Rozdział ♦ Osiemnasty

1.7K 119 63
                                    


Snuła się po ogrodzie, ledwo powłócząc nogami

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Snuła się po ogrodzie, ledwo powłócząc nogami. Z utęsknieniem zatrzymała wzrok na wiekowej murowanej posiadłości. Zadarła głowę i oczami omiotła swoją prowizoryczną, ale sprytną konstrukcję umożliwiającą powrót. Gdy ręką objęła boczną linę drabiny, z jej ust wydostało się przydługie westchnienie pełne wycieńczenia, bezsilności i frustracji. Gramoląc się po szczeblach, krew ciekła po jej rękach i nogach, lepiąc bluzę i spodnie do skóry. Nie potrafiła tego zignorować, podobnie jak przez poprzedzającą resztę drogi. Każdy krok przypominał jej o srogiej klęsce i własnej głupocie. Bez żadnego namysłu wbiegła w nieznany gąszcz, aby później dowiedzieć się, że goniła norkę. Ten sierściuch pewnie miał teraz niemały ubaw widząc, do czego doprowadził.

Gdy tylko ponownie przypomniała sobie o tym, poczuła się jeszcze bardziej żałośnie. Modliła się, żeby Winter nigdy nie dowiedziała się o tym zdarzeniu. Jakby norka potrafiła mówić i wtajemniczyłaby dziewczynę albo, co gorsza, Winter byłaby świadkiem tej sytuacji, śmiechów nie byłoby końca. Pewnie jako już staruszka będąc na pogrzebie, ta by przytoczyła to jako fajną anegdotę, tuż przy spoczywającej w trumnie Cynthii. Gdyby tak się stało, nawiedzałaby ją i straszyła po nocach. I w dzień może też.

Rozmyślając o tym, nie skupiła się na wspinaczce, przez co stawiając prawą nogę, ta omsknęła się jej. Nie pomogła wilgotna gleba przyczepiona na podeszwie. Tracąc podłoże, natychmiast zawiesiła ręce o szczebel, klejąc ciało do drabiny. Udało jej się zapobiec spotkania z ziemią, jednak przez gwałtowną reakcję, wbiła twarz w linę drabiny, dokładne w lewą stroną, gdzie miała zdartą skórę. Cząstki gleby, które oblepiały świeżą ranę, przez nacisk zostały upchnięte jeszcze głębiej. Strumień ciemnej cieczy ponownie znalazł swoje ujście i zaczął spływać po twarzy dziewczyny. Próbowała powstrzymać się od grymasu, bo nawet minimalne wykrzywienie potęgował ból.

I tak wisiała, nie mając w sobie dość siły i zaparcia, aby się ruszyć. I pewnie tkwiłaby w tej pozycji jeszcze przez dłuższy czas, może nawet do ranka, gdyby zza okna nie wyłoniła się para rąk, która wciągnęła ją do środka.

Ból pochłonął jej plecy, gdy walnęła o podłoże. Przez moment była w dziwnym letargu, który omiótł jej umysł i na chwilę zablokował wszelkie myśli. Rozłożyła się na puszystym dywanie z miękkiego aksamitu, ułożeniem ciała przypominając robienie aniołka w śniegu. Na moment zapomniała o bólu, Złotym i wszystkich problemach. Pozwoliła sobie odetchnąć. Uczucie beztroski nie trwało długo, gdy przypomniała sobie, za sprawą czego mogła leżeć na miękkim dywaniku i odpoczywać.

Natychmiast otworzyła szeroko oczy, podnosząc się. Wygięła wyschnięte wargi w niemym „O" i zastygła zszokowana, gdy zobaczyła, kto nad nią stał.

– Ciocia...

***

Zagryzła dolną wargę, starając się nie wydać z siebie żadnego dźwięku, gdy Bethany co rusz spryskiwała rany na nodze środkiem odkażającym. Dziewczyna krzywiła się, jakby co najmniej jadła bardzo kwaśną cytrynę, choć to, co prezentowała jej ciotka, było znacznie gorsze. Tkwiły w absolutnej ciszy przeplatanej dźwiękiem pryskania, rozwijania bandaży i cięcia plastrów. Sama Bethany odezwała się jedynie raz. Jak tylko powiodła badawczym spojrzeniem po ciele Cynthii, upewniając się, że siostrzenicy nie dolegało nic poważniejszego, z jej ust padło jedno konkretne polecenie: „Marsz pod prysznic". W tamtej chwili była to ostatnia czynność, jaką miała siłę wykonać Cynthia, bo mimo adrenaliny, która popłynęła przez jej żyły, jak tylko napotkała oczami ciotkę, czuła zmęczenie pochłaniające każdą cząstkę jej ciała. Mimo to bez żadnego sprzeciwu wstała i grzecznie podreptała do łazienki. Jak wyszła, ciotka czekała już na nią przy łóżku z przygotowaną apteczką. I tak siedziały w milczeniu, Bethany skulona na ziemi zajęta opatrywaniem ran, Cynthia siedząca na łóżku i zastanawiająca się, co powinna powiedzieć. I czy w ogóle powinna, biorąc pod uwagę grobową minę kobiety. Czuła się jak na pogrzebie. Kłębiła się w niej naiwna nadzieja, że trumna nie została przygotowana dla niej.

Złote ciernieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz