Rozdział ♦ Dziewiętnasty

1.4K 99 153
                                    

Czas do niedzieli zleciał bardzo szybko

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Czas do niedzieli zleciał bardzo szybko. W środę i czwartek Cynthia nie pojawiła się w szkole. Zarówno ona, jak i Bethany nie były z tego powodu zadowolone. Jednak zasinienie i ogromny strup na twarzy dziewczyny zwracał na siebie zbytnią uwagę. Wiedziały, że w tym stanie pójście na lekcje wiązało się z niewygodnymi pytaniami nauczycieli. Już po ostatnim występku Cynthii wieńczącym się w szpitalu, oczy dyrekcji spoczęły na niej, dlatego sekretariat dostał telefon od Bethany, że Cynthia z powodu gorączki nie jest w stanie zjawić się na zajęciach.

Te dwa dni w domu głównie spędziła na oglądaniu dziesiątek filmików z maskowania wszelkich sińców i ran. W piątek odważyła się pojawić na lekcjach. Nałożyła tonę podkładu, który, jakby wcześniej wiedziała, nakładałaby wałkiem do malowania ścian. Była z siebie nawet zadowolona. Co prawda przypominała kobiety z XVIII wieku, mimo że nie stosowała bielidła czy pudru w postaci zmielonej mąki ryżowej, to jej twarz wyglądała jak biała maska. W połączeniu z jaskrawymi rudawymi włosami przypominała zjawę w peruce. 

Na początku stresowała się pytaniami o jej wygląd, jak się później okazało, niepotrzebnie. Xander nie zjawił się w szkole, co nie było dla niej żadnym zdziwieniem. Za to duże zaskoczenie wywarło na niej zachowanie Winter. Gdy spotkała ją przed salą, dziewczyna była tak skupiona na telefonie, że jedynie wybąkała coś pod nosem, co Cynthia domyśliła się, miało emitować „Cześć". Nawet przez chwilę nie porozmawiały. Ostatnimi czasy ich kontakt zmalał. Po sytuacji z Zackiem i Amandą oraz tamtej rozmowie na korytarzu o złotookiej istocie nie przeprowadziły żadnej dłuższej konwersacji. W piątek po zajęciach Cynthia postanowiła zmienić ten stan rzeczy i napisała do niej, czy ma ochotę się spotkać. Cóż, była już niedziela, a odpowiedzi jeszcze nie dostała.

No właśnie, była już niedziela i za parę minut miała odbyć się kolacja.

Cynthia obserwowała leniwym spojrzeniem krzątającą się po kuchni ciotkę. Gdy po dziesiątym razie jej propozycja pomocy została odrzucona, oparła się o lodówkę i od tamtej pory pozostawała w bezruchu, w ciszy śledząc poczynania Bethany. 

Zassała powietrze do płuc, gdy starsza kobieta otworzyła piekarnik, aby rzucić okiem na potrawę w środku. Po kuchni rozniósł się przyjemny zapach zapiekanki z ziemniakami i mięsem znanej jako popisowe danie Bethany. W garnku zaczynała stygnąć zupa Chowder, a na blacie kusiła tarta jagodowa. Prawdziwa rozkosz dla kubków smakowych.

– Szoruję, szoruję i dalej ma zacieki – wymamrotała Bethany, obserwując widelec pod, jak dla Cynthii, zbyt żółtym światłem wiszącej lampy.

– To wymień go na inny – zaproponowała niewzruszona, nie dostrzegając problemu.

Jej ciotka zachowywała się, jakby co najmniej miał odżyć i zawitać do ich domu Ludwik XIV. Przygotowała nawet porcelanową zastawę stołową, którą wyciągała jedynie co rok na Święto Dziękczynienia.

Cynthia postanowiła nie komentować w żaden sposób dzisiejszego podenerwowania ciotki, znając jego przyczynę. Oprócz Gaela na kolacji również zjawi się Alfred Bates. Cynthia nawet miała wrażenie, że zorganizowanie całej tej kolacji było tylko pretekstem do spotkania się Bethany z mężczyzną. Szkoda tylko, że została wciągnięta w to ona i Bogu ducha winny Gael.

Złote ciernieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz