114."Bo zabiłeś jej synka! „

671 71 3
                                    

Następnego dnia jak przyjechaliśmy, spojrzałam na Joe i uniosłam brwi. Nie mam zielonego pojęcia jak rozłożyć ten namiot. Kurwa, nigdy nie byłam pod namiotem. Skąd mi wpadło do głowy ze namiot?

- Nie masz pojęcia jak to zrobić, prawda?

- Mhm.

Postawił na ławeczce kubeczek z czymś do picia, wiec po niego sięgnęłam żeby się napić.

- Zrobię ci twojego drinka, tego nie pij. Jestem chory.

- Nie jesteś chory.

Zmarszczyłam brwi, a on pokręcił głową, ciagle wystawiając rękę w moją stronę, żebym mu oddała jego drinka. Chyba rozumiem o co tu chodzi.

- Co tu sobie wsypałeś?

- Nic.

- Zaraz wrócę do domu, Joe. Mieliśmy miło spędzić czas.

- Nic nie wsypa...

Od razu wzięłam dużego łyka, przez co on od razu do mnie podbiegł i pokręcił głowa.

- Wypluj to, proszę cię...

Twardo na niego spojrzałam, mając nadzieję że to cokolwiek da. Martwi się, nie chce żebym cokolwiek brała.

- Xanax, nic więcej.

Wiem ze xanax to nie jest jakieś ogromne gówno, sama kiedyś wzięłam, ale nie chcę żeby miał cokolwiek w tym momencie wspólnego z czymkolwiek.
Wylałam całego drinka i wyplułam na bok.

- Będę brać łyk każdego twojego drinka, Joe. Dosłownie wszystkiego w sumie będę próbować.

- Potrzebuję czegoś na uspokojenie.

- Jesteś w środku lasu, nie masz czym się denerwować. Jeśli będę cię wkurzać, to powiedz i sobie pójdę, albo ty sobie pójdź. Możesz robić co tylko chcesz.

Kiwnął głową, odpalając papierosa.

Wieczorem jak się położyłam, po chwili przyszedł tez tu Joe i się do mnie przytulił, czując że trzęsę się z zimna.

- Chcesz bluzę?

- Już mam jedną na sobie.

Pocałował mnie w ramię, nie odsuwając się ode mnie. Przyjemna chwila, naprawdę. Uśmiechnęłam się, przenosząc wzrok na jego twarz. Jest trzeźwy. Widzę to po nim.

- Nie jesteś od tego uzależniony? Inaczej ludzie się zachowują po odstawieniu.

- Nie potrafię się uzależnić. Od fajek zdecydowanie jestem, ale cała reszta ani trochę.

- W takim razie po co ci to?

Uśmiechnął się lekko, powoli zaczynajac jeździć dłonią po moich plecach.

- Po prostu żeby poczuć się lepiej i żeby problem sam się rozwiązał. Dlatego nie potrzebuję niańki. Wiem że Jake cię poprosił.

- Wiesz, że problem sam się nigdy nie rozwiąże?

- W końcu przyjdzie czas że się pogodzę z daną sprawą. Ćpałem jak obydwoje umarli i to dużo. Cholernie dużo, raz prawie przedawkowałem, ale pogodziłem się w końcu z tą myślą i się ogarnąłem.

One Girl - Two Faces 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz