Rozdział 40

7.4K 312 4
                                        

Clarissa

W kuchni zastałam mojego tatę wraz z Mikiem i spodobało mi się to co zauważyłam, ponieważ najwyraźniej w końcu porozmawiali ze sobą na poważnie.

- Mike. – powiedziałam z nieznacznym uśmiechem na ustach i zanim zdążyłam się powstrzymać wpadłam w jego ramiona. – Tęskniłam za tobą. – to że był tutaj wiele dla mnie znaczyło.

- Ja też mała, ja też. – odpowiedział spoglądając na mnie z nostalgią.

Te wszystkie dobre wspomnienia, dni a nawet pomysły moje i Anthonego w które wciągaliśmy Mike'a były niezapomniane. Był bardzo ważną częścią naszego życia i patrząc na niego wszystkie do mnie wracały jednak tym razem czułam się niesamowicie lekka. Bo ktoś kogo znałam pamiętał mojego brata jaki był szczęśliwy

- Teraz będziesz często wpadał prawda? – zapytałam.

- O to nie musisz się martwić. Choćby mi zabronili do ciebie przychodzić to wejdę przez okno. - mówiąc to patrzył na mojego tatę. Odwróciłam się w jego stronę mają nadzieję, że to będzie dla nich nowy początek. Potrzebowałam chociaż jednej dobrej wiadomości dzisiejszego dnia.

- Będzie częściej wpadał. – oznajmił patrząc mi prosto w oczy.

- Cudownie. – przytuliłam się do niego jeszcze bardziej wdychając jego zapach. Od małego lubiłam to robić, bo przypominał mi o dzieciństwie i o tym jak za każdym razem, kiedy do nas przychodził przynosił nam ciasteczka.

- Mała, coś mi się zdaję, że jak mnie nie puścisz moja przystojna twarz może bardzo ucierpieć. – popatrzyłam na niego zdezorientowana, ale on kiwnął głową za coś za mną a raczej kogoś.

Kilka kroków za mną stał Matthew obserwując nas z niezadowoloną miną przez co był jeszcze bardziej uroczy. W dodatku ta jego postawa z rękami zaplecionymi na piersi i rozstawionymi nogami wyglądał jak ochroniarz przed klubem. Miałam ochotę rzucić się na niego i dosiąść pieprząc do nieprzytomności. Co też za myśli krążyły w mojej głowie.

Jednak obecność Mike'a i mojego taty powstrzymywała mnie przed tym i tylko podeszłam do niego i jego także przytuliłam nie chcąc, aby czuł się zazdrosny, bo nie miał o co. Czułam jak jego ciało rozluźniło się a dłonie splótł tuż nad moimi pośladkami. Kiedy złożył pocałunek na czubku mojej głowy od razu zmiękły mi kolana.

Był dla mnie niesamowicie dobry i okazywał to podczas wielu okazji takich jak:


Był przy mnie, kiedy tego potrzebowałam.

Wspierał mnie jak nikt inny.

Oglądał ze mną filmy nawet jeśli ich nie lubił.

Potrafił sprawić, że czułam się kochana.

Przy nim zapominałam o przeszłości.

Nie gniewał się nawet wtedy, gdy miał do tego powód.

Przy nim byłam lepszym człowiekiem.

Moje ciało pragnęło jego dotyku.

Moje serce biło szybciej tylko przy nim.


- Dzieciaki! – zawołał nas mój tata ze zgorszeniem w głosie.

Wyswobodziłam się z uścisku Matthew z wielkim bólem, bo wiedziałam, że było mi w jego ramionach zbyt dobrze. Sądząc po jego minie myślał dokładnie tak samo, ale tata budził respekt w ludziach a mieliśmy jeszcze tutaj jego przyjaciela. Tata i Mike obserwowali nas z uśmiechami na twarzach i coś mi się zdawało, że coś kombinowali.

- Jesteście dorośli, ale pamiętajcie o jednym... - zaczął tata.

- ... zabezpieczajcie się. – skończył za niego Mike i wybuchnął śmiechem na widok naszych min. Poczułam się zażenowanie i ukryłam twarz w piersi Matthew, a on starał się opanować śmiech. Szturchnęłam go w brzuch, żeby się opanował, ale na nic się to nie zdało.

- O mój Boże. – wyszeptałam.

- Nie ma się czego wstydzić. – wypalił Matthew z wesołością w głosie.

- Dupek. – zignorowałam jego słowa.

Nie miałam zamiaru dłużej uczestniczyć w tej rozmowie, dlatego postanowiłam przygotować sobie śniadanie. W tym czasie Matthew, Mike i mój tata opuścili pomieszczenie mówiąc, że musieli ogarnąć dalsze poszukiwania co nieznacznie zepsuło mi humor. Miałam tylko nadzieję, że uda im się go szybko znaleźć, bo nie byłam gotowa na to, żeby go stracić.

Dręczyło mnie tylko jedno pytanie.

Gdzie do cholery podziała się Vanessa?

***

Siedzieliśmy wszyscy razem w salonie. Mike i tata zajmowali fotele mieszące się pomiędzy szklaną ławą i popijali piwo rozmawiając o toczącej się na ekranie walce. Po wielu godzinach odebrania telefonów, rozsyłania wiadomości i wstawiania postów na różnych stronach internetowych nadal nie było żadnego odzewu. Nie dziwiłam się im, że chcieli odetchnąć a nawet na to nalegałam wiedząc jak bardzo się zaangażowali.

Przyglądałam im się leżąc na kanapie z nogami na oparciu a głową na kolanach Matthew. Rozkoszowałam się tą chwilą, ponieważ widziałam jak ulotne one były a im bardziej zbliżała się jego kolejna walka wiedziałam, że będzie miał dla mnie mniej czasu. W pełni to rozumiałam, dlatego chciałam czerpać z tego pełni sił nawet jeśli było to zwykłe leżenie obok siebie.

- O czym myślisz? – zapytał Matthew obserwując mnie czujnym wzrokiem i przeczesując moje włosy palcami. Było to niesamowicie kojące, że aż od czasu do czasu przymykałam powieki.

- O tym, że Charlie niedługo się znajdzie. – nie miałam zamiaru go okłamywać.

- Wiesz, że...

- Tak wiem, że możemy go nie znaleźć. – miałam tego pełną świadomości. Spojrzałam na niego wiedząc, że musiał to usłyszeć. - Ale przy tobie staję się to znośniejsze i łatwiejsze.

- Clarisso... - w tym momencie przerwał nam dzwonek do drzwi i chociaż powinnam go wysłuchać postanowiłam przerwać tą rozmowę.

Zebrałam się z kanapy i ruszyłam w kierunku wejścia machając do taty i Mike'a którzy już podnosili się ze swoich miejsc, bo nie było takiej potrzeby. Nie byłam osobą niepełnosprawną i ograniczoną ruchowo, dlatego mogłam robić wszystko jak każdy normalny człowiek a oni nie musieli na mnie spoglądać jakbym miała za chwilę rozpaść się na ich oczach.

Otworzyłam z rozmachem drzwi mając nadzieję, że to będzie ktoś z Charliem, ale przede mną stał nieznajomy mężczyzna. I to nie byle jaki, ponieważ ubrany w czarny markowy garnitur co do razu dało się zauważyć przez co wyglądał jak z okładki jakiegoś magazynu. Jego ciemnoblond włosy powiewały na wietrze dodając mu chłopięcego uroku a uśmiech jaki mi posłał od razu złamałby niejedno serce.

- Dzień dobry. – odezwałam się, kiedy udało mi się zapanować nad głosem. – O co chodzi? – zapytałam, kiedy przyglądał mi się z zainteresowaniem.

- Szukam Pani Clarissy McMillan. – powiedział nieznajomy.

- To ja.

- Kim pan jest? – niespodziewanie albo raczej spodziewanie pojawił się za mną Matthew który najwyraźniej cały czas mijał mnie na oku. Położył nawet dłoń na moim brzuchu zaznaczając swoje terytorium przez co omal nie wybuchłam śmiechem, bo jego samcze instynkty niezwykle mnie bawiły.

- Nazywam się Thomas Charleston, czy mogę wejść?

Mężczyzna, który stał przede mną był właścicielem gazety, która napisała nieprzychylny artykuł o Anthonym. Myślałam, że już nic z tego nie będzie, kiedy sprawa cały czas stała w miejscu, ale najwyraźniej się myliłam. Bo w takim razie co by ten mężczyzna robił na moim ganku.

Nie wiedziałam tylko czy to spotkanie będzie dla mnie dobre czy raczej tylko pogorszy całą sytuację.

Bad decisionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz