Clarissa
- Wychodź w końcu! – krzyknęła Vanessa z pokoju. Była trochę zbyt głośna, ale co się dziwić, skoro wypijała obecnie trzeci kieliszku wina i musiałam jej to wybaczyć. Upiła się trochę, ale była przy tym tak zabawna, że aż nie mogłam się zmusić, aby odebrać jej kieliszek.
Nie byłam w stanie się opanować i po raz kolejny spojrzałam w kierunku lustra wiszącego na ścianie w łazience. Nie mogłam wyjść z podziwu dla talentu mojej przyjaciółki, która pomogła mi wtedy, kiedy byłam całkowicie zagubiona. Kiedy powiedziałam jej o tym, że Matthew zaprosił mnie na przyjęcie była niezwykle podekscytowana, ale od razu ugasiłam jej zapał, bo nie wiedziałam jak miałam się za to zabrać. Oczywiście Vanessa stanęła na wysokości zadania i zanim się obejrzałam buszowałyśmy po sklepach w celu znalezienia idealnej kreacji. I muszę przyznać, że jej się to udało.
Suknia była przepiękna. Długa do samej podłogi z wycięciem, przy biodrze które sprawiało, że było mi widać całą nogę za każdym razem, kiedy się poruszałam. Jej kolor idealnie pasował do mojej karnacji w kolorze ciemno zielonym. Do tego te rękawy do łokci i duże okrągłe wycięcie w dekolcie. To wszystko sprawiało, że suknia była jednocześnie seksowna i skromna.
Kiedy Matthew poprosił żebym z nim poszła nie mogłam zrozumieć, dlaczego ja. Mógł wybrać sobie dowolną kobietę jaką tylko chciał, ale nie. Chciał żebym z nim poszła i może dlatego uwierzyłam mu, że chciał się w tym dniu dobrze bawić a nie odganiać od siebie kobiety, które powiedzmy sobie szczerze oblegały go z każdej strony. Widziałam w jego oczach skrępowanie, kiedy o to poprosił zapewne myśląc, że się wygłupił i mu odmówię, ale z jakiegoś powodu nie mogłam.
Część mnie miała nadzieję, że wybrał mnie, bo czuł coś więcej niż tylko przyjaźń. Takie marzenie romantyczki, która wierzyła w miłość i właśnie dlatego każda książka, którą napisałam kończyła się happy endem. Moje uczucia do niego były zagmatwane, tak bardzo, że czasami nie wiedziałam co czułam.
Matthew wcale nie był lepszy. Czasami zachowywał się, mówił i patrzył na mnie jakby bał się mi o czymś powiedzieć, albo nie wiedział, jak zaczął. Znałam to uczucia. Robiłam tak samo, bo bałam się, że jeśli wykonam ten krok to może być koniec. A nie chciałam stracić takiej przyjaźni.
- Clarisso? – usłyszałam po raz kolejny bełkotliwy głos Vanessy, która najwyraźniej była w coraz lepszym stanie.
Czas wychodzić, bo coś mi się zdawało, że jeszcze trochę a skończy się tak jak ostatnio. Nawet to było zabawne, ale sądząc po minie mojego taty już nie tak bardzo. Tak się spiła, że wskoczyła mu na kolana i pytała, czy dostanie od niego trochę miodku. Jego mina była bezcenna. Ta panika w jego oczach i przerażenie malujące się na twarzy. A kiedy zaczęła mówić, żeby poszli do niego do pokoju wtedy wpakował ją do pokoju gościnnego i ułożył do spania. Trochę to zajęło, ale jakoś udało jej się zasnąć.
Całą noc się nią opiekowałam a następnego dnia nie była w stanie spojrzeć mojemu tacie w oczy. Ale to co mnie rozczuliło to to co jej powiedział. Każdy z nas ma słabszy dzień. U ciebie trochę z opóźnieniem, ale mam nadzieję, że ci pomogło córeczko. Do dzisiaj pamiętałam te słowa, bo chodź nie było z nami Anthonego dla niego ona zawsze pozostanie rodziną.
- No i jak? – weszłam do sypialni.
Nie wiedziałam, czy się śmiać czy płakać. Moja przyjaciółka leżała rozłożona na moim łóżku z głową do dołu. Jeszcze trochę a będę musiała ją zbierać z podłogi. Podniosła się na dźwięk mojego głosu, ale nie udało się jej to za pierwszym razem. Miałam ochotę zrezygnować z tej imprezy, bo skoro tak się zachowywała coś musiało wytrącić ją z równowagi.
- Clarisso przyszedł Matt i ... - zanim miałam okazję jej to powiedzieć w drzwiach mojego pokoju pojawił się tata.
- I jak? – zapytałam nerwowa wygładzając suknię spoconymi rękami. Nie myślałam, że byłam aż tak zdenerwowana do czasu aż powiedział, że Matthew już był.
- Jesteś prześliczna. – podszedł do mnie i wziął w ramiona. – I nawet nie myśl, żeby się rozmyślić. Dzięki niemu jesteś taka jak dawniej i nie pozwolę, żeby tak osoba wróciła. Kiedy już cię mam nie odpuszczę tak łatwo.
To co mówił uświadomiło mi jak samolubnie się zachowywałam. Przez swoją żałobę raniłam go a tego nie chciałam. Nie ważne co postaram się być dla niego taka jak dawniej.
- Dobrze czas się zbierać. – puścił mnie a wtedy podeszłam do pudełka, z butami które niedawno kupiłam. Wyciągnęłam je, złożyłam na stopy szpilki w takim samym kolorze jak sukienka. To cud, że udało mi się je znaleźć, ale pomimo nich będę o wiele niższa od Matthew.
- Tak idziemy. – wymamrotała bełkotliwie Vanessa. Stoczyła się z łóżka i ledwo idąc wyszła z mojego pokoju. Po drodze zatoczyła się na mojego tatę, ale zanim zdążył ją złapać wyszła z pokoju.
- Schody! – krzyknął momentalnie i wybiegł za nią. – Vanessa poczekaj!
Słyszałam jak coś mu odpowiadała, ale nie wiedziałam dokładnie co. Miałam nadzieję, że udało mu się ją dogonić i nic się jej nie stało. Nie chciałabym, żeby spadła ze schodów, bo ostatnio, kiedy złamała rękę była niezwykle maruda.
Poprawiłam jeszcze włosy które spływały mi falami wzdłuż pleców i w końcu zeszłam na dół. Im bliżej byłam bym wyraźniej słyszałam głos Vanessy.
- ...to na kohię ci do dupy i nafet ten twój lefy sielpowy w niczym ci nie pomoze. – wyraźnie sepleniła.
- Vanessa! – pisnęłam zbiegając po schodach.
Nie mogłam uwierzyć w to co robiła. Matthew siedział na kanapie a moja przyjaciółka trzymała nogę na jego klacie i nie pozwalała mu wstać. Nie wiedziałam jak jej się to udało w tym stanie, ale może pomaga to, że tata stał za nią i asekurował ją, kiedy majtała się na boki. Ktoś inny w jego sytuacji byłby zły, ale on był tylko rozbawiony.
-Szooo? – wysepleniła i prawie upadła na podłogę, ale tacie udało się ją podtrzymać. Jej noga spadała na krocze Matthew, ale on szybko ją stamtąd zdjął. Ignorował to co do niego mówiła i odwrócił się w moją stronę. W kilku krokach znalazł się tuż przy mnie.
- Łał! – powiedział z zachwytem w oczach. Jego słowa sprawiły, że na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Takie mało znaczące słowo a tak mnie ucieszyło. A zwłaszcza gdy wypływały z jego ust. – To znaczy pięknie wyglądasz.
- Dziękuję. – założyłam za ucho kosmyk, byleby zająć czymś ręce.
Podszedł do mnie o kolejny krok i powiedział:
- Idziemy?
- Idźcie a ja sobie popatrzę. – Vanessa wbiła wzrok w pośladki Matthew z wygłodniałym wzrokiem. Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem.
- Nie krępuj się. – odpowiedział jej Matthew z szelmowskim uśmiechem, ale po chwili odwrócił się do mnie – Ile wypiła?
- Nie wiem, bo w pewnym momencie się zgubiłam. – powiedziałam konspiracyjnym szeptem, a kiedy na jego twarzy zauważyłam uśmiech wiedziałam, że był tak samo rozbawiony jak ja. – Lepiej już chodźmy.
Kiwnął mi głową i oplatając mnie w pasie wyprowadził z domu. Trzymał mnie stanowczo i tak męsko, ale uwielbiałam to. To takie przyjemne czuć ciepło jego dłoni na moim ciele nawet przez materiał sukienki.
Denerwował się a to nie świadczyło o niczym dobrym. Coś mi się zdawało, że ten wieczór będzie niezwykle trudny. Zwłaszcza dla niego.

CZYTASZ
Bad decision
RomantizmCzy można tak naprawdę pogodzić się z utratą ukochanej osoby? Clarissa po stracie brata zamknęła się w sobie i odcięła od ludzi. Zaszyła się we własnym domu tworząc coraz nowsze historie miłosne dla swoich fanów wyciszając tym samym swoje uczucia. W...