Pół godziny po kolacji na przygotowanie do spaceru stanowiło aż nazbyt dużo czasu. Gotowa byłam w kwadrans, nawet niepełny, aczkolwiek przez myśl nie przeszło mi poganiać szanowanego Morfeusza Oushaya. Tak czy inaczej mężczyzna zdawał się oczekiwać mego przybycia, gdy równo o uzgodnionym czasie przekroczyłam próg salonu, gdzie cierpliwie czekał w towarzystwie córki. Gdy tylko dostrzegli mnie, prawdopodobnie wcześniej słysząc kroki Jedynki stąpającej nieprzeciętnie hałaśliwie, zaprzestali cichej wymiany zdań.
- Nie chciałam przeszkadzać – przemówiłam nieszczerze.
W rzeczywistości żałowałam, że Inrime nie zostawiała mnie samej. Nie miałam cienia wątpliwości, że celowo hałasowała, niejako informując pracodawców o moim nadejściu. Jakby właśnie za to pobierała opłatę, pomagając im utrzymać za moimi plecami kolejne sekrety, w jakich istnienie kompletnie nie wątpiłam. Lady Moiel rozpromieniła się na mój widok, podobnie jak Morfeusz, nawet jeśli ich zdania w jakimś stopniu nie brzmiały jednym głosem.
- Ależ nie przeszkadzasz, moja droga – oznajmił, dźwigając się z fotela. Następnie zwrócił się do towarzyszącej mu kobiety. – Wybacz mi teraz, ale wzywają mnie inne, ważniejsze sprawy.
- Jeśli to nie problem, mama może wybrać się z nami – zasugerowałam przymilnie.
Określenie, jakim od dłuższego czasu określałam mentorkę, ledwie przecisnęło się przez gardziel. Każda matka ponoć chciała najlepiej dla dziecka, podczas gdy Moiel zdawała się wyniszczać swe potomstwo stopniowo niczym wirus z wolna mutujący w organizmie chorego. Już nawet nie myślałam o tym, jak mocno zniszczyła mi życie, bo wbrew jej przekonaniom nie byłam z nią spokrewniona. Ale Rey oraz Dracon stanowili odmienną bajkę. Ich zepsuła, mącąc i matacząc, wypaczając postrzeganą przez nich perspektywę.
- Problem – uciął krótko, mierząc surowym wzrokiem kobietę, nim ta zdołała cokolwiek powiedzieć. Podejrzewałam, że nawet ona nie posiada na tyle odwagi, aby sprzeciwić się Imperatorowi koszmarów, bez względu na łączące ich więzy rodzinne. Zwracając się do mnie, przemawiał zupełnie odmiennie, a głos mężczyzny był przyjazny i okraszony spokojem. – Weź lepiej jakieś wierzchnie okrycie. Od wody zwykle jest chłodniej, moja droga.
Skinęłam głową, ale zanim zrobiłam cokolwiek, Inrime już opatulała me ramiona płaszczykiem z delikatnego materiału będącego wartościowszą odmianą satyny. Będąc rodowitą Keryjką na pewno znała doskonale okolicę, a także prawdopodobne niedogodności mogące doskwierać w okolicach miasta.
Przytrzymałam materiał, żeby nie zsunął się z ramion, nie zaszczycając kobiety ni słowem wdzięczności. Przygotowanie mnie na każdą ewentualność stanowiło element jej pracy, więc podziękowanie nie zostałoby odebrane pozytywnie przez nikogo obecnego w pomieszczeniu. Za to w końcu pobierała wynagrodzenie, które musiało być na tyle sowite, aby opłacało się jej całkowicie zrezygnować z prywatnego życia.
- Teraz już chyba nie zmarznę – odparłam półżartem, półserio.
Skwitowali moją uwagę uśmiechem, nie komentując.
- Chodźmy, moje dziecko.
Ruszyłam posłusznie w ślad za Morfeuszem. Wiedziałam, iż późna pora nie stanowiła przeszkody do podziwiania uroków Połyskujących Jezior, ponieważ woda błyszczała, mieniąc się kolorami, jak sama nazwa wskazywała.
Czytając jakiś czas temu o tym miejscu, dowiedziałam się również, że wokół znajdowało się mnóstwo kryształów jarzących się światłem niczym kolorowe żaróweczki. Ponadto nie mogłam zapomnieć, że niemal wszędzie znajdowały się drobne lampki uruchamiane sunącą ponad nimi talateą. Wszak założenia wyprawy nie zmieniły się ani odrobinę, więc drogę miałam przebyć na platformie razem z seniorem.
CZYTASZ
Sięgając gwiazd. Laila. TOM IV [ZAKOŃCZONE]
Chick-LitŻycie szybko ją doświadczyło. Jako dziecko Laila straciła wszystko, musząc odnaleźć się błyskawicznie w nowej rzeczywistości. Nowe życie, nowe zasady, nowa rodzina i... Reythen. Pamiętała go z czasów, gdy jeszcze miała po co żyć. Natomiast teraz, g...