Rozdział ♦ Dwudziesty Trzeci

1.5K 112 138
                                    

Jak dotychczas mój ulubiony rozdział. Mam nadzieję, że spodoba Wam się równie bardzo jak mi :D 

Ciepłe powietrze wtłaczane do kabiny otulało każdą cząstkę jej ciała, mimo to nie mogła pozbyć się wrażenia otaczającego zimna

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ciepłe powietrze wtłaczane do kabiny otulało każdą cząstkę jej ciała, mimo to nie mogła pozbyć się wrażenia otaczającego zimna. Jakby stała bosymi stopami na zbitym śniegu Antarktydy. Na początku nie rozumiała, dlaczego właśnie to miejsce przyszło jej do głowy, aż w końcu znalazła odpowiedź. Marzyła być jak najdalej od ludzi.

Jak najdalej od Bar Harbor.

Schowała trzęsące dłonie między uda i oparła się plecami, zatapiając się w skórzanym fotelu.
Xander po raz kolejny omiótł dziewczynę przenikliwym spojrzeniem, po czym wrócił wzrokiem na ledwo widoczną rozprzestrzeniającą się drogę. Między szybko spływającymi kroplami deszczu po szybie spostrzegła boczne lusterko, w którym akurat odbił się przeszywający niebo piorun. Odwróciła oczy niezbyt przejęta i ponownie zawiesiła wzrok na swoich rękach.

Podniosła jedynie na chwilę głowę, gdy Xander przyhamował. Mijali bardzo ostry zakręt. W słoneczny dzień pokonując ten łuk, należało zdjąć nogę z gazu, a co dopiero w pogodę taką jak ta. Cynthia cieszyła się, że to nie ona siedziała za kierownicą. Xander wydawał się lepszym kierowcą, dodatkowo jego Porsche, mimo że również nie było przeznaczone do takich warunków, to i tak znacznie lepiej sprawowało się niż jej stary Pick-up ze startymi oponami. Te traciły przyczepność nawet w normalnych warunkach pogodowych. Planowała w tym roku je zmienić, ale nie odważyła się poprosić o to cioci. Mimo że nigdy u nich się nie przelewało, to ostatnio było wyjątkowo krucho z pieniędzmi. Ta oczywiście dałaby siostrzenicy gotówkę bez mrugnięcia oka, ale Cynthia wiedziała, że potem kobieta harowałaby jeszcze więcej, żeby opłacić rachunki. Aby pomóc cioci, sama chciała dorabiać po szkole, ale Bethany jej zabroniła. Stwierdziła, że tak dobrze idzie jej w nauce, więc powinna tylko na tym się skupić. 

Zerknęła dyskretnie na Xandera. Siedział odprężony. Prawą rękę trzymał na kierownicy, lewą oparł o boczne drzwi. Wydawał się nieprzejęty kroplami deszczu walącymi w przednią szybę. Nawet wycieraczki nie nadążały. Cynthia przez słabą widoczność ledwo dostrzegała zarys drogi.

Na początku żałowała, że wsiadła do samochodu Xandera. Kiedy ten zaproponował jej podwózkę, a dokładnie kategorycznie zabronił wsiąść za kierownicą, oponowała tylko przez chwilę. Zgodziła się ze zdrowego rozsądku. Zdawała sobie sprawę, że kierowanie w stanie roztrzęsienia i przy takiej pogodzie, było jak pakowanie się do trumny.

Tak właśnie skończyła w jednym aucie z Xanderem, jadąc w absolutnym milczeniu już przez dłuższy czas. Tylko grzmoty rozchodzące się z oddali i dźwięk uderzania kropel o szyby i karoserię zakłócały ciszę między nimi.

Momentami zastanawiała się, czy nie przeciąć gęstej atmosfery i jako pierwsza się odezwać. Wtedy w jej głowie zalegała pustka. Bo jak miałaby zacząć?

„Właśnie pobiłam twoją koleżankę prawie do nieprzytomności. A jak tam u ciebie? Udana rozmowa telefoniczna?"

Zastanawiała się również, czy jeżeli Xander nie odebrałby telefonu, czy wydarzenia potoczyłyby się tak samo? Czy może opamiętałaby się w jego obecności? Czy zamiast atakować Marisol, po prostu wyszłaby? A co najważniejsze czy jeżeli nie wydarzyłby się jej wybryk, skończyłaby potem w ramionach Xandera?

Złote ciernieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz