Od ceremonii ślubowania dzieliło nas już raptem kilkadziesiąt godzin i prawdę mówiąc, pojęcia nie miałem czy uznać to za dobrą, czy może raczej złą wiadomość. Zgodnie z twierdzeniami matki oraz narzeczonej wnioskowałem, iż przygotowania zostały domknięte niemalże na ostatni guzik. Fakt ten akurat cieszył mnie niezmiernie, bowiem momentami zastanawiałem się nad przesunięciem daty. Nie chodziło już nawet o obecność Claudii, czego pragnąłem przede wszystkim ze względu na Lailę, ale o przeniesienie całej imprezy na Kerę.
Gościom trzeba było rozesłać także błyskawiczne informacje o zmianie miejsca ceremonii, co okazało się nieco trudniejsze aniżeli w pierwotnych założeniach. Mimo wszystko grono osób zaproszonych nie zmniejszyło się znacznie. Z posiadanych przeze mnie wiadomości na imprezie miało zabraknąć jedynie Celeste, która zaprojektowała strój Laili na życzenie matki, a także pary urzędniczej, gdyż w chwili zaślubin oczekiwani byli oni w innym miejscu, co także wyniknęło stosunkowo niespodziewanie. Jednakże można było uznać, iż ich miejsca wcale się nie zmarnują.
Obecność Torisa z partnerką została oficjalnie potwierdzona, krótko po wystosowaniu oficjalnego zaproszenia. Namiestnik Helegar natychmiast użyczył nam swego prywatnego doku w porcie intergalaktycznym, samemu postanawiając przemieścić okręt do części o charakterze bardziej publicznym, gdzie zatrzymywali się przedstawiciele elity keryjskiej dyplomacji. Chcąc, nie chcąc, musiał obniżyć własne standardy, jeśli zależało mu na zachowaniu głowy.
Niejaka Deisano Oro pełniąca funkcję osobistej służki Torisa przesłała wytyczne, wprawiając ponoć w ogromne zdumienie całą tutejszą władzę, co w sumie było do przewidzenia. Dotychczas port, w którym cumował Tadmor, nie mógł być użyczany innym statkom. Tymczasem Helegar podobno otrzymał nakaz udostępnienia miejsca dla statku pod banderą Lemyrthian, gdyby taki planował lądowanie na Kerze.
Asiz nie otrzymał jednoznacznej odpowiedzi, przez co dziadek omal go nie zamordował. Zadanie miał nad wyraz jasne. Polecieć, dostarczyć inwitację i przedstawić informację zwrotną, a z ostatniego etapu posłaniec kompletnie się nie wywiązał. Podobno opuścił Irdium na wyraźne życzenie samej Claudii, która obiecała skontaktować się z przedstawicielem rodu Calveyralo.
Cóż, póki co do kontaktu nie doszło, a przynajmniej nic w temacie nie wiedziałem. Aczkolwiek podejrzewałem, że nie znamy z Draconem całej prawdy, czym nie byłbym zdumiony. W końcu matka zatajała przed nami wiele istotnych danych przez większą część naszego życia, a ostatnio zachowywała się w sposób dziwny nawet jak na nią.
Niestety, martwiła mnie też Laila. Niby zachowywała się normalnie jak każdego zwyczajnego dnia od lat, ale jednak coś się w niej zmieniło. Obserwowała nas dokładnie i czujnie, jakby obawiała się ataku ze strony którejś z bliskich osób. Przypatrywała się uważnie Draconowi, ojcu, matce, dziadkowi, a nawet mi zdawała się patrzeć na ręce.
Wyczuwałem, że od jakiegoś czasu mocno się zdystansowała do całej rodziny, lecz nie rozumiałem. Dziadek zdradził także niewiele, choć jego sugestia w sumie mogła zostać dopisana do wielu sfer naszego życia. Nawet zbliżająca się wielkimi krokami ceremonia ślubowania mogła wywołać w Laili stres, mimowolnie wznosząc mury, jakich bałem się burzyć.
- Znów to robisz – stwierdziłem, posyłając narzeczonej twarde spojrzenie.
Korzystając z okazji mojej większej dyspozycyjności, postanowiłem spędzić z narzeczoną odrobinę czasu sam na sam. Zaproponowałem więc, żebyśmy wyszli na spacer do ogrodu. Nic zobowiązującego, brak ciekawskich i wnikliwych gapiów. Piękna okolica i świeże powietrze stanowiły dodatkowe atuty, ale Laila jakby wcale nie zwracała na to wszystko swojej uwagi. Była milcząca oraz sprawiała wrażenie zamyślonej.
CZYTASZ
Sięgając gwiazd. Laila. TOM IV [ZAKOŃCZONE]
ChickLitŻycie szybko ją doświadczyło. Jako dziecko Laila straciła wszystko, musząc odnaleźć się błyskawicznie w nowej rzeczywistości. Nowe życie, nowe zasady, nowa rodzina i... Reythen. Pamiętała go z czasów, gdy jeszcze miała po co żyć. Natomiast teraz, g...