Rękami zakrywała twarz. Choć Xander powiedział jej, żeby nie podglądała, nie mogła się powstrzymać. Była bardzo ciekawa, co zaplanował. Kazał jej zostać w samochodzie, a sam gdzieś ciągle znikał i po chwili wracał. Wyznacznikiem jego obecności był dźwięk otwieranego i zamykanego bagażnika.
Kiedy usłyszała, że znowu wrócił, nie mogła już wytrzymać. Ciekawość zżerała ją od środka.
Nic się nie stanie, jak tylko nieco zerknę – pomyślała, próbując siebie usprawiedliwić.
Lekko rozsunęła palce i spojrzała w boczne lusterko. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, dostrzegając Xandera trzymającego wiklinowy kosz piknikowy z oplecioną wokół różową koronką.
– Pomóc, staruszku? – zapytała, na moment zapominając, że miała tego nie zobaczyć. Natychmiast ponownie zasłoniła oczy i w duchu liczyła, że był zatopiony we własnych myślach i jej nie usłyszał.
– Nieładnie, lisico. Miałaś nie podglądać – zagrzmiał, choć w jego tonie nie słyszała złości. Raczej rozbawienie, jakby zdawał sobie sprawę, że Cynthia w końcu to zrobi i tylko na to czekał.
– Nie podglądam – mruknęła jak dziecko nakryte na podjadaniu kuchennych ciasteczek, które broniło się, że ich nawet nie tknęło, choć jedno trzymało w dłoni.
– Cynthio...
Słysząc głos koło siebie, aż podskoczyła.
– Kiedy? – Serce zatrzepotało w jej piersi. Mimo że jeszcze chwilę temu słyszała i widziała, jak stał przy bagażniku, teraz siedział koło niej na fotelu kierowcy. – Jak? – zapytała bardziej siebie niż jego, krzywiąc twarz w zadumie. Wyciągnęła rękę i dźgnęła palcem ramię chłopaka.
– Ał? – Był skołowany.
– Myślałam, że to tylko złudzenie... No co? Nie słyszałam trzasku drzwi – broniła się pod naporem niedowierzającego spojrzenia wampira.
– Obiecałem więcej bez twojej zgody nie mieszać ci w głowie. – Słysząc powagę w jego głosie, od razu pożałowała, że tak pomyślała.
Przecież zaczęli od nowa. Musiała mu zaufać.
– Przepraszam...
Jego spojrzenie zmiękło. Nie był na nią zły, choć, mimo że tego nie pokazywał, wiedziała, że poczuł się zawiedziony.
– Zasłoń oczy i teraz nie podglądaj.
– A jesteś pewny, że nie potrzebujesz mojej pomocy? Dwieście lat na karku to niemała liczba. Kości nie te same, a ten koszyk wygląda na bardzo ciężki. – Postanowiła nieco rozluźnić atmosferę.
– Moje kości i ja mamy się bardzo dobrze – oznajmił butnie, wysiadając z auta. Dostrzegła, jak jego wargi zadrżały. Zanim przymknął drzwiczki, spojrzał na dziewczynę. – Mogę ci potem pokazać, jak bardzo się dobrze mamy. Ja, kości... i pewna inna część mojego ciała.
CZYTASZ
Złote ciernie
Vampire„Jesteś pokryty cierniami. Złotymi cierniami. Za każdym razem, gdy się do ciebie zbliżam, ranisz mnie. Przebijasz mi serce i zostawiasz ogromne dziury, których nie dam rady załatać. Boję się, że niedługo nie będzie już miejsc do przebicia." Cynthia...