Zmieniłam imię Bethany z Diany na Nadia (chodzi o to prawdziwe). Choć raczej jak będzie się w późniejszych rozdziałach pojawiać, to będzie jako Bethany. Nie tylko ja czy Wy się do niego przyzwyczailiście, ale Cynthia również ;)
Norwegia znalazła się w objęciach mrozu. Śnieżna zamieć z wszechogarniającą ciemnością tworzyły mroczną scenerię widoczną przez okno. Na zewnątrz hulał szaleńczy wiatr pogłębiający chaos i niepokój, kiedy w środku drewnianej chaty panowała cisza. Jeszcze chwilę temu płacz narodzonego dziecka przeszywał ściany domu. A teraz była tylko cisza.
Cisza nienaturalna i martwa, wywołująca najgorsze myśli. Nagła i nieodwracalna. Płacz tego jednego dziecka nie rozbrzmi już więcej w tym domu. Panująca cisza była znakiem zakończenia procesu.
Przekręciła głowę, usłyszawszy otwieranie drzwi. Zacisnęła rękę w pięść i zmartwiona przyłożyła ją do klatki piersiowej. To, że zaklęcie zostało rzucone, nie oznaczało, że wszystko się udało. Czekała więc z sercem pełnym obaw na informacje.
Z pokoju po kolei wychodziło czternaście wiedźm. Od razu dostrzegła ich zmęczenie. Niektóre z nich musiały podpierać się ściany, niektóre wsparły swoją siostrę z sabatu, nie pozwalając jej upaść. Nie miała wątpliwości co do tego, że było to najbardziej wymagające zaklęcie, jakie doświadczyły w swoim życiu. A przecież i tak część roboty została wykonana przez kogoś innego. One jedynie musiały dociągnąć to do końca. Zapleść pasma przeznaczenia w splot.
– Siostro Nadio – zwróciła się do niej Tuva, najmłodsza ze wszystkich przebywających w tym domu. Z niewiadomej dla niej przyczyny nazywała ją siostrą, mimo posiadanej wiedzy, że nie należała do sabatu i była nieprzemienioną Błękitną. Same tęczówki ją zdradzały. U niebieskookich ludzi kolor nigdy nie był tak jaskrawy i jednolity.
– Skończone – poinformowała ze słyszalną ulgą w głosie.
Złapała ją szybko za ramię, dostrzegając, jak młoda wiedźma zachwiała się na nogach.
– Muszę tylko odpocząć – rzuciła Tuva w odpowiedzi na troskę wymalowaną na twarzy Nadii.
– Zaprowadzę cię...
– Nie – zaprzeczyła, ściągając z siebie rękę blondwłosej kobiety. – Idź do nich. – Jej kąciki ust uniosły się, próbując za maską uśmiechu ukryć swoje prawdziwe samopoczucie. Blada i sina twarz, zapadnięte policzki oraz podkrążone oczy tworzyły kontrast z uśmiechem.
Nadia wiedziała, że wiedźma nie tylko była wyczerpana fizyczna, ale też psychicznie. Tego typu zaklęcia wymagały znacznie więcej. Czasami nawet poświęcenia o najwyższej cenie.
Nadia nie chciała zostawiać towarzyszki, lecz wiedziała, że nie miała innego wyjścia. Czekało na nią inne zadanie. Kiwnęła więc jedynie głową i minęła ją, ruszając w kierunku pokoju.
CZYTASZ
Złote ciernie
Vampire„Jesteś pokryty cierniami. Złotymi cierniami. Za każdym razem, gdy się do ciebie zbliżam, ranisz mnie. Przebijasz mi serce i zostawiasz ogromne dziury, których nie dam rady załatać. Boję się, że niedługo nie będzie już miejsc do przebicia." Cynthia...