Rozdział 3

9.1K 324 1
                                    


CLARISSA

- Proszę państwa przed wami walka wieczoru. Przed wami bardzo młody zawodnik, który wygrał już wiele walk. Obiecujący zawodnik MMA Anthony McMillan. – Tłum wiwatuje. Jestem taka dumna. Krzyczę razem z tłumem Tony, Tony, Tony. - Zmierzy się z o wiele starszym zawodnikiem Carlosem Wilsonem.

Tony czekał na ten dzień. Dzień, w którym zostanie mistrzem po raz drugi. Tak bardzo na to pracował. Jestem w pierwszym rzędzie i trzymam za niego kciuki.

- Da radę – mówię, kiedy tata obejmuje mnie z boku i przyciąga do siebie.

- Pójdę zobaczyć się z jego agentem. Podobno ma dostać jakąś nową propozycję – tata całuje mnie w głowę, wypuszcza mnie z ramion i znika w tłumie.

Nie mogę przegapić jego walki. Odwracam się do sceny. Za chwilę rozpocznie się walka. Siadłabym, ale wtedy mogłabym nie widzieć wszystkiego. Mój brat stoi przed swoim przeciwnikiem. W tłumie szuka mojej twarzy. Zawsze tak robi. Podobno patrzenie na mnie sprawia, że jest jeszcze lepszy. Zawsze się z tego śmiałam, ale nie miałam nic przeciwko.

I tym raz na jego twarzy gości uśmiech. Pokazuje mu ręce do góry. Moje kciuki są w nich schowane. Przykłada jedną z rękawic do piersi. Po czym odrywa ją i pokazuję na mnie. Wiem ze w ten sposób chciał mi powiedzieć, że mnie kocha. To też nasza tradycja.

- Proszę państwa przygotujcie się na show – mężczyzna schodzi po schodkach i wychodzi z klatki.

Zawodnicy ustawiają się, muzyka cichnie, tłum milknie. Wtedy powietrze przenika dziwny dźwięk. Po chwili dociera do mnie, że zaczynają padać strzały. Wzdrygam się na ten dźwięk. Tłum zaczyna krzyczeć ludzie przepychają się chcąc wydostać się z budynku. Odwracam się w stronę klatki chcąc sprawdzić co z moim bratem.

Nie mogę uwierzyć w to co widzę a moje nogi wmurowują mnie w podłoże nie pozwalając zrobić krok ku wyjściu. Mój brat leży na ziemi w kałuży krwi. Nie, nie, nie. Resztami sił staram się przepchać do niego przez tłum. Ludzie szturchają mnie łokciami, odpychają. Jednak z wielkim trudem udaje mi się dostać do klatki.

Ktoś mnie woła, ale nie reaguję dobiegam do mojego brata i padam na kolana. Z jego piersi wypływa krew, rękami staram się zatamować krwawienie.

- Nie, nie, nie, nie – powtarzam raz za razem. Moje ręce są całe umazane krwią. Brat patrzy na mnie. Jego oczy są pełne bólu. Jego oddech jest urywany.

- Cl... - zaczyna, ale z jego ust spływa strużka krwi.

- Nie rób mi tego – mówię z trudem łapiąc oddech. Łzy spływają po mojej twarzy, ale nie przejmuję się tym. Pomieszczenie jakby ucichło. Nie ma nic oprócz nas.

- Zawsze będę przy tobie – szepczę a potem jego oczy zamykają się, a ciało nieruchomieje.

- Nie zostawiaj mnie, Toby, nie, proszę cię wróć – szarpie go za rękę. Wiem, że to i tak nic nie da. – Nieeee – krzyczę w przestrzeń nie puszczając jego ręki. Nie wiem, ile krzyczę.

Wybudzam się z krzykiem. Ten sam sen powtarza się co jakiś czas. Nie mogę złapać tchu. Moje płuca kurczą się. Nie. Tylko nie znowu. Nie cierpię tego. Wyplątuję się z pościeli.

- Clari – tata wbiega do mojego pokoju całkiem blady. Podbiega do mnie i łapie mnie w ramiona. Przykładam rękę do piersi. Mam problem z łapaniem powietrza. Rzężę. – Oddychaj, powoli.

Wdech i wydech. Wdech i wydech. Mój oddech powoli się uspokaja. Płuca rozluźniają się.

Od dawna nie miałam tego koszmaru. A dokładnie od siedmiu miesięcy, trzech dni i zerkam na zegarem dwóch godzin i dwóch minut. Myślałam, że to koniec. Że nie będę musiała przeżywać tego po raz kolejny.

- Już dobrze? – dopytuje się tata. Kiwam nieznacznie głową. Nie jestem jeszcze w stanie spojrzeć mu w twarz. Nie mogę. – Proszę cię nie idź tam. – wiem, że wiele go kosztowało, żeby to powiedzieć. Nie mogę jednak się teraz poddać. Może to znak. Może muszę jeszcze raz tam wrócić i zmierzyć się z przeszłością.

- Wiesz, że muszę. Jak tego nie zrobię już zawsze będęsię bała.

Bad decisionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz