Rozdział ♦ Dwudziesty Ósmy

1.4K 115 42
                                    


Fragment wiadomości radiowych z dnia 15 czerwca 1956

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Fragment wiadomości radiowych z dnia 15 czerwca 1956

Tutaj John Corman z US News.

Ojcowie chrońcie swoje córki, a mężowie żony. Minęło raptem 10 lat od ujawnienia tych przeklętych stworzeń, a rozprzestrzeniły się jak plaga. Mącą w głowach naszych kobiet, zabierają je z domu i od dzieci. Policja jest bezradna. Jedynie my, mężowie i ojcowie, możemy coś z tym zrobić. Należy wyplenić te przeklęte stworzenia. Usunąć ze społeczeństwa. Przywrócić ład. A zacząć musimy od pilnowania naszych kobiet i córek, aby żaden stwór nie położył na nie ręki, bo gdy to już się stanie, będzie za późno. Uważajcie i bądźcie dzielni.  

Nie potrafiła stwierdzić, który dzień wskazywał kalendarz

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nie potrafiła stwierdzić, który dzień wskazywał kalendarz. Czy odkąd dowiedziała się bolesnej prawdy, minęło zaledwie kilka dni czy już tygodni. Gubiła się również w porze dnia. Głównie spała, a kiedy budziła się, witała ją szara i mdła rzeczywistość. Słońce nie docierało do niej, jakby bało się, że utknie w tej płyciźnie i zniknie w martwocie.

Materac łóżka wyznaczał jej niewielką przestrzeń, która stała się jej jedynym miejscem funkcjonowania, choć raczej nie mogła tego nazwać nie więcej niż bierną wegetacją. Opuszczała jego krawędzie tylko w ostateczności. Głównie, kiedy wybierała się za potrzebą lub kiedy musiała skorzystać z prysznica, co raczej robiła rzadko. Higiena w obecnej sytuacji wydawała się jej zbyteczna. Nawet kiedy woda omywała jej ciało, nie mogła dosięgnąć wnętrza, gdzie najbardziej oblepiał ją brud. Przekonała się, że kąpiel nie dawała oczyszczenia.

Nawet świadomość, że Xander oglądał ją w tak opłakanym stanie, nie była wystarczająca, by skłonić ją do wzięcia się w garść. Sam wampir nie komentował tego, kiedy regularnie przynosił jej posiłki. Jedynie spoglądał na nią z ubolewaniem, co skutecznie udawało jej się ignorować. Jego spojrzenie nie mogło przedrzeć się przez zbitą warstwę brudu i pomóc jej opuścić obręby tego odmętu. Choć nie mogła pozbyć się niedocieczonego wrażenia, które przychodziło wraz z nim. Jakby jej płuca wypełniały się dymem pochodzącym z przygasającego ogniska zasypanego piaskiem.

Tak mniej więcej przebiegała każda wizyta Złotego, z wyjątkiem dwóch, które znacznie odbiegały od reszty.

Nie potrafiła stwierdzić, kiedy dokładnie wydarzyła się ta pierwsza inna od reszty wizyta, bo dla dziewczyny czas wydawał się nabrać innego biegu, a więc mogło to być dwa dni temu, jak również dwa tygodnie. Xander przyszedł do niej i bez zbędnego przedłużania obwieścił, że przyjechała Bethany. Cynthia zerwała się tak gwałtownie, że aż zakręciło jej się w głowie i musiała przytrzymać się ściany, żeby nie upaść. Nie potrafiła zlokalizować pochodzenia tych pokładów energii, które ku jej własnemu zaskoczeniu, jeszcze posiadała. Sądziła, że do cna wyssała ją nicość, pozostawiając jedynie pustą powłokę. Podbiegła do okna i dostrzegła Bethany wysiadającą z auta. Wtem z jednej skrajnej reakcji przeszła w inną. Lodowate przerażenie oblepiło jej ciało, uniemożliwiając wykonanie najmniejszego ruchu. Jej ręce stały się lodowate, jakby krew przestała tam dopływać. Nos nabrał czerwonofioletowego zabarwienia, wyglądając jak odmrożony. Zaczęła się wycofywać, pragnąc wrócić do swojej bezpiecznej jamy. I choć nie podziękowała Xanderowi, to czuła pewnego rodzaju wdzięczność, że ukierunkowany jej reakcją, nie wpuścił Bethany.

Złote ciernieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz