Następnego dnia jak przyjechaliśmy, spojrzałam na Joe i uniosłam brwi. Nie mam zielonego pojęcia jak rozłożyć ten namiot. Kurwa, nigdy nie byłam pod namiotem. Skąd mi wpadło do głowy ze namiot?
- Nie masz pojęcia jak to zrobić, prawda?
- Mhm.
Postawił na ławeczce kubeczek z czymś do picia, wiec po niego sięgnęłam żeby się napić.
- Zrobię ci twojego drinka, tego nie pij. Jestem chory.
- Nie jesteś chory.
Zmarszczyłam brwi, a on pokręcił głową, ciagle wystawiając rękę w moją stronę, żebym mu oddała jego drinka. Chyba rozumiem o co tu chodzi.
- Co tu sobie wsypałeś?
- Nic.
- Zaraz wrócę do domu, Joe. Mieliśmy miło spędzić czas.
- Nic nie wsypa...
Od razu wzięłam dużego łyka, przez co on od razu do mnie podbiegł i pokręcił głowa.
- Wypluj to, proszę cię...
Twardo na niego spojrzałam, mając nadzieję że to cokolwiek da. Martwi się, nie chce żebym cokolwiek brała.
- Xanax, nic więcej.
Wiem ze xanax to nie jest jakieś ogromne gówno, sama kiedyś wzięłam, ale nie chcę żeby miał cokolwiek w tym momencie wspólnego z czymkolwiek.
Wylałam całego drinka i wyplułam na bok.- Będę brać łyk każdego twojego drinka, Joe. Dosłownie wszystkiego w sumie będę próbować.
- Potrzebuję czegoś na uspokojenie.
- Jesteś w środku lasu, nie masz czym się denerwować. Jeśli będę cię wkurzać, to powiedz i sobie pójdę, albo ty sobie pójdź. Możesz robić co tylko chcesz.
Kiwnął głową, odpalając papierosa.
Wieczorem jak się położyłam, po chwili przyszedł tez tu Joe i się do mnie przytulił, czując że trzęsę się z zimna.
- Chcesz bluzę?
- Już mam jedną na sobie.
Pocałował mnie w ramię, nie odsuwając się ode mnie. Przyjemna chwila, naprawdę. Uśmiechnęłam się, przenosząc wzrok na jego twarz. Jest trzeźwy. Widzę to po nim.
- Nie jesteś od tego uzależniony? Inaczej ludzie się zachowują po odstawieniu.
- Nie potrafię się uzależnić. Od fajek zdecydowanie jestem, ale cała reszta ani trochę.
- W takim razie po co ci to?
Uśmiechnął się lekko, powoli zaczynajac jeździć dłonią po moich plecach.
- Po prostu żeby poczuć się lepiej i żeby problem sam się rozwiązał. Dlatego nie potrzebuję niańki. Wiem że Jake cię poprosił.
- Wiesz, że problem sam się nigdy nie rozwiąże?
- W końcu przyjdzie czas że się pogodzę z daną sprawą. Ćpałem jak obydwoje umarli i to dużo. Cholernie dużo, raz prawie przedawkowałem, ale pogodziłem się w końcu z tą myślą i się ogarnąłem.