Pani Pylińska i sekret Chopina - recenzja

51 2 0
                                    


W liceum byłam największą fanką Erica-Emmanuela Schmitta - czytałam wszystkie jego utwory i zachwycałam się większością. Ten szał już dawno u mnie minął, ale zawsze mam w sercu jakieś ciepło dla tego pisarza, musiałam więc wybrać się na inscenizację jego opowiadania. No i Urszula Grabowska i Patryk Szwichtenberg w obsadzie...

Spektakl wystawiony w Teatrze Bagatela jest adaptacją jednego z opowiadań, którego nie miałam okazji czytać, była to więc dla mnie pierwsza styczność z tym dziełem. Historia ma formę quasi-autobiograficzną: Eric-Emmanuel Schmitt wspomina czasy, gdy był zafascynowany muzyką Chopina. Od dziecka jednak nie potrafił dobrze grać utworów tego kompozytora. Gdy wyjeżdża na studia, dowiaduje się o pani Pylińskiej - Polce, która udziela lekcji gry na fortepianie.

Ze względu na formę spektaklu, prowadzonego przez Erica, można dość łatwo poznać treść opowiadania i wyczuć, że jest ono w duchu Schmitta, chociaż wydaje mi się, że nie jest to jego najlepsze dzieło. ,,Pani Pylińska i sekret Chopina" jest lekką, dosyć sielską historią, chociaż niepozbawioną dostrzegania w życiu bólu. Zdecydowanie historia ma przesłanie, ale są to dosyć banalne i oczywiste treści o znajdywaniu celu w życiu, dostrzeganiu piękna w świecie, docenianiu bliskich i szukaniu własnej drogi. Nie jest to tak przeszywający temat jak w ,,Thrill me" czy nawet ,,Błękitnych krewetkach", ale sam Schmitt wypowiada się o swojej twórczości jako o czymś, co ma nieść morał, ale jednocześnie być przystępne i nie przytłaczać, więc myślę, że ten spektakl właśnie taki jest.

 Nie jest to tak przeszywający temat jak w ,,Thrill me" czy nawet ,,Błękitnych krewetkach", ale sam Schmitt wypowiada się o swojej twórczości jako o czymś, co ma nieść morał, ale jednocześnie być przystępne i nie przytłaczać, więc myślę, że ten sp...

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zauważyłam, że w tym sezonie coraz częściej bywam na spektaklach małoobsadowych, bez ogromnego zespołu, gdzie ciężar rozłożony jest na garstkę aktorów. I chociaż bardzo lubię rozbudowane widowiska, gdzie jest wiele postaci i wiele się dzieje, tak taka forma daje możliwość bycia bliżej bohaterów, a aktorom większe pole do popisu, bo muszą dźwigać na ramionach całość spektaklu. W ,,Pani Pylińskiej" mamy tylko czworo aktorów, z czego dwoje na dalszym planie. Magdalena Woleńska wcielająca się w Lekarkę nie miała tak naprawdę możliwości pokazania jakichś emocji czy warsztatu, jej rola ogranicza się do krótkiego dialogu wyjaśniającego sytuację. Domyślam się, że tak było zbudowane opowiadanie, więc trudno tu mieć pretensje do aktorki czy reżysera.

Ciekawszą postacią jest ciocia Aimee w wykonaniu Aliny Kamińskiej - ekscentryczna marzycielka, wprowadzająca sporo szumu i koloru, ale także ciepła i czułości. Jej gra jest nieco karykaturalna, przesadzona, bo sama ciotka przypomina postać z innego świata, ale bije od niej ciepło i czułość, przez co łatwo się do niej przywiązać, nawet jeśli nie jest to do końca moralna czy zrównoważona postać. W scenach między nią a Ericiem widać głęboką miłość i więź.

Na pierwszym planie śledzimy oczywiście tytułową Pylińską i Erica. Ta pierwsza to surowa, mówiąca co myśli kobieta, która jednak kryje w sobie wrażliwość i mądrość. Urszula Grabowska jest aktorką, którą bardzo lubię oglądać na ekranie i która kojarzyła mi się z rolami łagodnych i opiekuńczych kobiet w takich filmach jak ,,Joanna" czy ,,Syberiada polska". Długo czekałam, żeby zobaczyć ją na żywo i nie zawiodłam się - fantastyczne jest to, że spod postaci ani trochę nie przebijała mi się Urszula Grabowska czy jej wcześniejsze postacie, tylko sama Pylińska - kiedy trzeba, chłodna, dosadna, stawiająca Erica do pionu, ale w pewnych scenach pozwalająca sobie na emocje. Razem z Ericiem widz początkowo może być zszokowany obscenicznością kobiety, by potem czuć do niej coraz więcej sympatii.

Patryk Szwichtenberg to aktor, o którym już wypowiadałam się tu bardzo pozytywnie i mam nadzieję, że będę nadal. Muszę przyznać, że gdybym miała wybierać, to chyba nie uznałabym roli Erica za jego najlepszą - nadal noszę w sercu zdjęte już ,,W'Ariacja pożądania" czy ,,Życie jest snem". Ale jestem pod wrażeniem, jak Szwichtenberg prowadzi spektakl, opisuje widzowi historię Erica i tworzy więź z publicznością. Eric jest tu jednocześnie narratorem, więc są sceny, gdy wygłasza ekspozycję na temat akcji i chociaż mogłoby być to nużące, to gra Szwichtenberga nie pozwala się nudzić, a aktor ukazuje różne stany swojego bohatera, jego młodzieńcze marzenia, buntowniczość, przemianę i odkrywanie swojej wrażliwości pod wpływem Pylińskiej, a pod koniec także sporo smutku i melancholii. Ostatnia scena z ciotką Aimee była bardzo poruszająca.

Spektakl jest wystawiany na kameralnej scenie i z założenia taki chyba miał być, więc pod względem technicznym nie ma za dużo do opowiadania

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Spektakl jest wystawiany na kameralnej scenie i z założenia taki chyba miał być, więc pod względem technicznym nie ma za dużo do opowiadania. Kostiumy są ładne i schludne, ale proste i codzienne, nie wyróżniają się. Scenografii praktycznie tu nie ma - jedynie krzesło i szkielet fortepianu, gra świateł także nie buduje tła, wszystko jest na barkach aktorów i sceny. Rozumiem takie zabiegi i zdaję sobie sprawę, że mają one sprawiać, że widz zwróci uwagę na samą treść, użyje wyobraźni, ale jednak w teatrze lubię to, że zawiera wiele elementów, nie bazuje tylko na historii, ale ma do dyspozycji warstwę wizualną... Uwielbiam spektakle, które są piękne wizualnie, sprawiają, że chce się patrzeć na scenę, i nie musi być to koniecznie wynik bardzo bogatej scenografii czy kostiumów: można używać minimalizmu i tworzyć piękne rzeczy. Tutaj trochę zabrakło mi ,,wizualności".

Natomiast dużą robotę robi muzyka Chopina - czasem będąca przerywnikiem między scenami, czasem występująca w tle, a czasem po prostu grana przez bohaterów. To ona tworzy klimat, wzbudza emocje i wprowadza nas do świata muzyki, pasji i zachwytu.

Nie jest to spektakl, który do głębi mnie poruszył i zostanie na długo w mojej pamięci - był przyjemną rozrywką, czasem wzbudził pewne refleksje, a końcówka wypadła naprawdę emocjonalnie i poruszyła ważny dla mnie temat, natomiast nie jest to spek...

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nie jest to spektakl, który do głębi mnie poruszył i zostanie na długo w mojej pamięci - był przyjemną rozrywką, czasem wzbudził pewne refleksje, a końcówka wypadła naprawdę emocjonalnie i poruszyła ważny dla mnie temat, natomiast nie jest to spektakl, który będzie siedział w mojej głowie. Jednak był bardzo przyjemnie spędzoną godziną, podczas której razem z obsadą można było celebrować to, po co chyba wszyscy przychodzą do teatru - sztukę i jej powiązania z życiem.


Ocena: 7/10

Ulubiony aktor: Patryk Szwichtenberg

Ulubiona scena: pożegnanie z ciotką Aimee

Ulubiona scena: pożegnanie z ciotką Aimee

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Shitpost musicalowyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz