Po chwili przybiegł tu Nico, więc Jake na niego spojrzał, ścierając łzy. Zajebista chwila, przysięgam. Wystawił ręce do Jake'a, więc on go podniósł i westchnął. Hope też tu weszła i się uśmiechnęła.
- Wychodzę.
- Co z... Jak ona miała na imię? Leila?
Jake spytał, a ona się zaśmiała.
- Nie rozmawiamy. Nie dogadywałyśmy się w różnych kwestiach. I przespała się z kimś innym.
Rozchyliłam usta, a Jake kiwnął głową.
- I wszystko okej?
- To było dawno, już o niej zapomniałam. Poznałam ostatnio kogoś, ale nie będę na razie nic o nim mówić.
- O nim?
Jake uniósł brwi, a ona pokiwała głową, zakładając kurtkę.
- Mhm. Groził mi pistoletem, może to mój Jake.
- Nie ma szans, nie będziesz miała swojego Jake'a.
- Nic mi nie będzie.
- Dlaczego ci groził?
- Bo przez przypadek dowiedziałam się że kogoś zabił. To znaczy, po prostu jak o tym z kimś mówił w kawiarni, ja siedziałam obok i nie ogarnęli. Później jeden poszedł po kawę, a ten co mi groził został i zauważył że siedzę obok. Ogólnie też mówili o jakiejś ogromnej transakcji amfetaminy.
- Słyszałem o tym.
- No, i pod stołem mi groził, więc też wyjęłam pistolet i ja też w niego celowałam, później ogarnął że jestem twoją córką i zaprosił mnie na kawę.
- Mała nie angażuj się... Skoro ogarnął że...
- Dużo osób mnie z tego właśnie zna. Jak komuś mówię że mam na imię Hope, a jeszcze jak podam nazwisko Douglas to od razu każdy wie. Po prostu wiedział, że nikomu nie powiem bo znam twoje wszystkie sprawy, transakcje i tak dalej. Nie martw się.
- Dzwoń w każdej chwili.
- Będę.
Przytuliła go i się do mnie uśmiechnęła, wychodząc z domu, a Jake uniósł brwi i pokręcił głową.
- Skoro jej nie ma, a za chwilę matka kolegi Nico go zabiera na urodziny...
Zaczęłam, a on się zaśmiał i kiwnął głową.
- Myślałem że jesteś obrażona.
- Mam swoje potrzeby.
Pocałowałam go, uśmiechając się.
- Ale daj mi parę minutek. Muszę się ogarnąć.
- Leć.
Poszłam na górę do łazienki i szeroko się uśmiechnęłam, szybko ogarniając. Zrobiłam też piękny makijaż, ułożyłam włosy i założyłam po prostu satynowy szlafrok. Zajebistee. Zeszłam na dół, a tu zobaczyłam że Jake siedzi na kanapie i robi coś na telefonie. Jaram się totalnie. Podeszłam do niego z rozwiązanym szlafrokiem, ale jak zobaczyłam że to nie jest Jake, tylko jakiś facet, wytrzeszczyłam oczy i od razu się zakryłam. Ja pierdole, co jest?
- Ile cukr...
Jake tu wszedł i rozchylił usta, patrząc na mnie.
- Dwie łyżeczki.
Ten facet powiedział, a Jake przetarł twarz i pociągnął mnie za rękę do kuchni.
- Mała...
- Miałam się ogarnąć.