6. DRACON

160 28 24
                                    

Rozmowę z rodzicami przerwały silne wstrząsy o narastającym natężeniu. Nie mogłem tkwić nadal w komorze metabolicznej i wypytywać matkę. Intuicja podpowiadała, że należy działać tu, teraz, natychmiast. Zakończyłem bez zbędnych tłumaczeń połączenie. Czas był kapryśny, a w chwili obecnej brakowało go na wyjaśnienia oraz udzielanie odpowiedzi na zadawane pytania. Zanim jednak obraz zniknął, zdołałem dostrzec przerażenie wymalowane na twarzy mej protoplastki.

Komora nawalała, w związku z czym nie zdołałem otworzyć jej z użyciem panelu sterowania. Albo padł system, albo mechanizm, lecz zastanawiać się nad tym mogłem znacznie później. Tak, później będzie pora, żeby szukać usterek, oceniłem, nie zawracając sobie tym teraz dłużej głowy. Niestety, aby wypchnąć odrzwia, musiałem się solidnie nagimnastykować, bowiem od przedniej ściany ciało oddzielał stosunkowo niewielki dystans. Idealny do prowadzenia rozmów holowizyjnych, ale zbyt mały, jeśli trzeba było drastycznie zmienić pozycję.

Pomimo to udało mi się jakoś unieść ręce i ułożyć dłonie na przedniej ścianie komory. Cały czas masakrycznie trzęsło, więc śmiało mogłem wykreślić przeskok jako źródło. Turbulencje trwały zbyt długo jak na standardową zmianę lokacji statku. Naparłem na barierę, usiłując włożyć maksymalnie dużo siły w wykonywaną czynność. Zacisnąłem szczęki, zgrzytając praktycznie zębami i dając werbalny upust wysiłku, którego musiałem się podjąć. W pierwszej chwili konstrukt nawet nie drgnął, dopiero po kilku następnych sekundach odblokowując mechanizm.

Oczom ukazało się wnętrze statku, kiedy praktycznie wypadłem na zewnątrz, niesiony siłą wstrząsów. Vey nie zwrócił na mnie nawet uwagi, próbując zapanować nad pojazdem. Miejsce obok mężczyzny pozostawało puste. Drugiego pilota nie dostrzegłem nigdzie w zasięgu wzroku. Czym prędzej na trzęsących się nogach doskoczyłem do panelu sterowania, łapiąc za drążek, zanim jeszcze ulokowałem się na siedzisku.

- Gdzie Shoggo? – zapytałem.

- W serwerowni – odparł. Wyjątkowo nie zamierzałem łajać mężczyzny za niezachowanie konwenansów. Jeśli mieliśmy zaraz zginąć, nic mi po tym, gdyby tytułował mnie lordem Calveyralo. – Padł system nawigacyjny, a kamienie przegrzewają panele sterownicze. Lada moment możemy stracić drugi silnik.

- Drugi? – zapytałem z realnym przerażeniem.

Nasz Kerso był niewielkim statkiem kosmicznym przeznaczonym do dyplomatycznych podróży. Niewielka ilość osób na pokładzie, skromna załoga, drobne wymiary pojazdu. Co za tym szło, Kerso został wyposażony jedynie w dwa sirwowodore silniki. Awaria jednego przeciążała maksymalnie drugi, zaś uszkodzenie obu skazywało nas na bezwiedne dryfowanie w przestrzeni kosmicznej przez bliżej nieokreślony czas. Nikt bowiem nie twierdził, że spotkamy kogoś na swej drodze. Przynajmniej przed dokonaniem żywota.

Innym problemem okazywała się awaria systemu chłodniczego. Kamienie pochodzące z mej rodzimej planety Kery były skutecznie wykorzystywane do utrzymywania odpowiedniej temperatury. Chłodnice bowiem wypełniała substancja, którą należało podgrzać, ale nie przegrzać. Zbyt niska temperatura również była problematyczna. Latami trwały badania oraz próby skorygowania substancji heltaicznej wypełniającej baki chłodnic, aż udało się je skutecznie zestawić z kamieniami ahymskimi wydobywanymi z dna krateru wulkanu Ahrum.

Zimny pot oblał me ciało, choć pewny nie byłem czy to subiektywne uczucie, czy faktycznie kropelki wystąpiły na skórę. Zacisnąłem mocniej palce na drążku. Ciężko było utrzymać panowanie nad statkiem, jeśli wszystkie inne systemy szlag trafiał. Kierowanie ręczne wymagało niesamowitej siły, zdolności, a także opanowania.

- Niestety pierwszy przestał działać, gdy wskutek... Kandaw! – zaklął, kiedy coś najpewniej eksplodowało w innej części statku. Nie byłem przypięty pasami, dlatego siłą odrzutu poleciałem w przód, nieopatrznie wykrzywiając drążek. Straciliśmy na moment stabilność, co przy naszej prędkości oznaczało kłopoty. Kolejnym złym omenem był pas asteroid ciągnący się przed nami, w który wlecieliśmy z impetem, uderzając bokiem o jeden z kamulców. Kerso okręcił się, wykonując niepełny obrót wokół własnej osi, a my wraz ze statkiem. – Prostuj! – Vey wydał polecenie.

Sięgając gwiazd. Laila. TOM IV [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz