Rozdział 42

7.2K 329 4
                                        

Matt

W końcu miałem wrażenie, że życie zaczynało się układać tak jak powinno. Po tym jak Clarissę odwiedził Thomas zauważyłem w niej dużą zmianę. Zaczęła na nowo się uśmiechać, nawet żartowała a nawet kiedy tylko naszła ją ochota podchodziła do mnie i przytulała się co było dla mnie znakiem, że wszystko było z nią dobrze.

Praktycznie każdy dzień spędzałem u niej, gdzie oglądaliśmy filmy, po prostu leżeliśmy obok siebie albo rozmawiałem z jej ojcem. Jeśli chodziło o seks nie poruszyłem tego tematu, bo nie chciałem jej pospieszać. Najważniejsze było, że miałem ją obok siebie i nigdzie się nie wybierałem co za każdym razem jej powtarzałem.

Mike też wpadał ze mną po treningach dzięki czemu coraz lepiej dogadywali się z Michaelem. Od razu było widać, że brakowało im tej przyjaźni i choć się do tego obaj nie przyznają ja wiedziałem swoje.

Moja finałowa walka miała odbyć się za trzy tygodnie. Clarissa bardzo mnie w tym wspierała, przychodziła na treningi i siedziała na ławce pisząc nową książkę co było bardzo podniecające i gdyby nie to, że wokół kręciło się pełno ludzi posiadłbym ją na tej ławce jak jakiś jaskiniowiec.

A jeśli chodziło o Charliego czasami widziałem w jej oczach ten smutek, który ją ogarniał, kiedy spoglądała na jego zabawki. Od jego zaginięcia minęło osiem dni, w trakcie których poszukiwałem go na własną rękę nie informując jej o tym. Jeżeli dowiedziałaby się, że to robiłem miałaby nadzieję na to, że się znajdzie, ale nie zawsze wszystko układało się po naszej myśli. Dlatego zachowałem to dla siebie.

Na szczęście dzięki moim znajomościom i detektywowi, którego wynająłem już po trzech dniach udało się go znaleźć. Jechałem waśnie po niego do miłej starszej pani, która go przygarnęła, kiedy pałętał się po ulicy. Po jednej rozmowie z nią wiedziałem, że nie działa mu się żadna krzywda a kobieta była szczerze zmartwiona, kiedy go znalazła.

Zatrzymałem się pod rozpadającym domem, który swoje lata świetności miał już za sobą. Odpadająca farba łuszcząca się w niektórych miejscach, okna, które pamiętały czasy osiemdziesiąte i rozpadające się drzwi. W ogóle okolica była nieciekawa. Przed jednym z domów stał zniszczony samochód i powiedziałbym, że został tutaj porzucony, ale najwyraźniej nikomu to nie przeszkadzało.

Nie miałem kompletnie pojęcia jak Charlie się tu dostał, tym bardziej że od domu Clarissy dzieliło go dwadzieścia kilometrów, ale najważniejsze, że w końcu go znalazłem. Wszedłem na ganek i zapukałem do drzwi, zza których usłyszałem szuranie nóg. Po chwili drzwi się otworzyły się a w szparze pojawiła się głowa z siwymi włosami.

W oczach kobiety widniał strach, który był uzasadniony. Ludzie widząc mnie czasami przechodzili na drugą stronę ulicy jakbym mógł im coś zrobić. Gdyby tylko mnie poznali wiedzieliby, że byłem całkiem inny, ale nic nie mogłem na to poradzić. Każdy i tak będzie miał wyrobioną o mnie opinie, które tak szczerze miałem głęboko gdzieś.

- Słucham? – odezwała się niepewnie, rozglądając się wokół pewnie bojąc się, że ktoś za chwilę ją napadnie.

- Dzień dobry. – zacząłem spokojnym tonem, ale najwyraźniej mi się nie udało, bo kobieta zaczęła zamykać drzwi zanim miałem okazję wytłumaczyć w jakim celu się tutaj znalazłem. – Nie chciałem pani wystraszyć. Rozmawialiśmy wcześniej na temat pieska którego pani znalazła. – tłumaczyłem niezrażony jej niechęcią.

- Nie wiem czy... - zaczęła uchylając ponownie drzwi.

- Nawet nie wejdę do domu. – przerwałem jej z rękami w górze a nawet cofnąłem się o krok do tyłu. – Chciałbym tylko zobaczyć czy to pies, którego szukamy.

Bad decisionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz