Trwając w objęciach Reythena, pragnęłam końca. Końca całej tej chorej sytuacji, gdzie mój rzekomo własny ojciec nieoczekiwanie pojawia się jako nieproszony świadek mych zaślubin, niszcząc wszystko za jednym zamachem. Jednocześnie podświadomie przeczuwałam, iż do mety wciąż jeszcze daleko, choć Toris zdecydował się wziąć czynny udział nie tylko w ochronie rodziny, ale również ukaraniu agresora. Brutalnym ukaraniu.
Co więcej, złe samopoczucie wzmagały odgłosy dobiegające mimo wszystko mojej świadomości. Z uporem maniaka rejestrować poczęła ona każdy cichuteńki nawet szmer, nie pomijając przy tym zawodzeń niedoszłej teściowej, Claudii, a nawet mężczyzny mającego czelność zwać się mianem ojca.
Jednak nie te krzyki były najgorsze. Nie płacze ani błagania słane do Iskry oraz innych atuariańskich bóstw. Tym, co najmocniej ubodło mnie w serce, rozrywając je fragment po fragmencie, była informacja, iż to ten właśnie mężczyzna, Garret Grinner, ojciec mający przede wszystkim chronić własne dzieci, zlecił morderstwo, jakiego niespełna dwa dni temu próbowała dokonać nieudolnie Inrime.
Nie pojmowałam, nie rozumiałam, nie potrafiąc chociażby przyjąć do wiadomości, jak straszliwymi w rzeczywistości były obecne odkrycia. Inrime naprawdę mierzyła do mnie z kophana, nakłaniając Reya, aby nie przeszkadzał w egzekucji, podczas gdy Garret nawet pod wpływem bezlitosnego Urtaro twierdził, iż to wcale nie ja byłam celem. Absurd.
Zdaniem mężczyzny Reythen mnie zbezcześcił, czym zasłużył sobie na śmierć. Pojęcia nie miałam tylko, w jaki niby sposób to zrobił, aczkolwiek podejrzewałam, że wszyscy mieszkańcy rezydencji i nie tylko snuli już domysły o moim erotycznym pożyciu z narzeczonym. Nikt nie wnikał, nikt nie dopytywał, ale każdy zakładał, że dawno już zaczęliśmy zgłębiać wzajemne arkana, badając własną seksualność.
Mogłam jedynie wysuwać wnioski, iż Garret niczym się od nich nie różnił, postrzegając mnie przez pryzmat stosunku z kakensarkami, gdyż Zaziemców określał w bezprecedensowy sposób. O ironio, złem wcielonym Zaziemców nazywała osoba, która od lat paktowała z nimi po kryjomu, mając na sumieniu więcej grzechów aniżeli znani mi przedstawiciele obcych cywilizacji. Nikt dobry nie dopuściłby się czynów podobnych do jego, choć nawet najbardziej plugawe istoty egzystujące we wszechświecie posiadały resztki sumienia.
Multum pytań kłębiło się w mojej głowie. Mnóstwo niewiadomych łaknących odkrycia wręcz dobijało się do mej świadomości, żądając uwagi. Uwagi oraz odpowiedzi. Niestety nie potrafiłam nawet nieznacznie oddalić się od mężczyzny, który skrywał mnie w swych ramionach, nie pozwalając odsunąć się bodajby odrobinę. I wcale nie miałam zamiaru uciekać, jeszcze nie, ale pragnęłam spojrzeć prosto w oczy Garretowi bądź Aremu, jak nazwał go ledwie przed momentem Reythen i wypytać o wszystko, odkrywając absolutnie całą prawdą.
Moja świadomość oraz podświadomość wspólnym głosem domagały się zaprzestania kłamstw oraz odkrycia wszelkich kart pozostających zagmatwaną tajemnicą. Kto natomiast mógł posiadać upragnione informacje, jeśli nie on? Pojęcia nie miałam, lecz los mimo wszystko postanowił inaczej rozegrać tę dziwną, niecodzienną sytuację.
Megan zaczęła rodzić i co do tego nie było najmniejszych wątpliwości, kiedy parła, zginając się w bólach, krzykami zagłuszając nawet lamenty Moiel i mej siostry. Choć nawet one sprawiały wrażenie skupionych na Tiris. Teraz Rey musiał mnie puścić, bowiem nie wyobrażałam sobie nawet, że kuzynka pozostawiona zostanie na pastwę gapiów. Ona usiłowała mi tylko pomóc bez względu na to, co ja sama zamierzałam uczynić memu stwórcy. Nie mógł obejść się bez kary, natomiast jako Calveyralo zdążyłam nauczyć się już, że każde przewinienie niesie za sobą konsekwencje.
Wbrew pozorom, a nawet krwawym rozrachunkom, nie wszyscy goście ewakuowali się w pośpiechu, opuszczając najpewniej sferę rezydencji Oushaya. Część z nich została, obserwując z zapartym tchem poczynania Torisa, jego rozprawianie się z wrogiem, a nawet punkt kulminacyjny dzisiejszego dnia stanowiący poród Tiris, który bez cienia wątpliwości miał uplasować się wysoko na drabinie doniosłych wydarzeń całej galaktyki. Oczami wyobraźni już widziałam te nagłówki oraz relacje dziennikarzy z dzisiejszej klęski.
CZYTASZ
Sięgając gwiazd. Laila. TOM IV [ZAKOŃCZONE]
Literatura KobiecaŻycie szybko ją doświadczyło. Jako dziecko Laila straciła wszystko, musząc odnaleźć się błyskawicznie w nowej rzeczywistości. Nowe życie, nowe zasady, nowa rodzina i... Reythen. Pamiętała go z czasów, gdy jeszcze miała po co żyć. Natomiast teraz, g...