14. DRACON

140 26 31
                                    

W gabinecie znaleźliśmy się chwilę później. Dziadek nie należał do osób owijających w bawełnę, a mimo wszystko z otwartym pytaniem zaczekał. W pierwszej kolejności naprawdę napełnił nam pucharki, okazując w ten sposób, iż respektuje fakt, że dorosłem. Kiedyś nalewał mi soku, podbudowując tym prostym gestem, podczas gdy dziś wreszcie zasłużyłem sobie na stuprocentowy alkohol palący w przełyk przy połykaniu.

- Zatem co mogę dla ciebie zrobić?

- Muszę odzyskać Claudię – poinformowałem prosto, wykładając kawę na ławę. Posłał mi spojrzenie świadczące, iż musi usłyszeć więcej, aby skutecznie mi pomóc. Nie ignorował mnie, nie zamierzał odesłać z kwitkiem, ale musiał poznać szczegóły. – Pamiętasz Claudię, prawda?

- Twoją Claudię?

- Poślubiła Valegora Vallirana.

- Tak myślałem, że to ona – przyznał, słysząc moje wyznanie. Posłałem mu pytający wyraz twarzy. Nie rozmawiałem z nim wcześniej, ale nie mogłem ręczyć, iż matka nie zdążyła go już wtajemniczyć w nasze chwilowe problemy. Ona lub ojciec. Jednak udzielone przez mężczyznę wyjaśnienie nie pokrywało się z przypuszczeniami. Żadne z rodziców nie kontaktowało się z dziadkiem, a przynajmniej robili to w innych sprawach. – Okrzyknięto ją rewolucjonistyczną władczynią Irdium, wiedziałeś o tym?

Pokręciłem głową. Dziadek odstawił szklaneczkę na blat, wciskając guziczek na pilocie sterującym jego osobistym komputerem dyskowym, który ustawił w sposób pozwalający mi oglądać wyświetlaną treść. Minęła chwila, zanim oczom ukazał się widok nagłówków oraz postać szatynki uchwycona z zaskoczenia bądź w niewiedzy.

Rewolucjonistyczna władczyni Irdium podnosi poziom lemyrthiańskiego sojuszu, odczytałem błyskawicznie wytłuszczony oraz pogrubiony tekst. Dziadek nie zmyślał. Przejrzałem kolejne akapity, dowiadując się, jak znaczącą rolę zaczęła odgrywać na Irdium i nie tylko. O Claudii głośno było także na innych planetach sojuszu, z głównym naciskiem na Lemyrthię oraz Argejon, choć zdecydowanie przypadła do gustu bardziej siostrze Valegora niż jego braciom.

- Rozpoznałeś ją? - zadałem nurtujące mnie pytanie.

- Niewiele różni się od Laili Reythena.

- Ale jednak się różni.

- To fakt – przyznał, a jego tajemniczy głos przyprawił mnie samoistnie o gęsią skórkę.

Dziadek coś wiedział. Coś, czego nie wiedziałem ja ani mój brat, a być może nawet matka nie zdawała sobie z tego sprawy. Postanowiłem otwarcie zapytać, co chodzi mu po głowie.

- Co masz na myśli?

Dziadek sięgnął po pucharek, drugą ręką łapiąc butelkę. Nie opróżnił jeszcze naczynia, a już dolewał sobie kolejnych procentów. Kiedy dopełnił szklaneczkę, gestem zasugerował dolanie również mi. Zawahałem się. Spicie mnie nie zakończyłoby naszej rozmowy, jedynie odwlekłoby ją w czasie, z czego doskonale zdawał sobie sprawę.

Nie odpuszczałem, nigdy, a tym bardziej nie w sprawie kobiety, o której za dzieciaka opowiadałem mu każdego dnia, zakochany w niej już wtedy po uszy. Jeśli nie wyrażałem akuratnie własnych aspiracji, chwaliłem się przed nim nowym materiałem dokumentującym jej rzekome oczekiwanie na poznanie mnie. List, który dostałem w starym, papierowym wydaniu pisany odręcznie stanowił główny temat naszych rozmów przed okres kilku tygodni, ale nawet wtedy nie dał mi odczuć, że go nudzę lub jestem zbyt nachalny bądź naiwny. Nawet jeśli byłem.

Odłożył butelkę z powrotem na miejsce, pociągając duży haust trunku. Również upiłem trochę własnego, jednak nieporównywalnie mniej od niego. Czekałem z jawną niecierpliwością, aż mnie oświeci, nie powtarzając pytania. Doskonale je przecież słyszał, a skoro potrzebował czasu na dobranie słów, nie dostrzegałem przeciwskazań, ażeby ów czas mu odebrać. Miałem go chwilowo aż zanadto, skoro Claudia nie miała lada moment przekroczyć progu gabinetu, oddając mi się w pełni, jak tego pragnąłem.

Sięgając gwiazd. Laila. TOM IV [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz