razu mocno go przytulając. Nie spodziewałam się takiej reakcji... Myślałam że będzie wściekła, a ona się ucieszyła.
- Nie powinnam się cieszyć, ale... Naprawdę jestem szczęśliwa z tego powodu. Zasługujesz na to, ty mnie wychowałeś.
Czy tylko ja nie jestem szczęśliwa z tego powodu? W sensie, Hope ma rację że Jake na to zasługuje żeby być jej ojcem, ale nie chcę zranić Luisa. By się naprawdę załamał.
Pov. Jake.
Sophie wstała i poszła bez słowa, przez co Hope na mnie spojrzała.
- Przeszkadza jej to?
- I to jak. Boi się że zrani tym Luisa, dlatego po prostu mu nie mówmy.
- Nie mam zamiaru. I nie będę mówić do ciebie tato.
Uśmiechnąłem się i kiwnąłem głową, patrząc na nią. Dosłownie nigdy mi to nie przyszło do głowy. Traktowałem ją jak córkę, ale nie przypuszczałem że nią jest.
- Mam nadzieję że zdajesz sobie sprawę z tego, że ten cały idiota ma się stąd wynieść?
- Błagam, to frajer. Założył się o moją znajomą więc ja zrobiłam to samo. Ani trochę mi na nim nie zależy.
Zajebista.
Joe tu podszedł i po nas spojrzał.- Dzwonił Młody i chce z tobą pogadać.
- Coś ważnego?
- Bardzo ważnego.
Zerknąłem na Hope, a po tym na Joe i się podniosłem, biorąc od niego telefon. Nie chcę za bardzo ich zostawiać samych, ale w sumie jakby chcieli to i tak by się spotykali. Jest milion sposobów.