22. URTARO

181 23 15
                                    

Balsam dla duszy? Relanium na uspokojenie? Seria wyciszających ćwiczeń? Pewnie nawet gdybym łyknął całą wielką garść tych przeklętych pigułek, urządzając sobie dzień medytacyjny i odurzając organizm samizanem, a przy okazji smarując cielsko ultrakosztownym kremem balsamicznym, gówno bym uzyskał. Byłem zdenerwowany do granic możliwości, bojąc się, że za moment przekroczę jakąś cieniutką linię, sprowadzając sobie na głowę nieszczęście. 

Nawet Megan wyczuwała intuicyjnie moje rozdrażnienie, próbując doszukać się jego źródła w różnościach. I chociaż wymieniając kilka spraw wiszących ponad moją głową niczym szafot, trafiła, coś jeszcze nie dawało mi spokojnie zmrużyć oka.

- Twoi rodzice na pewno nie są aż tak straszni – przemówiła, zwracając na siebie całą moją uwagę. 

Bagatelizowała problem, choć wierzyłem, że czyniła to w czystej nieświadomości. Tymczasem pora nadal była wczesna, a lista spraw zaplanowanych na dziś nie ciągnęła się w nieskończoność, więc mogłem przynajmniej teraz odrobinę dłużej nacieszyć się towarzystwem partnerki. Nie pałałem jednak ochotą na dywagacje o moich przodkach.

- Nie są też... jak my – odparłem, siląc się na spokój.

Właściwie Megan niewiele wiedziała o moich stosunkach z rodzicami, większości raczej się domyślając. Przynajmniej w tym wypadku wolałem, aby snuła przypuszczenia, niż gdyby Vurtia miała zasypywać ją historiami naszego dzieciństwa. W zasadzie nawet chciałem, aby pod moją nieobecność siostra nie opowiadała o przeszłości. 

Moja Tiris nie musiała słuchać o wymuszonych, serdecznych zachowaniach matki względem naszej dwójki ani tym bardziej o ojcu, którego niemal notorycznie przy nas nie było. Ona nie odnajdywała się w roli matki, zaś on wypełniał sumienne swe obowiązki wynikające z noszonego tytułu Torisa. 

Aż nazbyt sumiennie, pomyślałem, nie panując nawet nad grymasem, jaki najwyraźniej uwidocznił się na mej twarzy. Myślami wróciłem do okresu, gdy kazał się nade mną pastwić, ażebym został właściwie przygotowany na okrutną przyszłość. Miałem być gotów na wypadek, kiedy komuś uda się dopaść i dręczyć mą Tiris.

- Mimo wszystko to twoi rodzice, a ja chętnie ich poznam.

- Nie zdziw się tylko, proszę, jeśli nie przypadniecie sobie do gustu – oznajmiłem, gładząc ręką nagą skórę na krągłym brzuchu, odrobinę stopując deklaracje.

- To nie z nimi się wiążę, tylko z tobą – stwierdziła, zaskakując mnie.

Nawet jeśli ta teoria już w samych podstawach założeń została mylnie skonstruowana, pewność w jej głosie pozwalała przynajmniej na moment zatopić się w kłamstwie. Wiążąc się ze mną, Megan wkraczała do mojej rodziny w sposób niezbywalny, a teściowe potrafili dać się we znaki. Zmarszczyłem brwi, pozwalając na chwilę ponieść się myślom. 

Mózg wytworzył scenariusz spotkania partnerki z rodzicami. Nie byłem pewny, kto komu mocniej zajdzie za skórę. Toris Skari nigdy nie przepuścił nawet własnej partnerce, zaś dumna i zarazem oziębła Tiris Melponea bezbłędnie odgrywała swą rolę ze sztucznie przyklejonym do twarzy uśmiechem. 

Moja Tis z kolei posiadała charakter, a także moc, aby egzekwować należny jej szacunek siłą. Co gorsza, Megan zamierzałem przedstawić im dopiero teraz, kiedy naszej relacji nie sposób było już zataić, pomijając nawet grasujące po galaktyce historie medialne na temat nowej Tiris.

- Jedno nie wyklucza drugiego, a wręcz je za sobą pociąga.

Megan zmieniła pozycję, układając się bardziej na moim ciele. Podpierając rękami o tors, patrzyła zdecydowanie prosto w moje oczy. Nie musiałem czytać w myślach ani posiadać żadnej innej nadnaturalnej zdolności, aby bezbłędnie stwierdzić, że posiada na ten temat własną opinię. 

Sięgając gwiazd. Laila. TOM IV [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz