Rozdział 38

7.4K 342 7
                                        

Matt

Kiedy tylko zaparkowaliśmy na podjeździe od razu w biegłym samochodu i skierowałem się w stronę domu. Trwała zaledwie kilkanaście minut a miałem wrażenie jakby ciągnęła się godzinami, dlatego nie miałem zamiaru czekać na Mike'a, który podążał tuż za mną.

Wiedziałem, że to będzie po raz pierwszy od wielu lat, kiedy spotka się z przyjacielem, ale teraz mogłem jedynie myśleć o Clarissie. Kobiecie która szturmem wparowała do mojego życia i zrobiła z niego pieprzoną bajkę o jakiej nigdy bym nie marzył. Spotkałem osobę, która sprawiała, że zacząłem na nowo myśleć o tym jakby to było mieć własną rodzinę. I to wszystko przez mój niewyparzony język i namowy Mike'a i chociaż po drodze wydarzyło się wiele złych rzeczy nie żałowałem, ponieważ doprowadziło mnie to właśnie do niej.

- Co się dziej... - kiedy uderzyłem kilka razy w drzwi po chwili otworzyły się tak szybko, że zatrzymałem rękę w połowie drogi do twarzy kobiety. W pierwszym momencie była w szoku, ale w następnej pojawił się na niej uśmiech, kiedy mnie rozpoznała. – Matthew.

- Gdzie ona jest? – zapytałem Vanessę.

- Wchodźcie. – otworzyła szerzej drzwi i zaprosiła nas do środka. – Na górze.

Od razu zauważyłem tatę Clarissy rozmawiającego przez telefon albo raczej krzyczącego i nerwowo przeczesującego włosy palcami. Nigdy nie widziałem go w takim stanie więc sytuacja musiała być o wiele poważniejsza niż mi się początkowo wydawało.

- Kurwa! – krzyknął ze wściekłości rzucając telefon na kanapę.

- No stary nie ma się co tak unosić. – odezwał się jako pierwszy Mike. Ręce trzymał w kieszeniach spodni jednak znałem go na tyle aby wiedzieć, że był zestresowany o czym świadczyła cała jego postawa. Spotkanie z dawno niewidzianym przyjacielem musiało wywołać jakąś reakcję i właśnie to był ten moment.

- Mike? – pan McMillan odwrócił się w nasza stronę z niedowierzaniem wypisywanym na twarzy.

- Aż tak się nie zmieniłem. No chyba z wyjątkiem włosów. – uśmiechnął się niezręcznie i przeczesał włosy ręką zatrzymają ją na tyle głowy. Czekał na reakcję tego drugiego i wcale nie musiał długo czekać.

- Tyle lat. – odszepnął mężczyzna.

Wykorzystałem okazję wiedząc, że mogłem ich na spokojnie zostawić samych i ruszyłem na górę po schodach. Vanessa wyciągnęła rękę i wskazała palcem do góry co uzmysłowiło mi, gdzie dokładnie znajdowała się Clarissa.

Wchodząc po schodach dotarło do mnie, że czegoś mi brakowało i tym właśnie było szczekanie Charliego które witało mnie za każdym razem, kiedy tylko przekroczyłem próg ich domu. Jednak nie to najbardziej mnie w tym wszystkim martwiło.

Im bliżej jej pokoju się znajdowałem nie miałem pojęcia jak zacząć całą rozmowę. Po naszej sprzeczce, kiedy to wyrzuciłem ją samochodu i odjechałem czułem się jak największy kretyn. Byłem wściekły na to co powiedziała, ale po czasie dotarło do mnie, że miała rację, bo zachowałem się irracjonalnie.

Nie chciałem płacić za własną głupotę do końca życia, dlatego stanowczym krokiem podszedłem do jej drzwi i chwyciłem za klamkę. W pomieszczeniu panował półmrok, ale nawet z tej odległości zauważyłem jej sylwetkę moja przeczącą na łóżku odwróconą do mnie plecami.

- Minęło zaledwie siedem minut. Teraz przeszłaś samą siebie. – powiedziała ochrypłym od płaczu głosem co od razu chwyciło mnie za serce.

W momencie uzmysłowiłem sobie, że myślała o Vanessie, ale to może i dobrze, bo mogłem wykorzystać jej zaskoczenie zanim wyrzuciłaby mnie z pokoju. Podszedłem do łóżka, zrzuciłem z nóg buty i od razu ułożyłem się tuż za nią obejmując w pasie i przyciskając do swojej piersi.

Kiedy momentalnie znieruchomiała zapewne musiała mnie rozpoznać.

- Nie powinno cię tu być, nie możesz tu być. - nie spodziewałem się, że tak będą brzmiały jej pierwsze słowa od czasu, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni.

- Ale chcę. – i mówiłem szczerze.

- A nie powinieneś. – kłóciła się ze mną. – Powinieneś teraz być gdzieś indziej tam, gdzie jest twoje miejsce. A nie przy mnie, bo tutaj nic cię nie czeka.

- Nie rezygnuj z nas. – zdecydowałem się na te słowa, ponieważ widziałem w jakim była stanie, ale nie chciałem też jej stracić.

Przytuliłem ją do siebie mocniej a nawet splotłem nasze dłonie razem tak aby mi nigdzie nie uciekła a nawet ułożyłem głowę w zgięciu jej szyi. Mając ją przy sobie nie musiałem marzyć o niczym więcej, ponieważ trzymałem w ramionach swój najcenniejszy skarb i nigdy nie miałem zamiaru pozwolić jej odejść.

Wiedziałem, że w jakiś sposób musiałem przekonać ją do siebie i do swoich uczuć, dlatego zdecydowałem się na szczerość.

- Moi rodzice zmarli, kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Tułałem się po domach dziecka, ale tak naprawdę nigdzie nie zagrzałem miejsca. Pewnego dnia spotkałem mężczyznę, który uratował mnie przed starszymi dręczącymi kolegami. Był inny niż wszyscy dorośli i może dlatego zacząłem go śledzić w ten sposób trafiając do klubu, w którym trenował. Gdybyś widziała jego technikę, tak jakby był do tego stworzony. – przypomniałem sobie jak po raz pierwszy spotkałem Mike'a, wtedy ktoś po raz pierwszy wyciągnął do mnie pomocną dłoń. – Chodziłem za nim tygodniami tylko po to, żeby pozwolił mi zostać jego uczniem, chciałem być taki jak on. A kiedy już się zgodził dzień w dzień trenował mnie aż nie mogłem chodzić, wszystko mnie bolało, ale on w dalszym ciągu zmuszał mnie do ćwiczeń. Postanowiłem wtedy, że będę kiedyś taki jak on. Będę pomagał innym tak jak on pomógł mi, ale też chciałbym być takim człowiekiem jak on. Znając go powiedziałby mi, że gdybym pozwolić ci teraz odejść byłbym skończonym dupkiem. Więc przepraszam cię za to, ale jesteś na mnie skazana.

Na potwierdzenie tych słów złożyłem pocałunek na jej policzku i chodź mi nie odpowiedziała te słowa w jakiś sposób do niej dotarły.

- Wiesz, że nie jestem normalna. – wyznała cicho.

- Wiem i to w tobie lubię.

- To jesteś popieprzony.

- Tak, bo nie przeszkadza mi twój zapach, ale mogłabyś się wykąpać, bo śmierdzisz. – odwróciła się do mnie z niedowierzaniem wypisanym na twarzy.

- Rety, już wiem czemu nie masz dziewczyny. – przekręciła się w moich ramionach tak że mogłem bez skrępowania patrzeć na jej cudowną twarz tak bardzo naznaczoną smutkiem, że gdyby mógł zabrałbym go od niej.

- Nie mam dziewczyny, bo w moim życiu jest kobieta, która zaprząta moje myśli. Jest strasznie uparta, ale mam nadzieję, że kiedyś ją do siebie przekonam.

- Tak myślisz?

- Ja to wiem.

- I co z tym zrobisz? – patrzyła na mnie z nadzieją w oczach.

- Przygotuję ci kąpiel, potem się ubierzesz, zejdziesz ze mną na dół, coś zjesz a na koniec pomogę ci w jednej sprawie, która jest dla ciebie ważna. Co ty na to? – nie spuszczałem z niej wzroku.

- Brzmi jak dobry plan. – kiwnęła nieznacznie głową.

Chciałem, żeby zrozumiała, że nigdzie się nie wybierałem i będę przy niej za każdym razem, kiedy będzie tego potrzebowała. Wiedziałem, że miała problemy z zaangażowaniem się, ale nie pozwolę, żeby zniszczyła przez to co było między nami. Jeżeli będę musiał, codziennie będę ją zapewniał, że nic mi się nie stanie i pomogę jej przejść przez każdy kryzys, który wydarzy się w jej życiu.

Za bardzo mi na niej zależało, aby odpuścić.

Bad decisionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz