49. To był zakład..

88 1 0
                                    

~ Alexander ~

23.12.2022r. Piątek.

Zapukałem do jej drzwi, tylko dlatego, by móc jej złożyć życzenia urodzinowe. Chcę z nią porozmawiać, o tym co tak naprawdę nas rozdzieliło.

Otworzyła mi babcia, która jak mnie zobaczyła, to miała łzy w oczach.

- wejdź dziecko moje.

Usiedliśmy przy stole. Kobieta zrobiła herbatę.. porozmawialiśmy chwilę na temat tego, co się stało, po czym udałem się do jej pokoju.

- hej Lucy. - otworzyłem drzwi.

Dziewczyna w sekundę spojrzała na mnie i zamarła.

- ja chciałem złożyć ci tylko życzenia i dać to. - postawiłem na jej biurku zapakowane pudełko. - więc tak. - usiadłem obok niej. - wszystkiego najlepszego z okazji urodzin moja wariatko, wredna wiedźmo, moja kiciu.. kocham cię bardzo mocno, nie chciałem ci tego pisać, wolałem sam przyjechać. Rozumiem, może teraz widzimy się po raz ostatni, ale.. powiedz mi, co nas rozłaczyło?

- Alex.. ja.. - schowała twarz w dłoniach.

- spokojnie. - przytuliłem ją.

- to był zakład.. ty byłeś zakładem. Nasza relacja była zakładem.. źle się czułam z tym, że pokochałam cię mając w tyle głowy to, że kocham cię przez zakład.. - wylała się. Dosłownie.

- okej. Jedziemy do Dubaju? - zapytałem.

- ale Alex! Ja ci wyznałam właśnie, że to był zakład..

- no właśnie. To BYŁ zakład. Już nie jest. Dobra, lecimy do Dubaju?

- ty fiucie. Nigdy nic nie powiesz! - szturchnęła mnie i się zaśmiała.

- nie będę wracać do przeszłości, a skoro teraz wiem jaki był powód, to chciałbym swoją kicię zabrać do Dubaju.

- matko.. kocham cię, dicku..

- ja ciebie też kocham, moja pussy.. - przytuliłem ją. - brakuje mi ciebie.

- a mi brakuje ciebie i Jaya. Kocham was obu, brakuje mi ciebie obok, tego jak umiałeś pokazać mi, że będąc fiutem, też można kochać.

- a ta tylko od fiutów umie mnie wyzywać..

- a ty mnie od wrednych wiedźm! I nie tylko! Dobra, pakuję się..

Uśmiechnąłem się.

Te pięć miesięcy bez niej, były jak rok bez słońca. Wziąłem rozwód bez większych problemów, oczywiście Maddinson to prawie udaru od samej myśli dostała. Przykrą sprawą było to, że zraniła najważniejszą osobę dla mnie.
Teraz już nie pozwolę na to.
Praca przez brak Lucy, stała się przymusem, ponieważ zazwyczaj po całej robocie przejeżdżałem do niej, lub brałem ją do siebie. Chyba nigdy aż tak nie byłem zamknięty w sobie.

A teraz lecę z nią do Dubaju.
Bo po co mam ją winić za coś, co zrobiła kiedyś? To tak jakby miała mnie oceniać za morderstwa, które dokonałem. Nie. Ona mnie po prostu rozumie, zawsze rozumiała. Zamknąłem pewien okres w życiu, tylko dlatego by móc otworzyć skrzydła.

- wyjdziesz za mnie? - zapytałem totalnie poważnie.

- przestań, nie żartuj sobie.

- nie żaruję. Wyjdź za mnie, Lucy.

- o matko, a ten swoje. Dawaj do hotelu. - złapała mnie za fiuta i zaczęła ciągnąć.

To jakiś jej pierdolony nawyk.

- czekaj, dawaj palec. - powiedziałem i uklęknąłem przed nią.

- what the fuck. - powiedziała. - Alexander Jay Knight.

- no dawaj łapę! - zaśmiałem się. - wróciliśmy do hotelu już jako narzeczeństwo.. tak jakby tej przerwy nigdy nie było..

Welcome to HEAVEN.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz