– Nie wiem, czy mnie słyszycie, prawdopodobnie nie. Jeśli jednak jakimś sposobem mój głos dociera do zaświatów, chciałam wam przekazać, że... – Wzięła głęboki wdech. Objęła dłonią ramię, kuląc się z zarówno z zimna, jak i przez przygniatające otoczenie cmentarnego gaju. – Świetnie radzę sobie bez was – dokończyła melodyjnym głosem, różniącym się od wcześniejszego demonstrującego powagę.
– Lisico...
– Poczekaj, rozmawiam – przerwała mu i rzuciła znaczące spojrzenie Xanderowi spowitego całunem koron brzóz. Opierał się o pień, bardzo prawdopodobne, że stojąc na grobie jakieś Złotej. Już po głosie dało się uchwycić brak aprobaty jej zachowaniem, a jego surowy wzrok upominał ją. Wróciła spojrzeniem na darń, gdzie pod warstwą ziemi pochowana była jej matka, babka i dziadek, choć teraz raczej swoje gorzkie słowa kierowała do damskiej płci rodziny. – Zrobiłyście niezłego bałaganu, którego nie zamierzam za was sprzątać. Jesteście mną zawiedzione? Możecie więc same się za to wziąć... A nie. Ups. Przecież nie żyjecie.
– Lisico! – Tym razem skarcenie miało w sobie ślady ostrzegawcze, które zmuszały Cynthię do zastanowienia się nad wyznaniem. Przerzuciła na niego spojrzenie w momencie, w którym akurat szedł w jej stronę. W trzech krokach znalazł się koło niej. – Nie przesadzasz?
Skrzywiła się, nie rozumiejąc, dlaczego Złoty był tak podminowany. To zazwyczaj z jej ust wylatywały upominające słowa. Najwyraźniej role się odwróciły.
– Tylko rozmawiam z matką i babką – wyjaśniła ze spokojem.
– Wyglądałaś, jakbyś zaraz miała się z nimi pobić. Nie możesz wyzywać martwych.
– Nie wyzywam – nie zgodziła się, starając się nie podnieść głosu. Nie chciała robić scen na cmentarzu, choć zdawała sobie sprawę, że już odegrała niepotrzebnie mały teatrzyk.
– Gdy powiedziałaś, że potrzebujesz przed testem odwiedzić grób, spodziewałem się czegoś innego... Sądziłem, że powierzysz im swoje troski. Opowiesz o przeżywanych trwogach.
– Przecież to robiłam. Opowiadałam, jak się czuję.
– Lisico. – Znowu ta mina. Patrzył się na nią ze zbolałym wyrazem twarzy, jakby zwracała się do kogoś bliskiemu jego sercu, a nie do osób, z którymi dzieliła krew.
– Czego ode mnie oczekujesz? – poddała się, zaczynając już odczuwać wyrzuty sumienia. Może faktycznie niepotrzebnie z jej ust padło kilka słów.
– To twoja rodzina.
To jedno słowo w tym momencie wydawało się takie obce. Nie pasowało to osób pochowanych pod ziemią.
– Zostawili mnie – przypomniała zbolałym głosem, odwracając wzrok od czarnych tęczówek.
– Mimo to... to twoja rodzina. Nie powinnaś zwracać się tak do nich. – Rzadko Xandera było można spotkać w takiej wersji: opanowanego, roztropnego i przykładającego się do zrozumienia drugiej strony. Jego łagodne podejście uspokoiło ją i dało jej do myślenia.
CZYTASZ
Złote ciernie
Vampire„Jesteś pokryty cierniami. Złotymi cierniami. Za każdym razem, gdy się do ciebie zbliżam, ranisz mnie. Przebijasz mi serce i zostawiasz ogromne dziury, których nie dam rady załatać. Boję się, że niedługo nie będzie już miejsc do przebicia." Cynthia...