Rozdział 29

7.8K 333 4
                                        

Matt


Mijał drugi miesiąc naszej znajomości. Clarissa oczywiście dokończyła mi historię Anthonego i Vanessy następnego dnia, kiedy przyjechała do mnie z shakiem proteinowym i własnoręcznie zrobionym śniadaniem. Nie dawałem jej swojego adresu, dlatego to Mike musiał za tym stać, ale to dobrze. Dzięki temu mogliśmy porozmawiać sam na sam, tym bardziej że zawsze ktoś nam przerywał.

Ten czas pozwolił nam na poznanie się lepiej. Wiedziałem, że była cicha i zamknięta w sobie, ale też cudowna i szczera. Jeśli chodziło o tą ostatnią cechę to miałem okazję się o tym przekonać. Dowiedziałem się, że jakiś czas temu napisała swoją kolejną książkę. Romans pomiędzy bokserem a kobietą, która miała męża. Skomplikowana relacja, ale nie to mnie w tym wszystkim zaskoczyło. Jak się okazało moja przyjaciółka zmieniła postać głównego bohatera i zastąpiła go mną.

Czy byłem zły? Mogłem wtedy powiedzieć, że nie. W pewnym sensie schlebiało mi to, że jednak w jakimś sensie podobałem jej się na tyle aby wykorzystała mój wizerunek. Chciałem w końcu zakończyć ta bezsensowną przyjaźń, tym bardziej że oboje czuliśmy do siebie coś więcej.


Cztery tygodnie wcześniej

Po raz kolejny byłem u Clarissy w domu i czułem się tutaj jak u siebie. Jej ojciec coraz bardziej się do mnie przekonywał a nawet wypił ze mną piwo. Komentował też niektóre moje walki wytykając mi moje błędy. Chłonąłem każdą jego wskazówkę, bo to, że byłem dobry nie oznaczało, że nie mogłem się jeszcze czegoś nauczyć.

- Wszystko w porządku? – zapytała po raz kolejny chociaż wiedziała, że powiem to samo.

- Tak. – nieznacznie się skrzywiłem czując ból w podbrzuszu.

- Właśnie widzę. – wymamrotała niezadowolona, ale nie drążyła dobrze wiedząc czym było spowodowane moje samopoczucie.

Trzy dni temu wygrałem kolejną walkę, ale nie było to łatwe, bo miałem godnego przeciwnika. Brew miałem rozwaloną, wargę przeciętą, obite żebra i wiele siniaków, ale było warto ponieść taką cenę. To i tak małe obrażenia jak na to w jaki sposób kończyły się niektóre walki.

- To nic. Było gorzej. – powiedziałem chcąc ją uspokoić, ale powinienem się zamknąć. Wiedziałem, że oglądało wiele walk, ale jak patrzyło się na nie z boku nie wyglądało to tak fajnie. A niepokój, który malował się na jej twarzy sprawił, że miałem ochotę strzelić sobie w pysk. – Przestań się martwić.

Przyciągnąłem ją do siebie. W pierwszej chwili znieruchomiała, ale po kilku sekundach rozluźniła się i oparła głowę o moją klatkę piersiową. Jak dobrze było trzymać ją w ramionach. Była dla mnie szansą na lepsze życie i teraz to widziałem.

Nigdy nie chciałem mieć rodziny, ale teraz kiedy ją poznałem zmieniłem zdanie. Wiedziałem, że bała się tego co robiłem, ale została mi jeszcze jedna walka i koniec. Przechodziłem na zasłużony odpoczynek.

Razem z Mikiem będziemy mogli spełnić swoje marzenie o założeniu klubu. Rozejrzałem się już nawet za odpowiednim lokalem. Nawet myślałem czy nie wciągnąć do niego ojca Clarissy, bo może przez to będzie w końcu mógł się pogodzić z moim trenerem. Ale jeszcze ta walka i dopiero wtedy podejdę jakąś decyzję. No i impreza, na którą nie miałem ochoty iść, ale Carl tego wymagał.

- Clarisso. – zacząłem z pewnym wahaniem.

- Tak? – zapytała nie odrywając wzroku od telewizora, na którym leciał film katastroficzny jednak wiedziałem, że mnie słuchała.

Zebrałem się na odwagę wiedząc, że byliśmy sami w domu, bo jej ojciec wyprowadzał właśnie Charliego więc nie musiałem mierzyć się i z nim.

- Chciałbym żebyś poszła ze mną na imprezę organizowaną z okazji zbliżających się finałów. – wypaliłem jednym tchem.

Czułem się jak nastolatek przed balem maturalnym denerwując się co odpowie. Rozpraszało mnie także pulsowanie, w penisie który zawsze reagował, kiedy była zbyt blisko, a że trzymała głowę na moim barku a dłoń na sercu nic nie mogłem na to poradzić. Poruszyłem się niespokojnie chcąc nieco zniwelować pęczniejącego członka, który uciskał na materiał spodni.

- Dlaczego chcesz iść ze mną? – zmarszczyła brwi. – Nie chcesz zabrać jakiejś kobiety?

- Przecież zaprosiłem ciebie.

- Chodzi mi o kobietę, z którą potem mógłbyś... no wiesz.

- No nie wiem. – drażniłem się z nią, ale wiedziałam co miała na myśli. Poruszyłem przy tym sugestywnie brwiami.

- Głupek. – odsunęła się ode mnie i zanim się obejrzałem rzuciła we mnie poduszką. Wstała z kanapy, ale zanim zdążyła zrobić chociaż jeden krok chwyciłem ją w pasie i przyciągnąłem na swoje kolana. Pisnęła zaskoczona.

- Clarisso, proszę. Bez ciebie nie dam rady. Będzie tam pełno kobiet, które będą chciały mnie poderwać ze względu na to kim jestem a teraz chcę się skupić na ostatniej walce. – zrobiłem przerażoną minę i przytuliłem się do niej jeszcze bardziej. Patrzyłem na nią z wyczekaniem.

- No nie wiem.

- Bądź dobrą przyjaciółką. – mocniej zacisnąłem ramiona wokół jej pasa. Gdybym położył rękę wyżej mógłbym dotknąć spodu jej piersi. Ale tam, gdzie były teraz w pełni mi odpowiadało. Jedną ręka utrzymywałem ją w miejscu, gdzie kończyła się bluzka a zaczynały spodnie dresowe. Jednak był tam skrawek skóry nieosłonięty ubraniem który czułem na opuszkach palców. Nie wiedziałem, dlaczego to zrobiłem, ale przejechałem po nim ręką. Czułem jak przez jej ciało przebiegł dreszcz, którego nie była w stanie opanować.

- Dobrze. – wyszeptała zduszonym głosem. Uśmiechnąłem się z triumfem, bo wiedziałem, że już wygrałem. Impreza to pierwszy krok we właściwym kierunku a potem będę mógł działać dalej aż w końcu zanim się obejrzy będziemy razem.

Przesunąłem dłonie na jej biodra, ale wtedy od razu ode mnie odskoczyła. Uśmiechnąłem się nieznacznie, bo znowu chciałem wykorzystać jej czuły punkt. Łaskotki.

- Ale jesteś bojaźliwa. – zaśmiałem się odchylając na oparcie kanapy.

- Znam cię na tyle że wiem co planowałeś. Nie jestem głupia. – prychnęła i wyszła z salonu a ja odprowadzałem ją wzrokiem. Słyszałem, jak trzaskała drzwiczkami w kuchni i wiedziałem, że cokolwiek robiła było to jedzenie.

Ale rację miała. Chciałem ją połaskotać, bo wiedziałem jak komicznie wyglądała, kiedy robiłem to po raz ostatni. Zwijała się ze śmiechu a po jej policzkach spływały łzy. W takich chwilach wiedziałem, że jej ojciec akceptował naszą przyjaźń, bo sprawiałem, że jego córka była szczęśliwa. Nie wiedziałem jednak jak zareaguję na to co chciałem zrobić. Wiedziałem, że pewnie chciałby dla niej kogoś miłego, grzecznego, ułożonego i z dobrą szkołą. Ja byłem tego przeciwieństwem.

Co nie oznaczało, że miałem zamiar się poddać.


Obecnie

Wspomnienie oddaliło się a ja wróciłem do rzeczywistości. Wykorzystałem pretekst i zaprosiłem Clarissę na bal a teraz stałem pod drzwiami jej domu czekając aż zejdzie po schodach. Ubrałem się w swój najlepszy garnitur, w sumie jedyny jaki posiadałem a to tylko dla niej. Czułem się jak małpa w zoo, krawat uciskał mi szyję, tak samo koszula, która opina się na moich mięśniach.

Dla Clarissy byłem w stanie znieść ten dyskomfort.

Ważne, że będzie tam ze mną a reszta już jakoś pójdzie.

Bad decisionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz