- Wybraliście imię?
- Jeszcze nie... Ale możesz nam pomóc.
- Podoba mi się Nicolas. Nowy chłopak chodzi ze mną do szkoły i ma tak właśnie na imię, ładne. Każdy mówi do niego Nico.
- Ładne, podoba mi się.
Jake pokiwał głową, a ja zmarszczyłam brwi. Mi tak średnio.
- Jak dla psa. Ludzie często Nico nazywają psa.
- Każdym imieniem można nazwać psa. Pies Hope też na pewno istnieje.
- Ale Nico dla psa jest oczywiste. Przecież mieliśmy psa Nico. Bardziej twój ojciec miał.
Pokiwała głową i usiadła na krześle. Tęskni za nim... Pamiętam jak Nico zdechł, ja pierdole to było piekło.
- Mi się podoba Nico.
Pielęgniarka wzięła go ode mnie i się uśmiechnęła, przez co ja też. Jestem cholernie szczęśliwa, ale też zmęczona.
- Położę go z innymi dziećmi i go umyjemy...
- Jasne.
- Dobra, a my Ci damy odpocząć.
Zaczął dzwonić Jake'owi telefon, więc na mnie zerknął i odebrał, wychodząc na korytarz.
- Hope... Nie bądź na niego cięta.
- Postrzelił tatę.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale...
- Nie broń go proszę cię...
Kiwnęłam głową, patrząc przed siebie, a po tym znowu na nią spojrzałam.
- Nie chcę żebyś czuła się odrzucona... Wiem że pewnie teraz będę dużo czasu poświęcać nowemu dziecku, ale pamiętaj że zawsze możesz do mnie przyjść i ze mną porozmawiać. To, że będę z nim więcej siedzieć nie znaczy że ty będziesz mniej ważna.
Pokiwała głową i się lekko uśmiechnęła, łapiąc mnie za rękę.
- Odpocznij...
Jake tu z powrotem wszedł, chowając telefon do kieszeni.
- Kto dzwonił?
Spytałam, a on się uśmiechnął.
- Joe, pytał co się dzieje że mnie nie ma w hangarze.
- Jedź do nich... Ja się prześpię.
Pokiwał głową, całując mnie w czoło i się zaśmiał, kręcąc głową. Chyba dalej nie może w to uwierzyć.
- Przywieźć ci coś później?
- Mam ochotę na McDonald'sa... Proooszę.
- Nie ma mowy. Przywiozę ci jakieś soczki owocowe, albo jogurty.
- Ooo, a może jogurt z brzoskwinką?
- Zapamiętam.
Hope się podniosła, patrząc w telefon.
- Lecę, Tyler przyjechał. Zadzwoń jakbyś czegoś potrzebowała.
Pokiwałam głową, a ona wyszła. Jest wściekła na Jake'a i to mocno. Spojrzałam na niego i uniosłam brwi.
- Jakey?
- Wiem że jest wkurzona, ale co mam zrobić? Kwiatki nie pomogą.
- Porozmawiaj z nią, no jezu.
- Nie przejmuj się tym, odpoczywaj sobie. Będę za jakieś trzy godziny.
Pocałował mnie i poszedł, a ja westchnęłam i się położyłam.