12. Oh.. Uciekaj.

102 3 0
                                    

~ Alexander ~

27.01.2022r. Czwartek.

Jechałem z Maddie samochodem ze spotkania. Dziewczyna jak zawsze gapiła się w telefon, a ja prowadziłem.
Westchnąłem, chciałem by ten dzień się już skończył. Nie chce mi się nawet z nią gadać.

- może polecimy w lutym do Los Angeles? - zapytała i oderwała wzrok od telefonu.

- luty mam zapracowany.

- to przynajmniej na walentynki gdzieś pojedźmy.

Jasne, walentynki, ale nie moje urodziny, co nie?

- jestem umówiony z chłopakami już, idziemy do baru. - powiedziałem parkując przed domem.

- ten dzień powinniśmy spędzać razem. - oznajmiła.

- ten dzień to moje urodziny, dlatego mogę robić co mi się żywnie podoba. - wyszedłem zostawiając ją w tle.

Nagle dostałem telefon.

Hunter.

Ah..

- co tam? - odebrałem.

- za dwadzieścia minut na Brownsville.

- jadę. - wróciłem się do samochodu, a Maddie wyszła z domu za mną.

- gdzie jedziesz? - zawołała.

- na misję.

Po 15 minutach byłem na miejscu. Wyciągnąłem broń z tylniego siedzenia i ruszyłem do Huntera, który stał z Lucasem, Liamem i Dorianem w ciemnej uliczce, zaraz obok głównej drogi.

- co się stało? - zapytałem.

- Evans zaraz będzie po kolejny towar. - powiedział Liam.

Evans ma u nas dług na sto sześćdziesiąt tysięcy. Nasz diler, Paradox, sprzedawał mu ostrzegając o odsetkach. Widocznie nie słuchał. Dzisiaj się pożegnamy.

Facet, trzydzieści pięć lat, zniszczony dosłownie przez narkotyki przyszedł i chyba nie spodziewał się tutaj nas.

- hej, Freddy, jak tam nasz dług? - zapytał Hunter. Zawsze jego głos zmienia się na diabelski, kiedy mamy się kogoś pozbyć.

- um, chłopaki! Haha.. - zaśmiał się nerwowo. - zarabiam na niego! Wiecie.. - zaczęły mu się ręce trząść.

- czyżby? Chłopie, jak chcesz spłacić 160 tysięcy dolarów? - Hunter podszedł do niego. Fred był o wiele niższy od niego.

- c-co? Jak 160?! Były tylko dwa tysiące!

- a kiedy przestałeś płacić za towar? - szef się uśmiechnął. - Właśnie. Alex. - skinął na niego, a ja odbezpieczyłem broń.

- chłopaki, proszę was.. dajcie mi trochę czasu, skołuję kasę, naprawdę! Tydzień!

Wymierzyłem w niego.

- błagam! - zaczął płakać.

Na moje usta wdarł się uśmiech. Uwielbiam jak moje ofiary płaczą.

- puff.. - powiedziałem strzelając prosto w jego głowę.

Huk rozlęgł się po ścianach budynku, facet padł martwy, krew poplamiła mi koszulę, a ja zobaczyłem jak przy wejściu do uliczki stała blond włosa dziewczyna. Była przepiękna, jej oczy świeciły w tym świetle, wyglądała tak przyjaźnie..
Nie powinna tego widzieć..

- oh.. - dalej miałem wycelowaną broń przed siebie. - uciekaj. - zacząłem iść w jej stronę, a ona uciekła. - trzymajcie się chłopaki.

Ruszyłem do samochodu i odjechałem.
Ręką zaczesałem swoje czarne włosy do tyłu. Po cichu wszedłem do domu i poszedłem się wykąpać. Musiałem z siebie zmyć krew tego ćpuna. Potem poszedłem do swojego biura i tam przesiedziałem kolejne pół nocy. Spać poszedłem dopiero, kiedy zobaczyłem, że jest 4:12, a ja wstaję o 5:00..

Welcome to HEAVEN.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz