Matt
Po co ja to powiedziałem. To czego chciałem to na pewno nie tego, żeby została moją przyjaciółką, ale wiedziałem, że to pierwszy krok do tego, żeby stała się kimś więcej. Nawet jeśli moja głowa myślała, że to kompletna głupota reszta ciała nie chciała słuchać.
Zaskoczyła mnie tym, że zaczęła oglądać moją rękę. Wiedziałem, jak wyglądała. Nie była idealna a pełna blizn, ale to świadczyło tylko o tym jak wiele poświęciłem, żeby osiągnąć sukces. Jej dotyk na mojej skórze był taki delikatny i czuły. Traktowała mnie jakbym był czymś cennym a nie powinna. Byłem facetem, który przeszedł wiele w życiu, ale chciałem, żeby ona widziała we mnie tylko dobre strony.
- Zostaniesz na obiad? – było to tak niespodziewane pytanie, że aż ścisnąłem ponownie jej dłoń. Jedyną osobą, która kiedykolwiek zaprosiła mnie na obiad był Mike i chociaż było to niezwykle miłe nigdy nie wiedziałem, jak się zachować.
- Nie mogę. – pokręciłem głową.
- Och. – usłyszałem w jej głosie zawód.
- Ale bardzo chcę... – zapewniłem. – ..., ale twój tata się na to nie zgodzi. – aż się krzywiłem, bo zabrzmiało to niezwykle szczeniacko.
- Jesteś moim przyjacielem, więc się zgodzi.
- Nie chcę, żeby przeze mnie doszło między wami do kłótni. – im bardziej przedłużałem swój pobyt tym trudniej było mi wyjść jednak to była najrozsądniejsza decyzja.
- Nie martw się jakby co to cię obronie – uśmiechnęła się.
- Faktycznie masz wszystkie predyspozycję, żeby to zrobić. – pokazałem na jej szczupłe ciało, które mogłoby się złamać podczas lekkiego uderzenia. Świadomość tego, że mogłoby się jej coś stać była dla mnie nie do zaakceptowania.
- Chodź i nie chcę słyszeć protestów. – zignorowała moje słowa i z zaciętą miną podniosła się z łóżka.
Nigdy bym nie pomyślał, że będę rozmawiał w sypialni z kobietą i nie będzie w tym ocierania się o siebie i dotykania. Przy Clarissie te uczucia odchodziły na boczny tor a pozostał instynkt opiekuńczy który kazał mi się nią zaopiekować. Jaki był tego powód? Nie wiedziałem, ale miałem zamiar się dowiedzieć.
Wstałem tuż za nią. Po raz ostatni spojrzałem na całe pomieszczenie, ponieważ kiedy przekraczałem jego próg nie tego się spodziewałem. Myślałem, że to będzie typowo kobiecy pokój, ale nie. Pomalowany był na jasnozielony kolor, który niesamowicie uspokajał, ale i wystrój wydawał się niesamowicie przytulny. Na wprost od wejścia stało łóżko ustawione bokiem, na którym leżała porozrzucana pościel w granatowym kolorze. Po lewej stronie wzdłuż ściany stały dwie ogromne białe szafy na niewielkich nóżkach do tego komoda wraz z regałem na książki w takim samym kolorze zapewne pochodzące od tego samego modelu.
A tuż przy oknie stało niewielkie biurko z laptopem. Od razu było widać, że to miejsce jej pracy, ponieważ na blacie wszędzie leżały kartki jakby powyrywane z zeszytu, nie dopita kawa a nawet na ścianie wisiały notatki jednak byłem zbyt daleko, aby móc je odczytać.
To co najbardziej mi się spodobało w jej pokoju to maleńkie figurki słoni stojące na komodzie. Z tego co wiedziałem to chyba oznaczały szczęściem a nie posądzałbym ją o osoby przesądną. Może z czasem, gdy poznam ją znacznie bliżej odkryję o niej rzeczy, które mi się spodobają.
- Chodź. –pociągnęła mnie za rękę widząc jak się osiągałem. – Jeszcze będziesz miał okazję go zobaczyć.
Moje myśli od razu podążyły w niebezpiecznym kierunku. Nasze ciała na tej pościeli.
Splecione.
Rozgrzane.
Nagie.
Poruszające się.
Przytulające.
Kurwa!! Musiałem przestać myśleć w taki sposób. Pamiętaj jesteś jej przyjacielem i nie zapominaj o tym. Powtarzałem sobie to raz zarazem jednak nie pomagało w tym też to, że idąc tuż za nią miałem idealne widok na jej zgrabny tyłek okryty przylegającymi do ciała jeansami.
Miałem w swoim życiu wiele kobiet, ale żadna nie dorównywała Clarissie. Miała w sobie tą autentyczność który była niezwykle rzadka. Nikogo nie udawała i przez cały czas była sobą. A co najważniejsze nie kokietowała i nie przymilała się, żeby dostać coś w zamian.
Nieraz miałem przez to problemy. Jak jedna przyszła, bo chciałaby dostać pracę i powołała się na mnie, druga chciała za noc ze mną drogą biżuterię a jeszcze trzecia stwierdziła, że była ze mną w ciąży. Z tą ostatnią miałem dużo problemów, ale udało się udowodnić, że dziecko nie było moje a kobieta chciała w ten sposób zapewnić sobie wygodne życie. Od tamtej pory skrupulatnie dobierałem sobie partnerki i wybierałem takie które nie chciały na dłużej się wiązać.
- Tato, Matthew zje z nami obiad. – oświadczyła zatrzymując się w progu kuchni.
Stałem tuż obok niej jakiś kretyn i wpatrywałem się w jej ojca, który w najlepsze gotował obiad. To był trochę niecodzienny widok, zwłaszcza że na fartuchu, który miał założony widniał napis „Chcesz żyć. Wypad z kuchni!" a tuż pod nim znajdował się mały człowieczek z wałkiem w ręce.
Odwrócił się w naszą stronę i gdyby jego spojrzenie mogło zabijać już byłbym martwy. W końcu przeniósł wzrok trochę niżej i wpatrywał się w nasze złączone dłonie. Nie chciałem doprowadzić do tego, żeby wywiązałaby się kolejna kłótnia, dlatego wyplątałem swoją dłoń z jej uścisku.
- A mogę go otruć? – zapytał.
Pewnie, gdyby tylko miał okazję od razu by to zrobił. Powstrzymywała go tylko obecność Clarissy, ale gdyby chciałby to zrobić na poważnie nawet jej obecność w niczym by nie przeszkodziła. Potrafiłem wyłapać między wierszami, że chciał mnie ostrzec. Było to jak neon nad jego głową mówiący: „Moja córka jest nietykalna. Jeśli jej dotniesz odetnę ci łapy".
Przyjąłem do informacji jego ostrzeżenie.
- Nie możesz. – klepnęła mnie żartobliwie po plecach i lekkim krokiem ruszyła w kierunku swojego ojca.
Nieświadoma tego, że sytuacja była napięta zaczęła wyciągać z szafki dodatkowy zestaw naczyń i ułożyła je na stole. Nie potrafiłem się w tym wszystkim odnaleźć, tym bardziej że nie byłem przyzwyczajony do rodzinnych kolacji, ponieważ moi rodzice nie żyli od tak dawna, że nawet nie pamiętałem, jak to było. Czułem się niezręcznie.
- Może ja jednak pójdę. – starałem się przekonać ją do zmiany zdania.
- Siadaj. – rozkazała mi Clarissa tak stanowczym tonem, którego do tej pory u niej nie usłyszałem a następnie wskazała krzesło stojące obok niej.
- Ale...
- Powiedziałam siadaj. – podniosła nieznacznie głos a ja nie chcąc się z nią dalej kłócić zrobiłem to co mi kazało.
Po kilku minutach ciszy na stole wylądowały ziemniaki w półmisku, mięso z piekarnika i sałata. Niby byłem na diecie i powinien uważać na to co jadłem, ale jak odmówię może to się skończyć moim zgonem. Nie chciałem jeszcze bardziej podpaść sobie u jej ojca, tym bardziej że ciągle mnie obserwował.
Nie miałem pojęcie co mogło czekać mnie potem.

CZYTASZ
Bad decision
RomansaCzy można tak naprawdę pogodzić się z utratą ukochanej osoby? Clarissa po stracie brata zamknęła się w sobie i odcięła od ludzi. Zaszyła się we własnym domu tworząc coraz nowsze historie miłosne dla swoich fanów wyciszając tym samym swoje uczucia. W...