Rozdział 18

8.5K 325 4
                                        

Matt


Ćwiczyłem właśnie w mojej domowej siłowni, kiedy tylko usłyszałem dzwonek do drzwi. O moim domu wiedzieli tylko nieliczni. Tak wolałem. Nie chciałem nieproszonych gości po tym jak ledwo udało mi się ukryć moje nowe miejsce zamieszkania. Od razu przerwałem ćwiczenia i odwinąłem bandaże z dłoni, które po chwili wyrzuciłem do kosza.

Zacząłem wchodzić po schodach, ponieważ przekształciłem piwnicę w mini siłownię. To była jedna z najlepszych rzeczy jaką zrobiłem do razu po przeprowadzce. Mogłem w spokoju ćwiczyć i poprawiać swoje umiejętności i chociaż lubiłem spędzać czas wśród ludzi czasami po prostu pragnąłem ciszy.

Dom był ogromny i bardzo nowoczesny. Kupiłem go dlatego że był tak bardzo oddalony od innych domów. Mogłem szczerze przyznać, że czułem się jakbym mieszkał na wsi albo po prostu w lesie samiutki jak palec. To była moja samotnia, w której mogłem się ukryć, kiedy miałem dość kamer, wywiadów i prezenterów którzy tylko czyhali na mój błąd.

Nawet urządzać go nie musiałem, ponieważ poprzedni właściciele zostawili meble a nawet sprzęty elektroniczne, a że byłem osobą, która nie przywiązywała do nich zbytniej wagi więc zostawiłem je wszystkie. Poza zmianą koloru ścian i dodaniem od siebie kilku elementów, aby pasowały bardziej do mojego gustu nic się w nim nie zmieniły.

Kiedy podszedłem do drzwi przez chwilę się zawahałem przypominając sobie te wszystkie sytuacje kiedy na progu mojego domu czyhali reporterzy jednak doszedłem do wniosku x to przecież nie oni.

- Matt, chyba popełniliśmy błąd. – na mojej wycieraczce stał Mike z rezygnację wymalowaną na twarzy.

- O co ci chodzi? - zaskoczył mnie to mnie zapowiedzianą wizytą.

- O to. - westchnął wręczając mi gazetę. - Wszędzie o tym trąbią.

Kiwnąłem mu głową, aby wszedł do domu po czym usiadłem na schodach prowadzących na piętro i rozłożyłem gazet. Z pierwszej strony patrzyła na mnie twarz Anthonego McMillana. Zmarszczyłem nieznacznie brwi i zacząłem czytać.

Opisywał on całą karierę chłopaka począwszy od tego jak zaczął trenować a skończywszy na tym feralnym dniu. Początkowo nie mogłem zrozumieć o co chodziło Mike'owi, bo artykuł wydawał się niezwykle rzetelny, ale kiedy dotarłem do końca myślałem, że za chwilę wybuchnę. Wpatrywałem się w litery, ale jakby coś w mojej głowie przeskoczyło, bo nie potrafiłem ich zrozumieć. Zastanawiają się czy naprawdę ktoś mógł w taki sposób napisać tekst w rzetelnej i rozpoznawalnej gazecie, którą czytał dosłownie każdy.


...Nasuwa się jedno pytanie.

Czy mężczyzna faktycznie był taki dobry, skoro pokonała go kula?


- Co za chuje! – warknąłem.

Może i nie znałem Anthonego, ale był jednym z nas. Zawodnikiem MMA. A my dbaliśmy o swoich. Dlatego nie ważne co będę musiał zrobić znajdę tą osobę, która oczerniła jednego z najlepszych zawodników jakich miałem okazję widzieć.

- Jest tego więcej. – powiedział po dłuższej chwili Mike. – W Internecie ludzie już zaczęli komentować. Wypowiedziało się nawet kilku zawodników, którzy nie pochwalają tego artykułu, ale i tak nie wygląda to za dobrze.

To była moja wina. To ja do tego doprowadziłem. Media zrobiły z niego totalnego dupka, który niczego nie potrafił tylko po to, aby uzyskać rozgłos i aby więcej ludzi skomentowało ich artykuł. Wiedziałem, jak to działało jednak nie spodziewałem się, że to eskaluje na tak wielką skalę i poróżni bardzo wielu ludzi. Nawet nie chciałem wyciągać telefonu i sprawdzać co dokładnie pisali, bo wiedziałem, że mogłoby się zrobić o wiele nieprzyjemniej.

- Co z Clarissą? – w pierwszej chwili zacząłem martwić się o nią a także jej ojca, bo zapewne już przeczytali ten cholerny artykuł.

- Nie wiem. – pokręcił głową. - Nie chciałem dzwonić. A może bałem się tego telefonu. – osunął się całym ciałem po drzwiach i usiadł na podłodze. Chyba był myślami daleko stąd, ale nie dziwiłem mu się, bo po czymś takim sam nie wiedziałbym, jak się zachować. Oboje chcieliśmy dobrze a wyszło coś czego kompletnie się nie spodziewaliśmy.

- Dlaczego przestaliście się przyjaźnić? – zapytałem, bo nigdy nie pytałem, dlaczego zerwał przyjaźń z ojcem Clarissy. Wiedziałem, że to trudne pytanie i mógłby uniknąć odpowiedzi jednak on po raz kolejny mnie zaskoczył.

- Jego żona była piękną kobietą. Była też cudowna. - uśmiechnął się jakby przypominał sobie tamte czasy jednak po chwili jego mina stała się nieprzenikniona. - Ale ponad to wszystko była żądna sławy, chciała błyszczeć w świetle reflektorów. A Michel nie mógł jej tego dać, bo postanowił zrezygnował z walk chcąc się skupić w pełni na rodzinie. Więc pewnego dnia spakowała się, zabrała wszystko co miał i wzięła ogromną pożyczkę na dom. Kilka lat po tym za dużo wypiliśmy i powiedziałem mu, że taka osoba jak ona nigdy by z nim nie została. Sam nie wiem, dlaczego mu to wszystko powiedziałem, ale w pewnie sposób poczułem ulgę, bo tak długo to w sobie dusiłem. Może na początku byli szczęśliwi, ale potem coś się zmieniło. Nie mogłem dłużej milczeć i patrzeć jak mój przyjaciel obwiniał się za jej odejście. – skończył, ale wiedziałem, że tak naprawdę to nie koniec. Nie chciałem jednak wyciągać z niego wszystkiego na siłę.

Wiedziałem, że jedyne co mogłem w tej sytuacji zrobić to przeprosić jakoś Clarissę i jej ojca. Może to i tak było mało, aby oczyścić moje sumienie, ale chciałem to zrobić.

- Mike wiem, że miałem więcej nie pytać, ale daj mi jej adres. - tym razem postanowiłem nie odpuszczać tak łatwo.

- Matt, to nie przyniesie nic dobrego. - pokręcił głową.

- Muszę to zrobić.

- Znając Michaela to nawet się z nią nie spotkasz. Możesz nawet dostać w pysk. – uświadomił mnie przez co krzywiłem się jakbym zjadł cytrynę. Nawet jeśliby do tego doszło to musiałem przyjąć ten cios honorem i bez protestu.

- Zaryzykuję. – stwierdziłem po prostu.

- Twoja decyzja. – powiedział. - Battery Avenue 13.

Powinienem się cieszyć, bo tak bardzo chciałem dowiedzieć się, gdzie mieszkała jednak teraz sytuacja wyglądała o wiele inaczej. Zamiast tak po prostu cieszyć się z tego spotkania teraz będę zastanawiał się przez całą drogę jak miałem to wszystko naprawić.

- Muszę się ogarnąć. – podniosłem się ze schodów. - Jedziesz ze mną?

- Nie, nie mogę. – zwiesił głowę i tak po prostu wyszedł z mojego domu.

Nie miałem zamiaru dłużej czekać, dlatego wbiegłem na górę i wziąłem szybki prysznic, aby mieć to już za sobą. Zajęło mi to zaledwie pięć minut a już narzucałem na siebie bokserki, zwykłe jeansy, czarną koszulkę i sportowe buty. Może to nie był odpowiedni moment na rozmyślanie o tym czy dobrze wyglądałem, ale nie moja wina, że przywiązywałem wielką wagę do mojego wyglądu.

Po kolejnych dziesięciu minutach wyszedłem z domu zamykając za sobą drzwi.

Odetchnąłem głęboko i miałem nadzieję, że ten dzień nie skończy się wizytą w szpitalu po tym jak już jej ojciec obije mi pysk.

Bad decisionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz