Potrzebowaliśmy sojuszników i to nie byle jakich. Zanosiło się, całkiem uzasadnienie w dodatku, że dojdzie do zbrojnego starcia z Lemyrthianami oraz całym ich zakłamanym sojuszem. O ile wymiary unii mogły przerażać, o tyle należały do niej raczej biedne, nierozwinięte światy. Nie tak bardzo jak nasz.
Mimo najszczerszych chęci nie potrafiłem skupić się na wykonywanych czynnościach. Grunt usunął mi się pod nogami, kiedy zasłyszałem, że ma niedoszła bratowa jednak żyje. Nie umiałem określić, ile czasu trwało zawieszenie pomiędzy rzeczywistością a bliżej nieokreśloną, mentalną przestrzenią, lecz jedno wiedziałem na pewno. Laila mogła tego nie przetrwać.
Ojciec wyznaczył mi dzisiaj niemało prac. Niby wdrążałem się dopiero w cały dyplomatyczny światek, ale taryfą ulgową nie byłem objęty nigdy, przenigdy. Geny stanowiły, że esprit miałem we krwi. Wszelkie niezbędne przymioty do nawiązywania oraz utrzymywania relacji w odpowiednim tonie płynęły razem z nią w żyłach oraz tętnicach, wypełniając krwioobieg. Zatem teraz ja trwałem na spotkaniu, a on, mój mentor i przewodnik, zajmował się biurokracją w gabinecie.
Westchnąłem ciężko. Lubiłem swoje zajęcie. Wymagało nie lada inteligencji i błyskotliwości na wybitnie wysokim poziomie, a zarazem niebanalnej finezji oraz sprytu. Posiadałem każdą z powyższych zalet, świetnie bawiąc się w kontaktach z innymi personami. Dzisiaj jednak robiłem za mediatora, a tego typu fucha nigdy mnie nie bawiła, zwłaszcza kiedy myślami odbiegałem do aktualnej sytuacji.
Myśli bombardowały głowę, a kolejnych samo tworzących się scenariuszy już nie umiałem zliczyć. Większość tyczyła się Laili oraz Claudii, ale niektóre konstruowałem, wcielając się intuicyjnie w skórę brata. Nawet nie umiałem sobie wyobrazić, co musiał czuć, będąc świadkiem zaślubin obiecanej mu kiarei, którą tak bardzo opłakiwał swego czasu.
- Lordzie Reythenie, wszystko dobrze?
Konsul Xailer nachylił się do mnie, wbijając spojrzenie swych złocistych oczu w moje, kiedy pękł trzymany przeze mnie pucharek. Jego zawartość rozlała się po blacie, tworząc groszkową kałużę zarówno na stole, jak i u jego postawy, skapując na dół. Otworzyłem dłoń, upuszczając resztki kielicha na blat, po czym uważnie zlustrowałem opinającą ją alabastrową skórę. Po wewnętrznej stronie szybko zlokalizowałem różową krechę. Wydostająca się coraz śmielej na zewnątrz krew barwiła skórę na kolor ulubionych owoców Laili, idealnie komponując się z malinami.
- Tak – stwierdziłem po chwili. Potrząsnąłem ręką. – Kruche te kieliszki.
Ohusentsu zmierzył mnie wzrokiem. Wyglądał, jakby usiłował prześwietlić na wylot moje myśli, aczkolwiek nieskazitelnie biała skóra nie posiadała przeźroczystych pól. Po chwili ruchem prawicy nakazał trwającej przy nas służbie sprzątnąć bałagan, w związku z czym na moment w zajmowanym przez nas pomieszczeniu zapanowało poruszenie. Dwie xaileriańskie służki w ułamkach sekund usunęły odłamki szkła, ścierając zwinnie rozlany lohstu. Szkoda było tak zacnego trunku.
Kiedy tamte odeszły, miejsce u mego boku zajęła inna służka. Wyglądała jednak nieco inaczej, różniąc się również uniformem. Złociste oczy i kilka innych charakterystycznych dla Xailerian cech pozwalało jednak sklasyfikować ją pod względem pochodzenia. Bez słów ujęła mą dłoń, zabierając się za leczenie. Opuszkiem drugiego palca, który zarazem był środkowym, przesunęła po krwawiącej szramie, zasklepiając rozcięcie.
Miałem szczęście, że przezorny Ohusentsu nie ruszał się bez uzdrowicielki. Uniosłem głowę, przenosząc wzrok z naszych rąk na jej twarz. Xailerianki wyróżniały się niebanalną urodą i choć nie były one w mym typie, musiałem uczciwie przyznać, że bezimienna panienka należała do urodziwych. Smukła i drobna, lecz o odpowiednich kształtach mogła śmiało rozglądać się za partnerem również poza Xailer. Złociste oczy kontrastowały z głęboką czernią włosów przypominających owcze runo bądź cukrową watę będącą jednym z ulubionych przysmaków Laili. Natomiast pełne usta poruszały się w rytm cichcem szeptanych formuł, jakimi wspomagała własne zdolności niczym mityczna czarodziejka.
CZYTASZ
Sięgając gwiazd. Laila. TOM IV [ZAKOŃCZONE]
Chick-LitŻycie szybko ją doświadczyło. Jako dziecko Laila straciła wszystko, musząc odnaleźć się błyskawicznie w nowej rzeczywistości. Nowe życie, nowe zasady, nowa rodzina i... Reythen. Pamiętała go z czasów, gdy jeszcze miała po co żyć. Natomiast teraz, g...