28. LAILA

161 25 22
                                    

Od wizyty nad Połyskującymi Jeziorami minęło całkiem sporo dni, a przez nawał zajęć powoli traciłam rachubę w ich odliczaniu. Tydzień, dłużej niż tydzień lub nieco mniej, choć ten akurat wariant z niewielkim prawdopodobieństwem dzielił mnie od tamtejszych wydarzeń. Wydarzeń, jakich do tej pory nie potrafiłam zrozumieć.

Nie wątpiłam ani ociupinkę w niezwykłe, ponadprzeciętne zdolności substancji przypominającej wodę, jaka napełniała Połyskujące Jeziora. W zasadzie pojęcia nie miałam, jak to wszystko dokładnie działało, aczkolwiek bez cienia wątpliwości nie był to losowy przypadek. Nie, skoro mój koszmar objawił się niczym na zawołanie na oczach Morfeusza. 

Tym bardziej, kiedy podświadomość cichuteńkim głosikiem podpowiadała, że cała akcja została wcześniej zaplanowana, choć twardych dowodów w dłoni nie trzymałam. Jednakże potrafiłam dodać dwa do dwóch, a dziwne zachowanie Dracona przy kolacji udającego pogrążenie w lekturze, utajone niezadowolenie Moiel oraz nietypowe wymiganie Reythena pracą powodowały, iż wyczuwałam spisek. I jeszcze komunikaty dziadka kierowane bezpośrednio do mnie.

Jeszcze jedna myśl krążyła mi po głowie niezmiennie od czasu zwiedzania podziemnych, keryjskich akwenów o niebanalnych właściwościach. Dziadek Reythena wspomniał o moich genach, nimi właśnie argumentując jako zupełnie normalne niekontrolowane wyjawienie własnych lęków, które zamierzałam zakopać czym głębiej i prędzej. Ponoć genów oszukać się nie dało, a moje należały do pary Ziemian, stąd nie pojmowałam zależności, jakiej niestety senior Oushay nie był łaskaw mi już objaśnić. Powiedział za to wiele innych, ciekawych rzeczy. Jednakże coś jeszcze nie dawało mi spokoju od czasu pamiętnej wycieczki. Oczy.

Na myśli nie miałam jednak tym razem pary ciemnozielonych oczu w szmaragdowym odcieniu, jakie zazwyczaj przywoływałam co noc w snach, lecz inne. Zielone tęczówki wpadały w niespotykaną albo przynajmniej rzadko spotykaną niebieską barwę, dokładnie tak samo jak moje. 

Nieczęsto widywałam takie ubarwienie nawet pośród Ziemian, choć obecnie niewiele miałam z nimi wspólnego, dlatego obiektywnie spoglądając na sprawę, nie uważałam własnego punktu widzenia za nazbyt doprecyzowany. Złapałam się jednak na tym, że wielokrotnie próbuję spojrzeć w tęczówki seniora rodu, który podobnie jak Reythen z bratem częściej przebywał teraz w posiadłości.

- Trzeba przepisać listę gości – oznajmiła nieoczekiwanie Moiel, przykuwając moją uwagę.

Odkąd w koszmarnej marze dostrzegłam, iż zostałam sprowadzona do miana towaru, nie traktowałam kobiety z takim samym szacunkiem jak wcześniej. Owszem, zwracałam się do niej nad wyraz poprawnie politycznie, ostatecznie nadal niejednokrotnie nazywając ją matką, aczkolwiek okruchy zdrowego rozsądku znajdowały doskonałe usprawiedliwienie dla mego irracjonalnego zachowania. 

Moiel Calveyralo nie mogła się zorientować, że cokolwiek wiedziałam ani jaką częścią informacji dysponowałam. O dziwo, twierdzenie to wypłynęło dodatkowo z ust dziadka jeszcze w trakcie zwiedzania niezwykłych akwenów za miastem. Miał mnie wesprzeć, lecz nie rozgryzłam jeszcze w jaki sposób. Pojęcia też nie miałam, jak zapanować nad strachem, który notorycznie czaił się gdzieś w mrocznych zakątkach duszy.

Żadne ze słów Morfeusza Oushaya nie wskazało jednoznacznie, jakie dokładnie właściwości posiada substancja z akwenów. Wątpiłam jedynie, iż ukazanie w pełnej krasie mego koszmaru właśnie tam stanowiło przejaw woli siwiejącego mężczyzny. Keryjczyk może i władał koszmarami, może i posiadał niesprecyzowane koneksje w sennym wymiarze, aczkolwiek nie musiałby taszczyć mnie na specjalną wycieczkę, gdyby pragnął pogmerać w moim umyśle. Co więcej, wysuwając przy tym logiczne tezy na temat lęku oraz uśpionych w podświadomości obaw.

Sięgając gwiazd. Laila. TOM IV [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz