30. LAILA

148 24 20
                                    

Kiedy gabinet wypełniły dwa krótkie słowa, zamarłam, niemal zapadając się w siedzisku. Toris w sposób nieunikniony zbliżał się do Kery, a co więcej, on jako jeden z nielicznych nie miał zajmować miejsca w hotelu ani w domostwie któregokolwiek z tutejszych dygnitarzy. Takie zachowanie mógłby śmiało odebrać jako obrazę, a obrażony Toris nie zwiastował szczęścia ani dobrobytu, w co kompletnie nie wątpiłam. 

Nie wątpiłam także, iż miałam mniej czasu na przygotowanie się do wyjścia, niż pierwotnie uważał senior Oushay. Wszak należało wziąć pod uwagę, iż w trakcie zacumowania ponoć super wspaniałego statku postrachu galaktyki my musieliśmy znajdować się już na miejscu, oczekując niestrudzenie zejścia z pokładu. Kolejną z opcji możliwych nietaktów okazałoby się, gdyby zacny Toris musiał oczekiwać komitetu powitalnego, a jak wszyscy w galaktyce doskonale wiedzieli, Zdobywca nienawidził czekać.

- Uspokój się – szepnął cicho Dracon, gdy ledwie stałam w miejscu, niemal depcząc sobie po stopach.

- Wybacz, ale niezmiernie łatwo ci mówić – odparłam, posyłając mężczyźnie ganiące spojrzenie.

- Oboje przestańcie – nakazał Reythen, jednak szary wzrok spoczął na bracie, dając jasno do zrozumienia, kogo mocniej tyczył się przytyk. – Nie sądzę, żeby Torisa satysfakcjonowało powitanie przez nieposkromionych Keryjczyków.

Nie byłam Keryjką, więc uwagę mężczyzny także puściłam mimo uszu, uznając, iż słowa nagany skierował wyłącznie do brata. Starszy mężczyzna skinął głową, poprawiając kołnierz w sposób mogący sugerować, iż ubiór ciśnie go, nie pozwalając cieszyć się swobodnym oddechem. Mimo to zaciągnęłam się powietrzem, próbując dodać sobie animuszu, kiedy olbrzymi załogowiec nareszcie dokował na naszych oczach, co stanowiło nie lada widok. Tadmor prezentował się fenomenalnie.

- Radziłbym pilnować języka – zripostował Dracon, choć nie od razu pojęłam jego słowa.

Zdawały się oderwane od rzeczywistości, a dopiero po dłuższej chwili zrozumiałam, że od napomnienia partnera upłynęło więcej czasu, niż podejrzewałam. Zbyt mocno pochłonął mnie widok operującej perfekcyjnie potężnej maszyny. Prawdę mówiąc, takiego kolosa nie widziałam dotychczas pośród floty zaziemskich statków intergalaktycznych, nie potrafiąc się nadziwić wymiarami Tadmora. 

Usłyszeliśmy syk charakterystyczny dla ostatniego etapu parkowania tego typu maszyny transportowej, a ledwie minutę później na naszych oczach otwierało się przejście prowadzące do środka, opuszczając nisko pochyły oraz długi trap. Podejrzewałam, iż wielkość platformy zależna jest od statku, co zdawało się jedynym logicznym wnioskiem wysnutym na poczekaniu.

- To oni? – wymknęło mi się, kiedy u szczytu platformy ukazało się kilka osób.

Zmrużyłam oczy, chcąc lepiej widzieć. Odniosłam wrażenie, iż wcale nie mam do czynienia z Torisem, a członkami załogi jego statku, szczególnie że nie dostrzegłam żadnej kobiecej sylwetki, podczas gdy powinnam co najmniej dwie. Słyszałam bowiem, że wraz z Torisem oraz moją kuzynką stale podróżuje siostra mężczyzny, co wręczyło lady Moiel w dłoń możliwość w miarę bezkonfliktowego rozsadzenia gości przy naszym stoliku.

Miejsc oddzielający mnie od Dracona ostatecznie miało być sześć zamiast czterech. Moiel postanowiła dosadzić również swego ojca przy nas, chociaż pierwotnie z niejasnych mi przyczyn miał zasiadać nieco dalej. Ostatecznie jednak on oraz siostra Torisa, która otrzymała dodatkowe zaproszenie słane przekazem falowym, mieli rozdzielić nieprzepadających za sobą mężczyzn. Zerknęłam mimowolnie na Dracona, stwierdzając we własnych myślach, iż Toris nie potrzebował ochrony, a z awantury obu panów starszy brat Calveyralo nie wyszedłby cały ani zdrowy.

Sięgając gwiazd. Laila. TOM IV [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz