68. LAILA

138 20 18
                                    

Oczywiście, że byłam zdenerwowana. Przelot na Lemyrthię, bo ponoć tam właśnie lecieliśmy w pierwszej kolejności, nie należał do szczególnie udanych. Choć całkiem możliwe że moja opinia zależała od przywyknięcia do innego komfortu lotu, a ponadto wykazywałam się przewrażliwieniem. Zdawało mi się bowiem, że wszyscy poza Claudią spoglądają na mnie litościwym, współczującym wzrokiem. Poza tym moja obecność chyba nie każdemu odpowiadała. 

Na potrzeby względnie wygodnego przelotu, Desh ustąpił mi swoją sypialnię. Niby zdeklarował się sam, ale prawdę mówiąc, podejrzewałam, że siostra maczała palce w jego rzekomo samodzielnej decyzji. W sumie byłam blisko spokrewniona z królową, podczas gdy on piastował tylko stanowisko jej ochroniarza. Aczkolwiek momentami ciężko było to dostrzec, obserwując ich wzajemne zachowanie i przekomarzania. Podobno przeniósł się gdzieś do części przeznaczonej dla personelu obsługującego przelot.

- Jak się czujesz? - Spojrzałam przez ramię w stronę znajomego, kobiecego głosu. Współtowarzyszka w podróży przystanęła w drzwiach mojej kajuty, obserwując bacznie jasnofioletowymi oczami. - Zestresowana? 

- Odrobinę - przyznałam. - Nigdy wcześniej nie byłam na Lemyrthii. O rodzinie Valliranów wyłącznie słyszałam - powiadomiłam, zgarniając niesforne włosy do tyłu. - Możesz się tylko domyślić, że ostatnimi czasy były to raczej... niepochlebne opinie. 

- Valegor podpadł Draconowi, żeniąc się z Claudią - westchnęła. 

Jak na mój gust, Dathmara zachowywała się nieprzeciętnie, wręcz nierealistycznie spokojnie. Podskórnie czułam, że podobnie do mnie skutecznie maskuje prawdziwe uczucia. Bałam się, dostrzegając każdej kolejnej doby podróży nowe lęki, czego starałam się otwarcie nie okazywać. Próbowałam je też racjonalizować. 

Wierzyć mi się po prostu nie chciało, że cała ta historia nie odcisnęła na niej żadnego piętna. Samo życie z Draconem było dla kobiety piekłem trwającym latami i nie uwierzyłabym w jakiekolwiek zaprzeczenia. Aczkolwiek teraz Dath zdawała się skupiać uwagę na innym mężczyźnie, przy którym sprawiała wrażenie zadowolonej. Jednak od czasu do czasu dostrzegałam w jej marach lękowych przebłyski, jakie łączyły obu mężczyzn. Wyglądało na to, że nadal obawiała się czy Nerenette z czasem nie nabędzie cech Dracona.

- Podpadł - przyznałam, melancholijnie. 

Naprawdę chciałam myśleć, że chodziło o zwykły zbieg okoliczności i czystym przypadkiem moim szwagrem został mój porywacz. Rzeczywistość niestety prezentowała się spektakularnie inaczej, z czego zdawałam sobie sprawę. Wszak wspomnień nie umiałam dłużej dławić, ale nauczyłam się ich nie rozdrapywać. Przeszłość miała pozostać przeszłością, nie warto było jej roztrząsać, zwłaszcza że w głowie przebrzmiewały słowa dziadka Morfeusza nakazujące po prostu żyć dalej.

- Nie jestem pewna czy ci tym pomogę, ale... - zaczęła, szukając adekwatnych słów. - Ja też na początku się bałam. 

- Nie boję się - skłamałam sprawnie. 

Rozciągnęła usta w pobłażliwym uśmiechu. Pokiwała lekko głową, jakby zgadzała się ze mną tylko i wyłącznie dla świętego spokoju. Odwróciłam nieznacznie wzrok, gdyż w międzyczasie zwróciłam się do rozmówczyni frontem. 

- W każdym razie pomyślałam, że zechcesz nam potowarzyszyć podczas lądowania. 

- To już? 

Pytanie samowolnie oraz bezwiednie czmychnęło spomiędzy moich warg. Oczy również automatycznie otworzyłam szerzej, wbijając wzrok w kobietę o intensywnie różowej skórze. Nie kłamała. I choć w teorii zdawałam sobie sprawę, że już wkrótce dotrzemy do punktu docelowego, pojęcia bladego nie miałam, jak szybko nastąpi to w rzeczywistości. 

Sięgając gwiazd. Laila. TOM IV [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz