17. Śpij spokojnie, aniołku..

95 3 0
                                    

~ Anton ~

23.01.2022r. Niedziela.

Kiedy facet przyszedł do klubu, zaczęliśmy się rozliczać. Nie chodzi o to, że go szantażowaliśmy, ale zwabiliśmy dla niego ofiarę tutaj.
Był nam winien równo sto dwadzieścia tysięcy dolarów.
Porozmawialiśmy jeszcze, ale on wlepiał swój wzrok ciągle w Sky. Ten facet ma około pięćdziesiąt lat, a Sky dwadzieścia cztery kończy w tym roku.
Westchnąłem.

- dobra, dziękuję za spotkanie. - zakończyłem wizytę ich tutaj.

- ja również dziękuję panu, panie Kim oraz państwu Lee. - najpierw spojrzał na mnie, a potem na kuzynostwo.

Kiedy wyszli, poszedłem odprowadzić Sky do samochodu. Sam wracałem teraz, a chciałem się też upewnić czy napewno pojechali.
Wróciłem do mieszkania o 21:00. Od razu zadzwoniłem do mojej siostry. Jest młodsza o 10 lat, ale musiałem wiedzieć co u niej.

- halo? - odebrała.

- hej Amelie. Co słychać? - zapytałem przygotowując sobie kolację.

- aa.. nic. Matki nie ma, zostałam sama z Arią, Andrew i Austinem. - powiedziała.

Amelie ma 16 lat, Aria 10, Andrew 9, a Austin 6. Ja mam 26. Każde dziecko z innym. Jak Amelie przyszła na świat, sam musiałem się wszystkiego nauczyć.
Wszystko było okej, do póki nie musiałem w wieku 11 lat iść do pracy, przez matkę. Mam zamiar dzieciaki jej odebrać. Muszę wygrać sprawę przeciwko niej. Co miesiąc wysyłam Amelie po dwadzieścia tysięcy, więc nie martwię się, że są głodni, ale martwię się o ich stan psychiczny z tą kobietę..

- gdzie polazła? - zapytałem podirytowany.

- do jakiegoś sąsiada. Powiedziała, że wróci po weekendzie.

- to kiedy ona poszła?

- uhm.. w czwartek wieczorem, kiedy się spotkamy?

- niedługo, słoneczko. Proszę, ucałuj Arię i chłopaków ode mnie. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po naszej myśli i niedługo będziemy razem w Nowym Yorku mieszkać. - uśmiechnąłem się do telefonu.

- chcę już mieszkać z tobą.. od dwóch dni Austin jest chory i nie wiem co mu jest..

- jak to? Co się dzieje?

- wymiotuje, dusi się przez kaszel, płacze, bo go wszystko boli. Jestem zmęczona już zajmowaniem się nimi..

- wiem, ale księżniczko, wytrzymaj trochę i już niedługo odpoczniesz. Obiecuję..

- Anton.. - powiedziała łamiącym się głosem, a ja poczułem gulę w gardle.

- hmm?

- kocham cię, braciszku.

- ja ciebie też.. - odpowiedziałem cicho. Wtedy oczy mi się zeszkliły, a po drugiej stronie usłyszałem szlochanie. - nie płacz, jesteś silna..

Wiem, co ona teraz przeżywa. Wiem, jak się czuje..
Po skończonej rozmowie zjadłem kolację i poszedłem wziąć lodowaty prysznic. Mam dużo miejsca w domu, dlatego pomieszczę całą czwórkę.
Niech ja tylko tam pojadę po nich. Chyba ją rozkurwię. Nie wygra tej rozprawy, nawet jak będzie trzeba to zapłacę, żeby mieszkali ze mną.

Poszedłem do salonu oglądać telewizję, jednak niedługo po tym przysnąłem.
Lecz sen nie trwał długo, bo o północy dostałem telefon. Telefon, którego nigdy bym nie chciał dostać.

Numer nieznany.

- Anton, słucham? - odpowiedziałem zaspany.

- dobry wieczór, pan jest bratem Amelie Kim? - zapytał mnie głos mężczyzny.

- tak, jestem bratem. - usiadłem od razu. - co się stało?

- bardzo nam przykro i składamy najszczersze kondolencje. Pana siostra została znaleziona martwa. Powiesiła się na klamce w łazience.

Poczułem jak życie ze mnie uchodzi. Zaniemówiłem.

- pogotowie poinformowała pana młodsza siostra, Aria. Dzieci są aktualnie z nami, na komendzie. Z matką nie ma żadnego kontaktu.

- wie pan, proszę dać mi trochę czasu. Jestem aktualnie w Nowym Yorku, ale już lecę. Będę rano. - powiedziałem od razu zbierając wszystkie rzeczy.

Zadzwoniłem do Sky i Kevina poinformować ich i wsiadłem w samolot do Kolorado. Miałem lecieć tam po całą czwórkę, a nie kurwa na pogrzeb mojej siostry! Zabiję ją. Zabiję tą szmatę!

Akurat lot był za godzinę, dlatego kupiłem bilet.
Po odprawie siedziałem już na swoim miejscu. Nawet nie wiem kiedy, ale łzy zaczęły mi cieknąć po policzkach. Straciłem jedną z najważniejszych osób w moim życiu.
Po wylądowaniu w tym pierdolonym mieście, od razu ruszyłem na komendę, gdzie czekało moje rodzeństwo. W moim mieście jest tylko jedna komenda policji, dlatego wiedziałem gdzie mam się kierować.

Kiedy zobaczyłem ich przestraszonych i zapłakanych, wiedziałem, że zabiję swoją matkę dzisiaj.

Wszystko, to co miałem powiedzieć na policji, powiedziałem. Załatwiłem matkę. Mają po nią przyjechać, a ja pojechałem z rodzeństwem po ich rzeczy. Lecą ze mną do Nowego Yorku.
Wszedłem do środka, gdzie na kanapie siedziała ta dziwka. Od razu podszedłem do niej i ją postawiłem na równe nogi, łapiąc za kołnierz koszulki.

- ty ździro pierdolona! - krzyknąłem, a ona spanikowana przez chwilę nke wiedziała co się dzieje. - zabiję cię, kurwa. Twoje dziecko nie żyje, a ty kurwisz się u sąsiadów?! Jesteś skończona!

- Anton! - zawołał Austin, a ja na niego spojrzałem.

Puściłem to kurestwo i wzrok skierowałem na jej twarz. Płakała.

- mam nadzieję, że jak nie ja cię zabiję, to kurwa zdechniesz sama z siebie tutaj. - poszedłem pakować dzieciaki.

Nic się nie odezwała, płakała, a Aria tuliła chłopaków na korytarzu.

- chodźcie. Lecimy do domu, dzieciaki. - wyszedłem z nimi trzaskając starymi drzwiami.

Tej dziwki nigdy nie będzie mi żal. Nigdy..
Przepraszam, Amelie, że musiałaś czekać. Mam nadzieję, że teraz jest ci lżej. Śpij spokojnie, aniołku, bardzo cię kocham..

Welcome to HEAVEN.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz