Rozdział 52

7.4K 329 0
                                        

Clarissa

Minęło kilka od promocji mojej książki i w końcu nastał ten dzień.

Matthew miał odbyć swoją ostatnią walkę, podczas której wygra i co do tego nie miałam najmniejszych wątpliwości. Przez cały czas praktycznie się nie widywaliśmy a im bliżej było tego konkretnie tego dnia tylko wymienialiśmy się wiadomościami. Kursowaliśmy pomiędzy dwoma domami i to był niesamowicie intensywny czas. Zazwyczaj, kiedy zasypiałam nie było go obok mnie, a kiedy wstawałam wiedziałam tylko że spał razem ze mną sądząc po pogniecionej poduszce po jego stronie.

Nic się nie odzywałam chociaż wiedziałam jak bardzo był wykończony ciągłymi treningami, dietą i restrykcyjnym planem dnia jakiego przestrzegał. Ostatnie dwa dni przed walką miał nieco luźniejsze i wtedy mogliśmy spędzać, że sobą czas na leniuchowaniu na kanapie czy w sypialni, ale najczęściej tyczyło się to naszego łóżka.

Nawet teraz pamiętałam, jak to było, kiedy obudziłam się pewnego dnia z napięciem w dole ciała. Myślałam, że zbliżał mi się okres a to nie były te dni. Wtedy otworzyłam z jękiem oczy a to co zobaczyłam sprawiło, że aż do teraz się rumieniłam. Moja koszula nocna została podwinięta do piersi, a między moimi nogami schowana była głowa Matthew. Nogi zarzucone miałam na jego barki a on ssał i lizał mnie na przemian sprawiając, że wiłam się pod nim, a gdy miała już dojść opuścił moje nogi i obrócił mnie na brzuch.

Moje ruchy były mozolne, bo ledwo co otworzyłam oczy, ale pomógł mi podnosząc moje biodra i rozsuwając moje nogi szeroko by po chwili wbić się we mnie. Poruszał się szybko i brutalnie, ale od pierwszego pchnięcia pokochałam to jak ból i przyjemność łączyły się ze sobą. Czułam na mojej łechtaczce jak jego jadra obijały się o nią co doprowadziło mnie momentalnie do orgazmu, ale jego nie. Wstrzymywał się, ile tylko mógł. Do momentu, w którym doprowadził mnie do spełnienia jeszcze dwa razy wziął mnie na plecach i kiedy ujeżdżałam go a on leżał pode mną. To był intensywny dzień po których chodziłam cała obolała, ale i tak podobała mi się jego impulsywność.

Niedawno to ja denerwowałam się swoim spotkanie autorskim a dzisiaj to Matthew chodził cały spięty po szatni, ale nikt nie mógł go uspokoić.

- Matthew usiądź. – pociągnęłam go na ławkę, a kiedy usiadł stanęłam za nim i zaczęłam masować go po plecach przejeżdżając od czasu do czasu po jego włosach, czole i skroniach. Odchylił głowę do tyłu opierając ją na moim brzuchu.

W szatni momentalnie ucichło a ja czułam na sobie spojrzenia pełne niedowierzania. Jakby to było coś nowego uspokojenie go, ale to dziecinnie proste. Dotykałam jego spiętych mięśni, chciałam, żeby rozluźnił się na tyle na ile był w stanie.

Kiedy ja pracowałam, nad jego mięśniami on razem z Mikiem rozmawiali o taktyce walki. Omawiali jeszcze raz metody walki jego rywala o których swoją droga słyszałam już kilka razy a nawet oglądałam z nim kilka walk. Byłam szczerze zmartwiona, bo patrząc na Andrew wiedziałam, że ten pojedynek nie będzie tak łatwy jak wcześniej podejrzewałam.

Oboje byli tego samego wzrostu, podobnej wagi, ale na tym podobieństwa się kończyły. W przypadku Matthew jego walka była przemyślana a w przypadku Andrew chaotyczna i nieskoordynowana jakby nie wiedział jaki cios zadać przez to zachowywał się nieprzewidywalnie.

Czułam pod palcami jak jego mięśnie z każdą chwilą rozluźniały się, a kiedy chciałam odejść i usiąść obok niego nie pozwolił mi tylko przyciągnął mnie na swoje kolana. Przytulił się do mnie i wdychał równomiernie mój zapach, nos zatopił w moich włosach a rękami oplatał moją talię. Siedziałam nieruchomo, bo wiedziałam, że tego potrzebował.

Nawet Carl mnie zaskoczył, bo przeprosił, ale to i tak nie zmieniało faktu, że osądził mnie zanim zdążył mnie poznać. Nie będziemy przyjaciółmi i Matthew także podzielał to zdanie. Cieszyłam się, że nie będę musiała go więcej oglądać, ponieważ skoro mój chłopak miał odbyć swoją ostatnią walkę ich kontakt na pewno się urwie.

- Matthew jesteś gotowy? – Mike przerwał nam tą cudowną chwilę, w której się zatraciliśmy. Walka miała się odbyć już za dziesięć minut i chcąc czy nie chcąc musieliśmy się rozdzielić.

- Jest gotowy. – odpowiedziałam za niego, kiedy cisza się przeciągała a Matthew siedział jak zamrożony.

Zmarszczyłam nieznacznie brwi nie mogąc zrozumieć o co w tym wszystkim chodziło. Wyciągnęłam dłonie i złapałam w nie jego policzki starając się znaleźć w jego oczach coś co podpowiadałoby mi co się z nim działo.

- Zostawcie nas na chwilę. – odezwał się w końcu ochrypłym głosem nie odrywając ode mnie wzroku.

- Matt to nie pora na... - zaczął Mike, ale on go uciszył.

- Zostawcie nas! – podniósł głos.

Patrzyłam jak każdy z osobna opuszczał pomieszczenie, ale nawet oni mieli zaskoczenie wymalowane na twarzy. Rozumiałam, że jego ostatnia walka wiązała się z wieloma emocjami, ale nie mógł pozwolić się ponieść, ponieważ przez takie coś się rozpraszał.

- Matthew musisz już iść. – starałam się przemówić mu do rozumu a jednocześnie przekonać do tego, aby w końcu podniósł się z miejsca.

- Kocham cię. – wypalił patrząc mi prosto w oczy. Całe moje ciało chłonęło te dwa piękne słowa a w oczach stanęły mi łzy. Kompletnie nie spodziewałam się, że za jego dziwnym zachowaniem mogło stać coś takiego jednak, kiedy już je usłyszałam poczułam jakbym w końcu była pełna. Brakowało mi tej stanowczej deklaracji z jego strony. – Kocham cię od dawna, ale bałem się, że nie czujesz do mnie tego samego. Ale i tak chciałem to powiedzieć zanim stoczę swoją ostatnią walkę.

- Też cię kocham. – chciałam to zrobić po walce, ale skoro wyskoczył z tym teraz nie miałam zamiaru dłużej czekać.

- Teraz mogę walczyć. – odetchnął jakby z ulgą.

- Kocham cię. – powiedziałam po raz kolejny czując się brzmieniem tych słów na moim języku.

Czułam szczęście, że odwzajemniał moje uczucia i teraz nie miałam już obaw co do naszej przeszłości. Może nasza znajomość zaczęła się niefortunnie i była pełna bólu jednak wiedziałam, że teraz było warto, ponieważ pojawił się w moim życiu z jakiegoś powodu i dał mi nadzieję na lepszą przyszłość.

- Dzieciaki musimy już iść! – drzwi otworzyły się zamaszystym ruchem i po raz kolejny ktoś nam przerwał. Mike przyglądał nam się oceniająco czy aby wszystko z nami w porządku a tuż za jego plecami po korytarzu przechadzał się Carl i mamrotał coś pod nosem.

Jakoś niespecjalnie mnie to wszystko obchodziło. Za bardzo przeżywałam to, że w końcu powiedzieliśmy sobie co tak naprawdę do siebie czuliśmy.

- Kocham ją. – pochwalił się Matthew.

- A ja jego. – uśmiechnęłam się szczęśliwa.

- Jakbym tego nie wiedział. – wyburczał w odpowiedzi i zamknął za sobą drzwi jakby jego słowa o tym, że musimy już iść nie miały miejsca.

Przez chwilę patrzeliśmy za nim a potem na siebie i wkońcu wybuchliśmy śmiechem.

Bad decisionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz