~ Lucy ~
27.01.2022r. Czwartek.
Szłam do pracy, na 22:30, kiedy przechodząc obok jednej z uliczek usłyszałam strzał. Stanęłam, patrząc jak ciało człowieka pada bezwładnie na ziemię, a przed nim stoi mężczyzna z bronią wycelowaną w prost we mnie. Otworzyłam szerzej oczy.
- oh.. uciekaj. - powiedział z uśmiechem i zaczął iść w moją stronę.
NIE MA PROBLEMU.
Nawet się nie oglądałam za siebie. Uciekałam przed siebie, prosto do HEAVEN. Wbiegłam tam zdyszana, pokazując przepustkę. Ruszyłam do szatni, gdzie były dziewczyny.- hej, Lucy! Co taka zdyszana? - zapytała Marry.
Wysoka brunetka z włosami do pasa. Jej szare oczy były podkreślone przez cienie do powiek i doczepione rzęsy. Jest bardzo miła.
- ah, myślałam, że się spóźnię, to biegłam, a tu zostało mi jeszcze dużo, dużo czasu. - uśmiechnęłam się chcąc brzmieć przekonująco.
Zaczęłam się szykować. Dzisiaj mam zamówiony swój pierwszy, prywatny pokaz. Jest to dla znanego polityka, którego żona zostawiła.
Kim był ten człowiek w tej ciemnej uliczce? Zabił tego mężczyznę! Nic nie mogę z tym zrobić, pewnie był z jakiegoś gangu i jak się dowie, że doniosłam na niego, to będę miała przechlapane.
Jego uśmiech, wyglądał na dumnego z siebie, uśmiech typowego psychopaty. Miał czarne włosy, a ubrany był w garnitur. Tyle widziałam.- Lucy, klient już czeka. - powiedziała Lilly, sekretarka.
- idę.. - powiedziałam i od razu wstałam kierując się na górę.
Dałam dziesięcio minutowy pokaz dla niego i poszłam się napić.
Wzięłam telefon i zobaczyłam jedną wiadomość od babci.Od: Babcia♡
- Lucy, jadę do szpitala. Dina trafiła tam i poprosiła mnie o to bym przywiozła jej rzeczy. Jadę do Sinai.Babcia jedzie sama o tej godzinie do szpitala?! Cholera.
Nie mogłam jej tak zostawić, w Nowym Yorku jest cholernie niebezpiecznie, szczególnie nocą dla siedemdziesięcio latki. Pobiegłam do biura Antona. Zapukałam, a jak usłyszałam krótkie "proszę" to weszłam.- hej Anton, ja bardzo potrzebuję teraz wyjść.
- co się stało? - zapytał, od razu odstawiając, wszystko co robił, na bok.
- moja babcia musiała jechać do znajomej do szpitala, tak, teraz. Nie mogę jej samej, o północy puścić na miasto. - błagałam.
- chodź, zawiozę cię. - powiedział i wstał z fotela.
- a-ale, kto zostanie w klubie?
- Kevin przyszedł niedawno. To jego nocna zmiana.
- dziękuję ci, Anton. Mount Sinai szpital. - razem wybiegliśmy z klubu.
Zapięłam pasy i dopiero wtedy zauważyłam, że jestem w swoim stroju do pracy.
- kurwa. - powiedziałam cicho.
- hmm?
- wyglądam jak dziwka, a jadę do szpitala, gdzie jest moja babcia. Ona nie wie o tym, że pracuję u was. Miała się nie dowiedzieć. Mówię jej, że wieczorami mam zajęcia taneczne.
- nie martw się, dam ci płaszcz. - powiedział, a mi spadł kamień z serca. - ile twoja babcia ma lat?
- za dwa lata siedemdziesiąt. Ma guza na mózgu, a za operację życzą sobie sto tysięcy.
- pojebało ich w tych czasach z tymi cenami. Człowiek śmiertelnie chory, a ci "oh potrzebujemy, żeby uratować ci życie sto tysięcy." Spoko, niby są te zbiórki i tak dalej, ale nie każdemu uda się tyle uzbierać.
Anton ma głęboki głos i jak tak mówi.. brzmi jak prawdziwy szef. Szef mafii. Nadałby się. Jest bardzo odpowiedzialny.. z resztą ta cała trójka jest.
Podjechaliśmy pod szpital i wspólnie wysiedliśmy. Anton ściągnął swój płaszcz i okrył mnie całą. Jest minusowa temperatura na dworze, a ja, geniusz, nawet nie pomyślałam o tym by się ubrać.
Od razu do niej zadzwoniłam, kiedy mi powiedziała, że już wychodzi ze szpitala poczekałam z Antonem przy wyjściu.- babciu, wiesz, że nie możesz sama po nocach chodzić! - powiedziałam od razu kiedy wyszła. - chodź, mój kolega cię odwiezie. - zaczęłam prowadzić staruszkę do samochodu.
- oo, a co to za przystojniak. - a ta swoje musi zacząć..
- jestem Anton, bardzo mi miło. - uścisnał jej dłoń lekko się pochylając.
- jestem Jane. Mi też bardzo miło poznać. Jak się poznaliście? - babcia, proszę cię.
- mamy wspólnych przyjaciół i tak wyszło, że na ostatnich zajęciach tanecznych przyszedłem z jedną z nich i zapoznałem się z Lucy. - powiedział.
Anton, chwała tobie.
- bardzo fajny chłopak. - powiedziała wsiadając do samochodu mojego szefa.
Odwiózł moją babcię pod dom, a ja ją odprowadziłam aż pod drzwi.
- będę około trzeciej. Proszę, nie wychodź już z domu. - powiedziałam otwierając jej drzwi.
- baw się dobrze na zajęciach. Jutro na śniadanie zrobię ci racuchy. - oznajmiła wchodząc do środka.
- dobranoc, babciu.. - poszłam do samochodu.
Nagle przypomniała mi się sytuacja sprzed kilku godzin. Przeszły mnie ciary. Sposób w jaki ten mężczyzna się na mnie patrzył, to jak bez zawahania ruszył w moją stronę..
"-oh.. uciekaj.."
CZYTASZ
Welcome to HEAVEN.
Fanfiction~Wprowadzenie w świat głównych bohaterów~ 🔞Książka 18+🔞 Czasami wolimy powiedzieć najcudowniejsze kłamstwo, niż najgorszą prawdę, żeby nie złamać innej osobie serca. Uczucie pękającego serca? Tylko miłość umie tak boleć. Cichy płacz? Tylko w s...