Rozdział 5

10.1K 381 1
                                        

Clarissa


Co ja wyprawiałam.

Kompletnie mnie pogięło.

Nie mogłam uwierzyć, że siedziałam na parkingu przed schroniskiem dla zwierząt, ale pomysł mojej terapeutki ciągle krążył mi po głowie. Wiedziałam, że pewnie nigdy nie będę taka jak kiedyś, ale musiałam o siebie zawalczyć. Nie mogłam się po raz kolejny poddać. Musiałam to zrobić dla taty i dla mojego brata, bo on by tego chciał.

Jako dzieci mieliśmy psa i bardzo się z niego cieszyliśmy, ale któregoś dnia nasz mopsik nie wrócił. Tata powiedział, że odszedł do lepszego miejsca. Wraz z biegiem lat zrozumiałam, że umarł. A pewnego dnia tata to potwierdził. Potrącił go kierowca a obrażenia były na tyle poważne, że nie dało się go uratować. Po nim nie mieliśmy żadnych zwierząt.

Bałam się tego kroku. Na samą myśl zaczynało mi się robić niedobrze. Czułam zimne dreszcze na karku, dlatego oparłam głowę o kierownicę i wzięłam głęboki oddech. Przymknęłam oczy starając się skupić na oddychaniu.

Wdech.

Wydech.

Wdech.

Wydech.

Byłam w stanie to zrobić. To tylko wizyta w schronisku a przecież w każdej chwili mogłam się wycofać. Moja decyzja podbudowana była tym, że nie mogłam tak dalej. Wygenerowałam z dnia na dzień zapominając o tym, że byłam jeszcze młoda i miałam tyle do przeżycia. Budziłam się. Jadłam śniadanie. Pracowała. Robiłam obiad. Pracowałam. Jadłam kolację. Szłam spać. Nie wychodziłam z domu. Takie było właśnie moje życie.

Najgorszej było to, że udawałam przed wszystkimi, że nic się nie działo. Rozmawiałam z tatą i Vanessą, a co najgorsze uśmiechałam się. Miałam tego dość. Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz uśmiechałam się, bo tego chciałam.

Wzięłam ostatni oddech i wysiadłam z samochodu. Zrobiłam pierwszy krok w kierunku normalności mając nadzieję, że nie będę tego żałowała.

***

- Jak wygląda adopcja psa? – razem z pracownikiem schroniska chodziłam po pomieszczeniu. Wszędzie, gdzie okiem sięgnęłam widziałam klatki a w nich psy różnej maści i rasy. Jedne leżały, drugie spały a jeszcze inne wystawiały swoje główki z klatek.

- Na samym początku musisz się zdecydować na adopcję. – zaczęła kobieta ubrana w zieloną koszulkę z napisem „Save animals". Widziałam na jej twarzy nadzieję, że kolejny pupil zostanie adoptowany, ale może mi się tylko wydawało. Nie mogłam się skupić, kiedy miałam przed sobą widok tak wielu zwierząt, które czekały na dom. Kiwnęłam więc głową, kiedy kobieta cały czas mówiła. - Kiedy wybierzesz sobie psa wypełniasz ankietę. Następnie, kiedy zatwierdzimy twoje zgłoszenie możesz wziąć ze sobą psa do domu. Po kilku tygodniach odwiedzimy cię i jeśli stwierdzimy, że pies jest u ciebie szczęśliwy wtedy podpisujemy umowę adopcyjną. A potem to już piesek jest cały twój. – pracownica była bardzo dobrze przygotowana i potrafiła odpowiedzieć rzetelnie na każde pytanie.

Zaczęłam przechadzać się pomiędzy klatkami, kiedy poczułam mocniejsze bicie serca. Nie wiedziałam czym dokładnie było podyktowane to uczucie, ale wstąpiła we mnie jakaś nowa siła. Rozglądałam się wokół ale nie mogłam wybrać. Jeśli zdecydowałabym się na jedno z nich to oznaczało, że reszta zostanie w tym miejscu a ich przyszłość była niepewna.

W końcu zatrzymałam się przed jedną z klatek, ponieważ niesamowicie coś mnie przyciągało. Spojrzałam przez kratki i zauważyłam maleńkiego zaniedbanego pieska. Wyglądem przypominał rasę Cavalier King Charles Spaniel. Miał piękną brązowo białą sierść. Ale to co mnie do niego przyciągało to jego smutne oczy. Takie które widziały wiele i tylko czekały na swój koniec. Były dokładnym odbiciem moich.

Bad decisionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz