60. REYTHEN

134 23 8
                                    

Nie odwiedziłem jeszcze brata, w związku z czym lekkie poczucie winy godziło mnie w serce. Naprawdę żywiłem szczerą nadzieję, że miał co najmniej tyle szczęścia co Valegor, którego nie żałowałem ani odrobinkę. Claudia mogła uważać mnie za drania, chociaż nie zamierzałem głośno przyznawać się do braku empatii, aczkolwiek jej prawdziwie współczułem. Mojej uwadze od wejścia do sypialni wydzielonej na pobyt Valliranom nie umknął wygląd jej popuchniętej od płaczu twarzy.

Posiadałem serce, naprawdę, w co przynajmniej jedna osoba znajdująca się w pomieszczeniu mogła zwątpić, kiedy zasugerowałem, abyśmy razem z moją niedoszłą bratową udali się do pokoju Dracona. Sirbar wyglądał na wkurwionego, a mężczyzna o zielonym owłosieniu odsunął się od ściany, przyjmując pozycję gotowości do walki. 

Ciekaw byłem czy marzyło mu się mnie pobić, czy może chciał zwyczajnie wyrzucić mnie z pokoju za wszarz, ponieważ w pełnioną przez niego rolę ani ociupinkę nie powątpiewałem. Bardziej zaintrygowała mnie jednak reakcja samej zainteresowanej, gdyż nie spodziewałem się, że realnie rozważy propozycję.

- O tym akurat powinnaś zapomnieć – przemówił stanowczo Nerenette. 

O dziwo, nie brzmiał złowrogo, lecz tembrem głosu przywodził na myśl zacnego doradcę, mędrca zajmującego miejsce zawsze po prawicy króla. Nie wnikałem, uznając za całkiem prawdopodobne, że na Irdium pełnił funkcję nie tylko kata. 

- Ner?

Claudia obdarzyła go spojrzeniem wyczekującym sensownego, a wręcz niepodważalnego argumentu jak na dobrą królową przystało. Wysłuchiwała wszystkich, aczkolwiek wątpiłem, ażeby wybierała lepszą opcję, decydując się zrobić to, co i tak już postanowiła. Wszak to jej inni mieli się podporządkować a nie odwrotnie. 

– Z całym szacunkiem, Claudio, ale rozmowa, kiedy rozmówca nie jest w stanie myśleć zdroworozsądkowo ani racjonalnie, wyklucza się z samego założenia istoty konwersacji.

- Nie powiedziałam, że chcę z nim porozmawiać. – Zmrużyła oczy. – Ale nie sądzisz, że przynajmniej wypadałoby mi zajrzeć do niego? Może nie naznaczono ci jeszcze sytuacji, więc wiedz, że Dracona postrzelono, kiedy to mnie... - zaakcentowała - ...zasłonił własną piersią.

Przez oblicze mężczyzny o łuskach zdobiących ciało przebiegł grymas. Sirbar znał fakty, nawet jeżeli sam ich nie naznaczyłem z taką dokładnością. Udowodnił jednak swoją nietuzinkową inteligencję, a co za tym szło, z pewnością powiązał ze sobą poszczególne dane, konstruując możliwy scenariusz. 

Teoretycznie Garret nie miał podstaw strzelać do Dracona, jak uczynił w przypadku Valegora. Zatem wydedukowanie przyczyny nie stanowiło wyzwania dościgającego wyznaczeniu prawidłowego równania dla przeskoku do odległej galaktyki, nad czym wciąż głowiły się najtęższe umysły pośród naszych lokalnych cywilizacji. Bowiem chwilowo jedynie Andromeda była nam znana, w dodatku względnie oraz pobieżnie. 

- Nie wątpię, że czujesz się zobligowana. – Nerenette skrócił nieznacznie dzielący ich dystans. – To w zupełności normalne i naturalne.

- Nie mów do mnie jak do dziecka, Ner – obruszyła się.

- Wybacz mi – przyznał się do błędu, nie podejmując nawet próby obrony. Im dłużej go obserwowałem, tym mocniej utwierdzałem się w przekonaniu, że stanowił zaiste inteligentnego przeciwnika. – Próbowałem być delikatny, ponieważ wiem, że sytuacja z ojcem musi być trudna.

- Potrafię mimo to logicznie myśleć – wycedziła.

Kątem oka dostrzegłem zdenerwowanie Dathmary. Wzrokiem przesuwała z jednej sylwetki na drugą i z powrotem. Ciekaw byłem, czyje stanowisko poparłaby przyparta do muru, aczkolwiek wolałem tego nie sprawdzać. Zdołałem zaobserwować, że służka cieszyła się uznaniem w oczach nowej pani, w związku z czym sam mógłbym nieopatrznie strzelić sobie w kolano, gdybym poprosił ją o ustosunkowanie się oraz pomoc w podjęciu decyzji. 

Sięgając gwiazd. Laila. TOM IV [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz