Wyszłam stąd, trzaskając drzwiami, kiedy na korytarzu zobaczyłam Jake'a, który się opiera o ścianę.
- Witaj słońce.
- Daj spokój...
- Zdradził ci swój...
- Zachował się jak dupek.
- Nikomu o tym nie powiedział, Hope... Zdradził ci to, a ty ...
- Z godzinę temu był kochany, a teraz?
- Przypomniał sobie o rocznicy śmierci jego matki. To dzisiaj. Zazwyczaj na wieczór sobie przypomina i to dalej go boli. Wiem że sama nie czujesz się najlepiej, ale on też kogoś potrzebuje. Od co najmniej ponad dwudziestu lat nie ma nikogo.
Okej, tu ma rację, przyznaję. Nie miałam pojęcia ze jest rocznica, nie wspomniał o tym.
Wróciłam się do łazienki i uniosłam brwi, widząc że kończy skręta.- Zapomniałaś o czymś?
- Masz rację, nie jestem taka żeby się użalać w pokoju... To ani trochę nie jest do mnie podobne.
Uśmiechnęłam się lekko i zdjęłam ciuchy, wchodząc do niego do wanny.
- Dobrze się czujesz? Coś brałaś, albo...
- Mówiłam że chcę wziąć kąpiel. Sam się doigrałeś.
Ułożyłam się wygodniej między jego nogami i oparłam się plecami o jego tors, lekko się uśmiechając. Weź debilko, nie jest zainteresowany. Pewnie z milionem innych tak siedział w wannie.
Po paru minutach przytulił mnie do siebie i pocałował w ramię, przez co kurwa poczułam się idealnie. Jezu... Dość, błagam. Jestem nienormalna. Nie dość że podoba mi się typ o dwadzieścia lat starszy, jest w gangu mojego ojca to jeszcze najwyraźniej ma pojebaną przeszłość. W sensie, nie przeszkadza mi to ani trochę, ale naprawdę posrana sytuacja. Jak byłam z innymi osobami to ani trochę nie czułam ze mogę z nimi wiązać przyszłość, a z Joe? Błagam. Mogłabym mieć z nim bachory. To znaczy, nie teraz. Może kiedyś, ale wyobrażam sobie z nim przyszłość po prostu. Chciałabym i to mocno z kimś się tak fajnie związać.
- Przepraszam za to jak cię potraktowałem. Wtedy w domku i przed chwilą. Po prostu... Jake cię traktował jak córkę, a teraz okazało się że jesteś jego córką. Martwi się o ciebie, nie dziwię mu się. Nie chciałbym żeby moja córka spotykała się z takim facetem jak ja.
- Jesteś zwykłym...
- Uwierz że nie jestem. Każdy kto się do mnie zbliży umiera. Dosłownie każdy kto jest dla mnie ważny i Jake doskonale o tym wie.
Zmarszczyłam brwi i na niego spojrzałam, kiedy znowu odpalił skręta. Jakby, kurwa. Nigdy go nie widziałam w takim stanie.
- Joe...
- Nie będę ci się żalić, nie mam takiego zamiaru. Po prostu chcę, żebyś wiedziała ze jesteś cholernie dla mnie ważna i nigdy bym cię nie wykorzystał w ten sposób. Jesteś zajebista, ale dla mnie nieosiągalna. Znajdź sobie faceta w swoim wieku, bardziej normalnego. Ja się nie nadaję.
Nie rozumiem dosłownie nic z tego co mówi. W sensie, rozumiem ale nie wiem dalej o co mu chodzi.
- Wiesz, że postaram ci się jakkolwiek pomóc? Wiem że strata mamy jest dla ciebie...