Rozdział 32

7.6K 338 2
                                        

Clarissa

Poza tym jednym incydentem, kiedy wyraziłam swoje zdanie przy całkowicie obcym mężczyźnie dalsza część przyjęcia była o wiele przyjemniejsza. Co prawda ludzie co chwilę się na mnie gapili, ale już mi to tak bardzo nie przeszkadzało. Matthew nawet poprosił mnie do tańca co było dla mnie miły zaskoczeniem. Nie spodziewałbym się po nim, że będzie chciał tańczyć, ale prowadząc mnie wokół parkietu nie mogłam wyjść z podziwu dla jego talentu. Sunął ze mną po parkiecie, a kiedy za bardzo się do kogoś zbliżałam okręcał mnie taki sposób, żeby w razie czego jakiekolwiek obrażenia przyjąć na siebie.

Mogłam przyznać, że w tym momencie wiedziałam, że żyłam. Wiedziało to też, moje ciało, które było świadome jego dłoni na moich plecach tuż na pośladkami. Gdyby zrobił mały ruch mógłby ich dotknąć, ale wiedziałam, że tego nie zrobi, bo był na to za dobry. Ale to i tak nie zmieniało faktu, że tego chciała, jego dotyku i jego, aby przestał się hamować.

- O czym myślisz? – zapytał a skoro trochę wypiłam i byłam lekko wstawiona nawet nie myślałam nad słowami wypadającymi z moich ust zanim było już za późno.

- Nad tym, że jakbyś zjechał rękę trochę niżej to pomacałbyś mnie po tyłku.

- Tak. – i dokładnie tam ją położył delikatnie ściskając mój pośladek na co podskoczyłam, ponieważ nie spodziewałam się, że jednak to zrobi. Matthew był pełen niespodzianek i niewiadomych, ale odkrywanie ich wszystkich to niesamowita zabawa.

Po chwili jednak zabrał rękę i ułożył ją tam, gdzie wcześniej. Miałam ochotę wykrzyczeć mu, żeby zrobił to znowu. Chciałabym poczuć jego dłoń jeszcze raz, a nawet i na gołej skórze.

Chyba za dużo czasu spędzałam na oglądaniu filmów porno, ale jak napisać jakąś ciekawą scenę w książce jak od dawna nie uprawiało się seksu. Może to był mój problem, bo jak dam się przelecieć to może przestanę być taka spięta i reagować tak gwałtownie na każdy jego ruch.

- Jesteś niemożliwy. – odsunęłam się od niego, gdy piosenka się skończyła. Obróciłam się szukając miejsca, gdzie moglibyśmy chwilę odpocząć, ale nawet nie zrobiłam jednego kroku, ponieważ drogę zagradzała mi czyjaś klatka piersiowa.

Wpadłabym na niego, ale na szczęście Matthew pomógł mi zachować twarz i w porę złapał mnie w pasie. I po raz kolejny poczułam napięcie, gdy tylko mnie dotknął, a że jego dłoń tym razem była blisko mojej kobiecości moje ciało zareagowało.

- Andrew! – w głosie Matthew wybrzmiewała ledwo hamowana agresja. Nigdy go takim nie widziałam. Twarz wykrzywioną miał w grymasie jakby coś go obrzydzało a ręka na moim brzuch zacisnęła się jeszcze bardziej.

Nie wiedziałam do czego pomiędzy nimi doszło, ale musiało być to coś bardzo ważnego, bo ta złość aż buchała od Matthew. Spoglądałam raz na jednego raz na drugiego zastanawiając się jak rozwinie się sytuacja, ale obawiałam się, że może przybrać ona zły obrót. To nie było stosowne miejsce na to, aby wyjaśniali sobie swoje własne żale, tym bardziej że wokół kręciło się zbyt wielu ludzi a ja w pierwszej kolejności musiałam zadbać o reputację mojego przyjaciela. Dlatego gdyby zaszła taka sytuacja musiałam zareagować jednak teraz przesłuchiwałam się całej rozmowie.

- Matthew. – mężczyzna odezwał się ze stoickim spokojem jakby wiedział, że go tu spotka i przygotował się na tą chwilę a potem odwrócił się do mnie z lekką obawą. – Clarisso.

Zesztywniałam, ponieważ nie miałam pojęcia skąd mógł wiedzieć, jak miałam na imię. Jemu na pewno tego nie powiedziałam a nie sądzę, żeby pytał o to innych ludzi na przyjęciu, tym bardziej że sama ich nie znałam. Nasuwało się więc jedno pytanie skąd on wiedział?

- Skąd... - zaczęłam, ale nie mogłam się zmusić do dokończenia pytania. Jego wzrok przeszywał mnie na wskroś a w umyśle pojawiła się lekka obawa.

- Miałem walczyć z twoim bratem, kiedy został... – zaczął jednak nie dokończył. – Nasza walka została przełożona a zamiast mnie walczył inny zawodnik.

Zaczęłam przyglądać mu się znacznie uważniej. Był wyraźnie wyższy ode mnie, mogłabym powiedzieć, że wzrostu Matthew, miał ciemne włosy zaczesane na jedną stronę, był wyraźnie napakowany i nawet biała koszula, którą miał na sobie z ledwością pomieściła jego mięśnie a jego wyraz twarzy był na tyle zaskakujący, że nie mogłam go określić. Nawet nie wiedziałam, że coś takiego miało miejsce.

- Wpadłeś tak sobie czy znowu chcesz rozwalić komuś życie? – Matthew nie przebierał w słowach.

- Czasami jesteś fiutem Oddario. – warknął Andrew.

- Nawet nie wiesz jakim dupku. – ta kłótnia nie wróżyła niczego dobrego. Matthew za bardzo się nakręcał a to może doprowadzić do rękoczynów a teraz nie mógł sobie pozwolić na skandal. Nie przed walką, którą mieli ze sobą stoczyć za kilka tygodni.

- Matthew, powinniśmy już iść. – złapałam go za ramię, bo patrzyli na siebie jak dwa rozjuszone koguty i niczego nie zauważali a już tym bardziej spojrzeń, które posyłali w ich stronę inni ludzie. Żaden z nich nie chciał opuścić wzroku i żaden nie zrezygnował. Aż bałam się co mogło wydarzyć się podczas walki, rozlew krwi był gwarantowany, ale miałam takie przeczucie, że już jak znajdą się blisko nie skończy się do dobrze. – Matthew proszę.

Wymiana zdań pomiędzy nimi sprawiła, że już cała sala się na nas patrzyła, niektórzy nawet wyciągnęli telefony jakby tylko czekali na to aż któryś z nich zaatakuję. Jego dłoń zaciskał się na moim biodrze sprawiając mi ból.

- Matthew to boli. – wyjęczałam łapiąc go za rękę. To musiało go otrzeźwić, bo od razu wypuścił moją suknię z ręki razem ze skórą, którą udało mu się chwycić. – Przepraszam, ale my musimy już iść.

Byłam nieuprzejma, ale to wyjątkowa sytuacja. Ciągnęłam Matthew w stronę wyjścia do ogrodu, ludzie rozstępowali się nam na boki przez co miałam ułatwione zadania. Na szczęście drzwi były otwarte i mogłam wepchać go przez nie aby przez chwilę pooddychał świeżym powietrzem. I powiedział mi, dlaczego tak bardzo się nienawidzili.

Obejrzałam się i rozejrzałam szukając w tłumie mężczyzny, ale już go nie widziałam. Pomimo tego miałam jakieś nieodparte wrażenie, że to nie było nasze ostatnie spotkanie w najbliższym czasie.

Andrew

Wiedziałem, że ten dzień nadejdzie, ale nie spodziewałem się, że kopnie mnie prosto w twarz. Spotkanie tej kobiety było w moich planach już od dawna, ale za każdym razem tchórzyłem, nie potrafiłem zmusić się do tak głupiej rzeczy jak spotkanie z nią i powiedzenie prawdy.

Wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka, tak było od czasu śmierci jej brata. Musiała dowiedzieć się wszystkiego i w końcu nadszedł czas, aby zebrać się na odwagę. Nie znała prawdy kryjącej się za śmiercią Anthonego, która nie była przypadkiem. To zrani ją najbardziej, ale ukrywanie tego jeszcze dłużej niszczyło mnie od środka.

Byłem to winien jej i jej bratu za wszystko co dla mnie zrobił.

Bad decisionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz