Ktoś zapukał i wszedł do pokoju, a jak zobaczyłam Luisa, pokręciłam głową.
- Po prostu stąd wyjdź.
- Możesz...? Nie chcę się kłócić. Jake?
Luis uniósł brwi, więc Jake stąd wyszedł.
- Nie będę z tobą rozmawiać w sypialni.
Uśmiechnął się i uniósł brwi, siadając na krześle, a nie łóżku. Fakt, Luis łóżko małżeńskie traktuje jako coś osobistego, jak bielizna. To niby nie jest łóżko małżeńskie, ale chyba tak je traktuje.
- Przepraszam. Przesadziłem, masz rację, to moja wina i sam sobie na to zapracowałem. Jeśli jesteś z Jake'iem szczęśliwa, uszanuję to i nie będę się wpierdalał. I postaram się bardziej z Hope... Powiedziała że za mną tęskniła.
- Rzadko tu jesteś, nic dziwnego że tęskniła.
- Postaram się bardziej.
Luis właśnie przez ostatnie dwadzieścia minut miał więcej humorków niż ja przez ostatni tydzień. Najpierw był przygnębiony, później się zaczął wkurzać, a teraz jest dziwnie miły i wyrozumiały.
Podniósł się i wyszedł, a po chwili wszedł z powrotem Jake, ale tym razem Hope wbiegła za nim.W następnym tygodniu jak Luis zabrał Hope na tydzień, szeroko się uśmiechnęłam i spojrzałam na Jake'a.
- Co powiesz na drineczki?
Uśmiechnęłam się, a on uniósł brwi.
- Pod warunkiem że w bieliźnie lub nawet bez.
- Kto ostatni w basenie robi drinki!
Zerwałam się do biegu i od razu w ogrodzie wskoczyłam do basenu, a zaraz po mnie Jake. Mam załatwionego barmana.
- Wcześniej wystartowałaś!
Jake się zaśmiał, a ja uśmiechnęłam i wzruszyłam ramionami, przytulając do niego.
- Robisz drinki.
- Zwalą cię z nóg.
Zdecydowanie. Właśnie sobie przypomniałam że on przecież jest też z zawodu barmanem.
- Dosłownie mnie pewnie zwalą z nóg. Ale skoro Hope nie biega tu wszędzie, a sąsiedzi nic nie widzą...
- Jestem na tak.
Od razu powiedział, zdejmując dresy w których wskoczył, a ja się zaśmiałam.
Wieczorkiem zmarszczyłam brwi, jeżdżąc kciukiem po policzku Jake'a.
- Jake... Chciałbyś mieć dziecko? Swoje własne.
Jestem najebana potężnie. Jake chyba trochę też, ale na pewno nie tak jak ja.
- Hm? Nie rozmawialiśmy o tym?
- Nie wiem.
Położyłam się na nim i go pocałowałam, a on się uśmiechnął, jeżdżąc dłonią po moim biodrze.
- Boję się swojego dziecka. To za duża odpowiedzialność. Nie ma mnie pół dnia, a nie chcę cię zostawiać samej z tym wszystkim.
- Ja chyba bym chciała drugie. Nie z Luisem.
Zmarszczyłam brwi, a on pokiwał głową, mocno mnie ciągle do siebie przytulając.
- Mała jeśli chcesz... Możemy to przedyskutować i poustalać jak to by miało wyglądać. To twój wybór, ty będziesz rodzić.
- Ale ty też jesteś ważny. Jesteś ojcem, twoje zdanie też się liczy.
Zaśmiał się, patrząc na mnie i pocałował mnie w czoło.
![](https://img.wattpad.com/cover/293154057-288-k41041.jpg)