21. Tak mi przykro..

72 2 0
                                    

~ Dorian ~

31.01.2022r. Poniedziałek.

Kiedy przeczytałem papiery od Huntera, pojechałem coś zjeść. Od wczoraj nic nie tknąłem, bo tyle rzeczy mam nawalone.
Wszedłem do sklepu niedaleko mojego bloku, który w sumie był monopolowym, bo tylko alkoholicy tu przychodzili i rozglądnąłem się za czymś ciekawym. Wybrałem kolejnego energetyka, suchą bułkę i lizaka.

Położyłem rzeczy na ladę i spojrzałem na kasjerkę.
Daria, kobieta utrzymująca męża i trójkę dzieci z marnej pensji stąd. Kobieta naprawdę wygląda na zmęczoną życiem, ale sama sobie taką drogę obrała. Nikt nie kazał jej utrzymywać męża z żałobą, bo mama umarła mu cztery lata temu. Uznał, że przez to jest niezdolny do pracy, a chuja prawda, bo wychodząc przed blok zawsze musi wypić z osiedlowymi ochroniarzami, mam na myśli zawodowych meneli stróżujących to osiedle.

- 6.99. - powiedziała.

W trakcie płacenia postanowiłem zacząć rozmowę.

- hej, pani Dario?

- tak, Dorian?

- zawsze gdy panią widzę, przypomina mi pani kogoś.

- oh tak? Kogo, jak mogę wiedzieć? - uśmiechnęła się.

- nie mam pojęcia, ale czuję jakby pani była kimś bliskim dla mnie. - zabrałem swoje rzeczy z lady. - miłego dnia. - wyszedłem ze sklepu i ruszyłem do swojego mieszkania.

Pusto i zimno. Muszę zmienić miejsce zamieszkania. Jeszcze raz przeczytałem papiery jedząc swój "obiad". Wykąpałem się, ubrałem swoje ciuchy na misję i przed 19:00 wyszedłem z mieszkania. Niedaleko mam do tej uliczki, a tam same ćpuny urzędują.
Musiałem znaleźć dziewczynę, która narobiła długów u Huntera i dać jej ostatni termin na spłatę.
Swój pistolet, papiery z umową na spłatę długu i lizaka zabrałem w plecak, za to scyzoryk wrzuciłem do kieszeni, a wtedy byłem gotowy wyjść z domu.
Szedłem spacerem, bo wiedziałem, że będzie na miejscu. Skręciłem w ciemną uliczkę, jedyny skrót do dzielnicy ćpunów. Zauważyłem tam idącego chłopaka, miał kaptur na głowie, dłuższe włosy spadały mu na twarz, a on się uśmiechał. Był na fazie. Zignorowałem go i poszedłem dalej.
Na ziemi leżało, albo siedziało pełno ludzi. No i ona.

- cześć Veronica. - przykucnąłem przy niej.

Czemu musiała skończyć tak? Siedzi tu, w minusowej temperaturze trzęsąc się nie z zimna, a z głodu, bo nie ma narkotyków.

- o.. uhm.. cz-cześć..

- wiesz po co przyszedłem, prawda? - uśmiechnąłem się do niej.

- j-ja.. nie mam. Przysięgam zdobędę..

- tak wiem, że nie masz. Ostatni termin, słoneczko. Masz czas do walentynek. 14.02, dasz radę?

- k-kocham cię.. - dziewczyna się ukłoniła.

- jesteś głodna? Nie chodzi mi o narkotyki.

- tak.. ale wzięłam przed chwilą..

- rozumiem. Masz. - z plecaka wyciągnąłem lizaka i podałem dziewczynie. - Miłej nocy. - wstałem i ruszyłem przed siebie.

Na szczęście nie mi przypada zabijanie kobiet. Tylko jedną kobietę mam zamiar zabić. Założyłem czarną maseczkę na usta i wychodząc z tej ciemnej uliczki wtopiłem się w tłum..

14.02.2022r. Poniedziałek.

5:15.

- tak mi przykro, słoneczko. - powiedziałem patrząc na nią.

Strasznie płakała, ale Alex z nikim się nie opierdala. Niestety nie wyrobiła się.
Zostawiłem go, by wypełnił swoją pracę i wróciłem do mieszkania.
To były naprawdę udane urodziny, ale ten chłopak z HEAVEN..
Mój.

Welcome to HEAVEN.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz